Author | |
Genre | history |
Form | prose |
Date added | 2025-03-07 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 46 |

Przepytując kręcących się wokół ludzi, młodzi zorientowali się, że to ja do szpitalika (z krzyżówki, gdzie zostawili mnie ``koledzy``) przyjechałem piękną bryczką, do której wcześniej jacyś nastoletni Kaszebi przyprowadzili mi miłego, spokojnego (z porzuconego gospodarstwa niemieckiego) konika wraz z całą jego uprzężą, po czym zaprzęgli złapaną klaczkę do tej poniemieckiej (już ``mojej``) bryczki, i wsadziwszy słabego jak dziecko na ławkę, zawołali:
- Może pan jechać! (prosto do znanego już szpitalika)
Potem tego konia i bryczkę ktoś ze służby szpitalnej ``odholował`` gdzieś na zaplecze, i pielęgniareczki wzięły mnie na nosze.
Tymczasem okazało się, że młoda para nie tyle szukała u mnie ochrony, ile chciała... żebym został u nich i za swój pobyt ``zapłacił im`` tym łagodnym koniczkiem i bryczką!
A mnie niepowstrzymanie gnało do domu! Miałem manię prześladowczą, że nie zdążę, a przede wszystkim, że nie ujrzę już swojej Mamy. Rezultat: ``przemili`` nowożeńcy po moich protestach i długich perswazjach zabrali mi jednak tego spokojnego konika, a w zamian zaprzęgli swoją wielką, chromą, chorą na zołzy chabetę. Szybko spostrzegli, że jestem łazarzem tak słabym i bezbronnym jak mucha, i że mogą ze mną robić, co chcą. Zabrali mi też nowe ubranie i nową jesionkę ze słowami:
- Ruski respektują ludzi z numerami obozowymi i biało-czerwoną opaską!
Z wielkim przejęciem przebrali mnie w swoje lumpy i wyprawili w drogę na tej ich szkapie, zaprzężonej do ich starej obszarpanej bryczki (moją, dużo lepszą zagarnęli sobie). Przebrali mnie w te swoje szmaty, ``bo jeszcze Ruski mogliby pana zwinąć - oni panów nie lubią!``. Tak się o mnie ``troszczyli``!
Nazajutrz, tak elegancko wyekwipowany, dojechałem do Wejherowa. Na rynku podszedł do mnie milicjant z karabinem i biało-czerwoną opaską na rękawie i kazał mi ... opuścić bryczkę, bo on potrzebuje konia.
- Ja mam ziemię, ale nie mam w co orać.
Odparłem, że jadę do Grudziądza, ponieważ nie mogę chodzić. Chętnie bym mu dał z duszy-serca, lecz z chorą i opuchniętą nogą daleko nie zajdę... i w tej sytuacji zapewniłem, że to niemożliwe; ze względu na chorobę mogę tylko jechać.