Author | |
Genre | humor / grotesque |
Form | prose |
Date added | 2024-08-22 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 164 |
Władek siedział przed domem, palił i czekał na żonę, która pojechała rowerem do sklepu. Właściwie to czekał na kolację, po której miał zamiar pójść do baru na piwo i pograć trochę w karty. Nagle zobaczył żonę biegnącą drogą tak szybko, jakby ją ktoś gonił. Zaraz też wpadła na podwórko i zawołała:
– Wilk! Wilk chciał mnie zagryźć!
– Jaki wilk? Gdzie? Kiedy? – spytał zaskoczony Władek.
– Tam na drodze, koło Budryków! Wyskoczył z rowu i rzucił mi się do kostek! No to rzuciłam rower i uciekłam!
Mąż próbował jej przerwać, ale ciągle powtarzała, jak to wilk wyskoczył z krzaków, chwycił za pedał roweru i byłby ją zagryzł, gdyby nie uciekła. Gdy się w końcu uspokoiła, zapytał:
– Wilk koło Budryków? Toż to na środku wsi i w biały dzień. A nie był to jaki pies? Niektóre tak lubią lecieć i szczekać za rowerami albo autami.
– Za durną mnie masz?! – krzyknęła żona. – Psa bym nie poznała! To był wilk i tyle!
Wilki w okolicznych lasach były od zawsze, ale niewiele. Zimą widywało się ich tropy na śniegu, ale nigdy nie podchodziły do wsi. Starzy ludzie opowiadali, że przed wojną trzeba było strzec przed nimi koni wypuszczanych na pastwiska, ale od tamtych czasów nikt we wsi wilka nie widział. Dlatego Władek nie uwierzył w opowiadanie żony. Powiedział więc tylko:
– To rower został tam na drodze? No to pójdę po niego.
– I torba z zakupami też została – zawołała żona, gdy już był u furtki.
Władek szybko dotarł w okolice domu Budryków, ale roweru na drodze nie było. Pomyślał, że pewnie ktoś go zrzucił z jezdni, żeby nie przeszkadzał jadącym. Przeszukał więc rowy i krzaki przydrożne, znalazł uszkodzoną torbę za zakupami i - o dziwo - z portfelem, ale roweru nie było.
– Masz to twoją torbę i portfel – powiedział do żony po powrocie. – Ale rower przepadł. Jakiś skurwiel go podpieprzył. Niby człowiek zna wszystkich we wsi, a jednak nie wie, że i złodzieje też tu są – zakończył wyraźnie zdenerwowany.
– Żeby wilki napadały na ludzi! – wybuchnęła znowu żona. – Tak nie może być! Trzeba z tym iść do wójta, na policję albo do leśniczego! Niech wystrzelają te wilki!
– Kobieto, opamiętaj się – odpowiedział mąż. – Pójdziesz do wójta i co mu powiesz? Że cię wilk chciał ugryźć w nogę? W biały dzień? Na środku wsi? Przecież ci nie uwierzy i też powie, że to był pies. A jak mu jeszcze powiesz o rowerze, to pomyśli żeś głupia, co myśli, że wilki rowery kradną. Jeszcze cię do wariatkowa wyśle.
Na takiej przepychance słownej upłynął Władkowi wieczór, a spotkanie z kolegami przy piwie i kartach diabli wzięli.
Za jakiś tydzień żona wpadła do domu i od drzwi zawołała:
– Nie wierzyłeś, jak mówiłam o tym wilku! A wczoraj Stefanową Maryśkę też wilk napadł na drodze!
Władka zatkało. Więc tylko wydukał, że pójdzie do Stefana zapytać i wyszedł z domu.
– Już rozpaplała wszystko – burknął Stefan, gdy sąsiad opowiedział mu o nowości przyniesionej przez żonę. – Mówiłem jej, żeby nie gadała nikomu co się stało, bo na durną wyjdzie. Teraz to już pewnie cała wieś wie i się śmieje.
– Posłuchaj Stefan – zaczął ostrożnie Władek. – Moja też gadała, że wilk ją napadł koło Budryków i że ze strachu rzuciła rower i uciekła. Do dziś jej nie wierzyłem, ale teraz to już sam nie wiem.
– Koło Budryków? – zapytał Stefan. – Moją też tam. I rower też gdzieś przepadł. Cholera jasna! Co z tym robić?
– Moja chce iść do wójta i na policję – powiedział Władek. – Do dzisiaj jeszcze nie poszła, ale teraz to pewnie razem z twoją polecą. Co myślisz? Może iść z nimi?
– Zdurniałeś?! – fuknął Stefan. – Pójdziesz do gminy i co powiesz? Że twojej babie wilk ukradł rower? Na durnia wyjdziesz! Chłop jesteś, gospodarz, honor masz mieć! Baby niech sobie idą, ale ja nie pójdę i tobie też nie radzę.
Na tym rozmowa się skończyła i Władek wrócił do domu. Streścił żonie rozmowę z sąsiadem i oświadczył, że do żadnego urzędu w tej sprawie nie pójdzie i sąsiad też. Wtedy żona wybuchnęła, zalała go wymówkami i nastąpiły ciche dni.
Obie kobiety natomiast za dwa dni ubrały się jak do kościoła i pojechały do gminy. Wójt - który skądś już dowiedział się o spawie - przyjął je uprzejmie i cierpliwie wysłuchał. Nie zgodził się na natychmiastowe wystrzelanie wszystkich wilków w okolicy, ale obiecał porozmawiać o tym z policją i nadleśnictwem. Kobiety poczuły się zbyte, zagroziły odwołaniem się do wyższych władz i na tym spotkanie się zakończyło.
Na drugi dzień do wsi przyjechała policja i zrobiła przegląd psów. Dom po domu sprawdziła, czy psy są zaczipowane, zaszczepione i czy nie biegają luzem. Wlepiła kilka mandatów i pojechała.
Wieść o wilkach rozlała się jednak poza granice gminy i po kilku dniach do wsi zajechało auto lokalnej telewizji. Wysiadła z niego rozegzaltowana reporterka i natychmiast chciała rozmawiać z obydwiema napadniętymi kobietami. Te z początku odmówiły, bo nie chciały wystąpić przed kamerą w codziennych strojach i nieuczesane. W końcu jednak uległy i odpowiedziały jak umiały na wszystkie pytania. Reporterka jednak nie była z nich zadowolona, bo nie mogły sobie przypomnieć koloru sierści wilków i ich wielkości. Telewizja dotarła też do wójta, który powiedział, że sprawdzono już wszystkie psy we wsi i że policja monitoruje sytuację.
Wywiad puszczono w lokalnych wiadomościach na drugi dzień. Wynikało z niego, że nie daleko od stolicy regionu jest zapomniana przez Boga i ludzi wieś, gdzie wilki od lat zagrażają mieszkańcom. Że bezczynność władz w tej sprawie doprowadziła do tragedii i tylko dzięki szczęściu napadnięte kobiety uszły z życiem.
Cała wieś obejrzała program, ale nie była z niego zadowolona. Otwarcie mówiono, że obydwie kobiety nie powinny były udzielać żadnego wywiadu, bo telewizja przedstawiła wieś jako zacofaną, a ludzi jako durni.
Mijał czas, wilki już się nie pojawiały i prawie o nich zapomniano. Nie zapomniano jednak o rowerach.
Któregoś wieczoru Władek ze Stefanem grali w karty w barze i rozmowa jakoś tak zeszła na zaginione rowery.
– Pies trącał te rowery, ale chciałbym wiedzieć, co się z nimi stało – powiedział Stefan. – Z wioski raczej nikt ich nie wziął, bo po co one komu.
– Sami nic nie wymyślimy – odpowiedział Władek. – Ale może zapytajmy starego Mrowca. Może on coś wie.
Stary Mrowiec wcale nie był taki stary, ale miał mocno pomarszczoną twarz i stąd wzięło się to określenie. We wsi uchodził za człowieka światowego i mądrego. Proszono go więc często o porady i przeważnie doradzał dobrze.
Jakby na zawołanie stary Mrowiec właśnie wszedł do baru i usiadł przy stoliku w kącie. Obaj rozmówcy zamówili trzy piwa i podeszli do jego stolika.
– Chcemy ciebie o coś zapytać – powiedział Władek, posuwając Mrowcowi piwo.
– Siadajcie i gadajcie – odpowiedział Mrowiec.
Gdy petenci przestawili mu swój problem, Mrowiec się zamyślił. Pociągał powoli piwo, patrzył na ścianę naprzeciwko i jakby ważył słowa. W końcu powiedział:
– Na tych waszych rowerach to teraz jeżdżą wilki po lesie. Na twoim, Stefan, taki stary basior, a na twoim, Władek, młody czarny wilk.
– Jaja sobie robisz, Mrowiec! – krzyknął Stefani i zerwał się od stołu. – Widziałeś?!
– Widziałem, nie widziałem - moja sprawa. Pytaliście, to odpowiedziałem, a wierzyć nie musicie – odpowiedział spokojnie Mrowiec. Potem duszkiem dopił piwo, włożył czapkę i wyszedł z baru.
ratings: perfect / excellent
ratings: perfect / excellent
głupie jak świat światem! -
jeden z drugim przerażony
jęczy dureń nad wariatem. -
Gdzie my zawsze głowy mielim,
jak szli z niemi do pościeli?!
To dlatego tak nie trawimy zdrajców, kabli i donosicieli.
Na każdym tronie szkielet siedzi
I w każdym sypia łóżku,
Wszędzie, gdzie śnią swój los sąsiedzi...
U ciebie też, maluszku
;(
(patrz mądre słowa Morawca)
Dziękuję też za obszerny i ciekawy komentarz.