Autor | |
Gatunek | horror / thriller |
Forma | proza |
Data dodania | 2014-01-05 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 2383 |
Było piękne grudniowe popołudnie. Zmrożone kilkustopniowym mrozem powietrze było krystalicznie czyste i sprawiało, że aż chciało się oddychać pełną piersią. Śnieg iskrzył się w słońcu i raził po oczach swoją bielą. Sebastian wyszedł przed budynek i ziewnął szeroko przeciągając się leniwie. Dochodziła piętnasta godzina i słońce już prawie całkowicie zniknęło za horyzontem ustępując miejsca nadchodzącemu zmrokowi, młodszemu bratu nocy.
Sebastian był szczupłym mężczyzną średniego wzrostu o krótko przystrzyżonych, ciemnych włosach. Miał trzydzieści dziewięć lat i wchodził w średni wiek, zaczynał cenić wygodne życie i luksus. Właśnie niedawno sprzedał swoje sportowe BMW i kupił nowy samochód. Był to nowiutki, srebrny Mercedes, który od tygodnia dawał mu powody do dumy, a u kolegów wzbudzał uczucie zazdrości.
Był piątek i właśnie dzisiaj czekała go długa podróż, po tygodniowej nieobecności w domu wracał na weekend do żony. Cieszył się z tego powodu, stęsknił się za widokiem bliskiej mu osoby, poza tym miał parę niedokończonych spraw, które sądził, że uda mu się jutro załatwić.
Usłyszał kroki i obrócił głowę spoglądając na nadchodzącego od strony bramy postawnego mężczyznę. Był to kolega z pracy, który tak jak i on wyszedł do samochodu powoli przygotowując się do wyjazdu.
- Spieszy się do domciu, co?- Mężczyzna uśmiechnął się i zaczął machać rękami jak wiatrak
tracąc nagle równowagę. - Kurna, mieli posypać tutaj piaskiem, bo cholernie ślisko – krzyknął.
- Uważaj, bo orła wywiniesz – powiedział wesoło Sebastian – Masz rację, spieszy mi się, ale dzisiaj piątek, a dobrze wiesz co się dzieje w piątki, wszyscy pędzą do domu na złamanie karku, wszędzie korki jak diabli i nawet mając taki samochód – wskazał swojego merca ruchem głowy – nie uda mi się tego przeskoczyć. Będę musiał swoje odcierpieć.
- Nie narzekaj, w takim wozie chętnie bym postał nawet w korku – odrzekł tamten z podziwem cmokając. - Ładny prezent sprawiłeś sobie pod choinkę, he he...
- Do gwiazdki jeszcze dwa tygodnie, o prezencie to ja jeszcze pomyślę.
Mężczyzna wzruszył ramionami i minął Sebastiana patrząc pod nogi. Co za zarozumiały dupek, a niech się udławi tym swoim cholernym samochodem, pomyślał idąc i skrzypiąc po śniegu. Po chwili zniknął za rogiem budynku myśląc o swoich sprawunkach.
Sebastian jeszcze raz popatrzył na samochód po czym wszedł do budynku, bo zaczął już odczuwać na własnej skórze mroźne powietrze. Jeszcze raz przepatrzył swój pakunek, który od wczoraj przygotowany był do podróży i usiadł przy biurku w dużym fotelu. Wyciągnął nogi na blat stołu i odetchnął z zadowoleniem. Miał udane życie, nie ma co. Własny dom, swoją firmę, która zaczęła przynosić duże zyski, a niedawno założył też rodzinę. Trochę późno, ale przedtem jakoś o tym nie myślał, dobrze było mu za kawalera. Nocne imprezy, balangi, co rusz nowa dziewczyna poznana w nocnym klubie. A takich nie brakowało, było ich na pęczki. Drogę do nowych znajomości otwierał mu niezły bajer, elegancki ubiór no i co tu dużo mówić zasobny portfel. Później przejażdżka sportowym samochodem łamała najbardziej oporne i znajomość kończyła się u niego w mieszkaniu, które wynajmował na czas kiedy jego firma prosperowała na drugim końcu kraju. Lecz była to już tylko kwestia czasu, miał zamiar na stałe wraz z firmą przenieść się do rodzinnej miejscowości gdzie wybudował dom i gdzie mieszkała obecnie jego żona. Chciał być przy niej i odciąć się raz na zawsze od miłostek i nocnych schadzek, mimo obrączki na palcu cały czas ciągnęły go przelotne romanse.
Uśmiechnął się do siebie. Trzeba z tym skończyć, pomyślał. Podniósł słuchawkę telefonu i wcisnął jeden z przycisków. Jego uszu dobiegł aksamitny głos sekretarki.
- Słucham...
- Aniu, zaraz wyjeżdżam, jadę do domu, wracam dopiero w poniedziałek. Jakby ktoś próbował mnie namierzać będę pod służbowym telefonem.
- Oczywiście, niczego ci już nie potrzeba? - spytała zalotnie.
- Nie, nie chcę wracać do żony zmęczony – roześmiał się. - Do zobaczenia w poniedziałek. Udanego weekendu.
- Baw się dobrze. Pa – odparła.
Odłożył słuchawkę. Ania, jego sekretarka, zawsze służyła mu pomocą i nie przeszkadzało jej to, że miał żonę, ani to, że sama miała męża. Zawsze była na jego skinienie.
No dobra, koniec tego dobrego, pomyślał i zdjął nogi ze stołu. Czas się zbierać. Założył niebieską puchową kurtkę na siebie, starannie zamknął biuro, pożegnał się z sekretarką, wysoką, młodą blondynką z długimi włosami ubraną w krótką spódnicę i wyszedł do samochodu. Czekała go naprawdę długa podróż. Miał do przejechania z trzysta pięćdziesiąt kilometrów. Na początku i owszem wjeżdżał na autostradę, którą mknął połowę trasy, ale później już nie było tak bajecznie i musiał tłuc się wąskimi drogami za TIRami, a to już było prawdziwą katorgą. Jak wyjadę po piętnastej to wliczając w to korki, jakiś mały przystanek na kawę i posiłek to powinienem być w domu po dwudziestej pierwszej, chłodno kalkulował. To, że miał szybki samochód wcale nie oznaczało, że będzie szybciej, nie przy takim natężeniu ruchu niestety. Tak myśląc wsiadł do samochodu i odpalił silnik. Cudowny dźwięk miło łaskotał go w ucho. Włączył radio i ruszył w drogę. Kiedy wreszcie wydostał się z miasta i wjechał na autostradę odetchnął z ulgą.
Odprężył się i rozpędził wóz do stu siedemdziesięciu kilometrów na godzinę. Zrobiło się już całkowicie ciemno. Mercedes jechał bez wysiłku tnąc powietrze, silnika praktycznie w ogóle nie było słychać. Za to właśnie lubię te samochody, Sebastian położył prawą rękę na podłokietniku i dodał gazu. Poczuł jak wciska go w fotel od nagłego przyspieszenia.
Droga autostradą minęła mu szybko i bez przeszkód. Z żalem z niej zjeżdżał. Na domiar złego zaczął padać śnieg i to coraz bardziej intensywnie. Musiał zwolnić i to znacznie. Przed nim ciągnęły się samochody osobowe i ciężarowe, w przewadze tych ciężarowych właśnie. Zaklął w duchu wpatrując się uważnie w drogę. Zaczęło robić się ślisko. Padający śnieg poważnie utrudnił warunki na drodze, które i tak były niedobre z powodu dużego ruchu. Nagle samochody przed nim zaczęły hamować. Po chwili i on zatrzymał się w miejscu. Po piętnastu minutach stania i nie przejechania ani jednego metra do przodu, Sebastian wysiadł z samochodu. Kilka samochodów dalej dostrzegł jakiegoś mężczyznę, który stał przy Toyocie i głośno przeklinał. Podszedł do niego.
- Wie pan może co się stało? – spytał. Mężczyzna odwrócił się w jego kierunku.
-A panie, wypadek – odrzekł tamten wzruszając ramionami. Małymi oczkami na okrągłej twarzy spoglądał przed siebie. -Na cb radio mówią, że całe szczęście nieśmiertelny, bo dopiero byśmy sobie postali – dodał po chwili.
Teraz Sebastian zaklął pod nosem. Zawsze musi iść coś nie tak, myślał wracając do samochodu. Wsiadł do środka i trzasnął drzwiami. Usłyszał gdzieś z tyłu głośne syreny. To naprawdę musiał być świeży wypadek, bo karetka dopiero przeciskała się przez stojące samochody na miejsce tragedii. Po paru minutach minęła go dalej trąbiąc i błyskając światłami.
Postał jeszcze z jakieś czterdzieści minut, w międzyczasie minęła go jeszcze straż pożarna i policja, po czym samochody przed nim ruszyły. Odetchnął z ulgą i odpalił silnik. Kiedy przejeżdżał obok miejsca wypadku było już ono praktycznie uprzątnięte. W rowie leżały dwa samochody z których jeden był kołami do góry. Szybko ominął przyczynę długiego postoju i dalej jechał za sznurem samochodów. Kontynuował podróż. Dochodziła dziewiętnasta godzina i postanowił zatrzymać się gdzieś na parkingu. Miał cholerną chęć napić się kawy, o tak, kawa z mlekiem będzie w sam raz, pomyślał i zjechał na najbliższy oświetlony zajazd. Zobaczył duży kolorowy szyld „U Bogdana” i zatrzymał się przed samym wejściem. Wysiadł i rozprostował kości. Zamknął samochód i wszedł do środka. Restauracja sprawiała dobre wrażenie, od razu dało się zauważyć, że właściciel, zapewne mający na imię Bogdan, dba o swój interes. W środku siedziało z parę osób, jakieś małżeństwo z dwójką dzieci, w rogu przy ścianie wcinając, aż mu się uszy trzęsły jakiś facet jadł parujący posiłek, kotleta z frytkami i surówką. Sebastian poszedł do toalety i załatwiwszy potrzebę starannie umył ręce.
Podszedł do baru, przy którym z drugiej strony stał krępy facet oparty o blat, czytający zza okularów jakąś kolorową gazetę. Widząc podchodzącego klienta odłożył ją na bok.
-Dobry wieczór – powiedział.
- A dobry, dobry. Chciałem napić się kawy, ale powiem szczerze, że zaczęło mnie ssać w żołądku – Sebastian zaczął rozglądać się po ladzie.
- Proszę- sprzedawca podał mu kartę dań.
Wziął ją do ręki i powoli zaczął przeglądać. Wzrok jego zatrzymał się na naleśnikach. Tak, miał chęć właśnie na naleśniki z serem, polane owocowym jogurtem. Usłyszał jak zaburczało mu w żołądku.
- Poproszę dwie porcje naleśników i kawę z mlekiem – zwinął i odłożył na ladę menu.
- Już się robi – powiedział dziarsko właściciel i krzyknął w stronę kuchni. - Dwa razy zestaw numer dwanaście – odwrócił się z powrotem i włączył elektryczny czajnik. - Z daleka pan jedzie?
- Z Warszawy.
- Yhm... Na tej drodze ostatnio często dochodzi do wypadków. Niestety dużo jest śmiertelnych – wsypał do porcelanowego kubka czubatą łyżeczkę kawy i zalał wrzątkiem.
Podsunął kubek w stronę Sebastiana, który poczuł aromatyczną woń i wciągnął z lubością powietrze.
- Tak? - zaciekawił się Sebastian siadając przy barze. - To chyba nic nowego, wszędzie zdarzają się wypadki.
- Pewnie, że tak – sprzedawca nachylił się w jego stronę. - Ale tutaj dzieje się coś naprawdę niedobrego, nikt nie umie tego do końca wytłumaczyć.Sebastian spojrzał na niego z zaciekawieniem.
- Kilka dni temu na tej drodze biegnącej do miasta też miał miejsce wypadek – kontynuował dalej właściciel. - Śmiertelny. Na prostej drodze jadący samochód uderzył w przydrożne drzewo. Pasażer zginął na miejscu, a kierowcy oprócz złamania i kilku zadrapań nic się nie stało. Był trzeźwy. Kiedy doszedł do siebie opowiadał, że nagle nie wiadomo skąd przed samochodem pojawiła się jakaś postać, nie zdążył nawet zauważyć czy była to kobieta czy też mężczyzna. Skręcił nagle kierownicą i wpadł w poślizg. Z samochodu mało co zostało – pokręcił głową. - Takich wypadków było dużo więcej...
- Może kierowca był zmęczony, często wzrok płata nam różne figle – odezwał się Sebastian.
- Nie wiem, ale to wszystko takie jakieś dziwne – powiedział sprzedawca stawiając przed nim naleśniki polane jogurtem. - Smacznego.
Sebastian kiwnął głową w podziękowaniu i nie zaprzątał sobie dalej głowy przed chwilą usłyszaną opowieścią. Wcinał naleśniki, aż mu się uszy trzęsły. Kiedy skończył popił kawą, uregulował rachunek i pożegnawszy się wyszedł na parking.
Pogoda nie poprawiła się. Dalej sypał śnieg, a na domiar złego zaczęło wiać. Dużo by dał, żeby usiąść teraz przy ciepłym kominku. Aura dobra do siedzenia w domu, a nie do jazdy, pomyślał.
Podszedł do samochodu skrzypiąc butami i wyciągnął z bagażnika ręczną szczotkę. Podczas kiedy był w knajpie na dachu pojawiła się duża czapa śniegu. Zgarnął ją, wrzucił szczotkę do środka i wsiadł za kółko. Ruszył dalej.
Włączył ogrzewanie i samochód szybko się nagrzał. Po przejechaniu kilkunastu kilometrów zauważył, że trochę się rozpogodziło, na tyle, że zaczął dostrzegać przed sobą więcej szczegółów. Nagle zwolnił. Wytężył wzrok. W oddali dostrzegł jakby jakąś postać. Tak, nie mylił się, na poboczu stała kobieta i machała ręką. Ubrana była w jasną, zwiewną kurtkę, spódnicę przed kolana, ciemne rajstopy i czerwone szpilki. Co u licha ona tu robi w taką pogodę, sama na takim odludziu, pomyślał.
Zatrzymał się koło niej i wciskając przycisk otworzył boczną szybę.
- Dobry wieczór – kobieta odezwała się miłym, ciepłym głosem nachylając się do środka - Jedzie pan może do miasta? - Spytała poprawiając dłonią opadający jej na oko kosmyk czarnych włosów. Mogła mieć z jakieś dwadzieścia siedem, dwadzieścia osiem lat i co zdążył już zauważyć była bardzo ładna. Uśmiechnął się w duchu do siebie.
- Dobry wieczór – odpowiedział. - Tak, jadę w tamtym kierunku. Podwieźć panią?
- Jeżeli byłby pan tak miły – kobieta uśmiechnęła się do niego.
- Oczywiście, proszę, pani wsiada – przechylił się i otworzył jej drzwi zapraszając do środka.
Kobieta wsiadła z gracją i usiadła wygodnie w fotelu. Ruszyli.
- Fajny wóz – spojrzała na niego figlarnie.
Podobała mu się. Omiótł ją spojrzeniem od zgrabnych nóg do góry i odpowiedział uśmiechem.
- Często to słyszę. Czy może mi pani powiedzieć, oczywiście jeżeli to nie tajemnica, co do diabła taka ładna kobieta, ubrana tak lekko robi w taką zimnicę na takim pustkowiu? - Spojrzał na nią uważnie.
- Jechałam z tym draniem, moim niedoszłym chłopakiem – odpowiedziała zaciskając piąstki w złości.- Kiedy nagle zaczął mi zarzucać, że mam romans z kolegą z pracy. Kretyn. Pokłóciliśmy się, a on zatrzymał się i wysadził mnie na poboczu...
Sebastian obserwował ją z ukosa. Rzeczywiście półgłówek, pomyślał.
- Jak dobrze, że pan przejeżdżał. Stałam tak chyba z piętnaście minut i nie było, ani żywej duszy.- Odwróciła głowę spoglądając przez boczną szybę.
- Zawsze służę pomocą kobietom w potrzebie- Sebastian przyspieszył. Warunki na drodze poprawiły się znacznie.
Kobieta odwróciła się w jego kierunku.
- Wie pan co, znam doskonały skrót do miasta. Zaoszczędzimy kilkanaście kilometrów.
- Tak? - Sebastian jeździł do domu tylko głównymi drogami. Teraz miał okazję poznać krótszą trasę. - Jest pani stąd?
- Yhm. Tu się urodziłam. O, tutaj musiałby pan skręcić w lewo – wskazała nagle palcem boczną drogę.
Skręcił we wskazanym kierunku. Jechali w milczeniu. Droga pełna była ciasnych zakrętów, więc Sebastian skupił się na jeździe. Dopiero teraz zauważył, że w kobiecie siedzącej w jego samochodzie było coś dziwnego. Coś niewytłumaczalnego. Nie umiał sobie odpowiedzieć co było nie tak. Po prostu czuł to. Spojrzał na nią z ukosa. Siedziała patrząc przez szybę, a usta miała zaciśnięte w dziwnym grymasie. Zaczynał żałować, że nie pojechał główną drogą. Teraz to cholera wie gdzie jest. Kobieta prowadziła go przez tyle zakrętów i co chwila gdzieś skręcali, że przez to całkiem stracił orientację.
- Tutaj będzie kawałek długiej prostej – odezwała się nagle.
Sebastian przyspieszył mając dość już tej jazdy tymi serpentynami. Chciał jak najszybciej dojechać do miasta. Stamtąd do domu już miał całkiem niedaleko.
- Tu miałam wypadek- powiedziała kobieta beznamiętnym głosem wskazując palcem przed siebie. - Niestety nie przeżyłam...
Sebastian zdębiał. Poczuł jak oblewają go zimne poty, a włosy na głowie stają mu sztorcem do góry. Nie zdążył nic odpowiedzieć. Kobieta odwróciła twarz do niego i spostrzegł, że zaczynała się rozmywać i tracić kontury. Zamiast ładnych oczu spoglądały teraz na niego dwa koszmarne, puste oczodoły. Cała jej sylwetka stała się nagle na pół przezroczysta. Sebastian krzyknął. Schwyciła rękoma za kierownicę i pociągnęła w prawo, wprost na pobocze. Przydrożne drzewo zaczęło zbliżać się do nich w zawrotnej prędkości. Sebastian wcisnął z całej siły hamulec, ale przyniosło to odwrotny do zamierzonego skutek. Auto wpadło w poślizg. Odwróciło je o trzysta sześćdziesiąt stopni po czym z całym impetem uderzyło czołowo w drzewo. Rozległ się koszmarny huk i chrzęst miażdżonej blachy...
****
Zygmunt spojrzał we wsteczne lusterko. Droga zarówno za nim jak i przed nim była kompletnie pusta. Ciężarówka trzęsła i furkotała jak lokomotywa pokonując wyznaczoną trasę.
Była końcówka marca, śniegi powoli puszczały i czuć było zbliżającą się wiosnę. Gwizdał cicho w rytm słuchanej muzyki i patrzył wytężając wzrok przez przednią szybę. Dochodziła północ i był cholernie zmęczony, nie mógł już się doczekać gorącego prysznicu i kiedy przytuli wreszcie głowę do poduszki. Jechał już z sześć godzin, miał dostarczyć świeże, nowiutkie meble do hurtowni. Przed otwarciem sklepu załadunek musiał już być rozładowany.
Nagle w oddali na poboczu drogi spostrzegł postać. Zwolnił nieco i po chwili rozpoznał mężczyznę w niebieskiej kurtce machającego dłonią, aby się zatrzymał. Wcisnął hamulec. Ciężarówka zaczęła zwalniać i z piskiem hamulców stanęła obok tajemniczego autostopowicza.
Kierowca uchylił drzwi.
-Panie, co pan robisz o tej godzinie tutaj na tym pustkowiu? - Spytał się zdumionym głosem.
- Chcę się dostać do miasta – odezwał się mężczyzna.
- Masz pan szczęście, że przejeżdżałem. O tej godzinie to byś pan do rana czekał, aż ktoś by tędy jechał i się zmiłował.
Mężczyzna bez słowa wsiadł do środka wspinając się po stopniach. Ciężarówka sapnęła i ruszyli z miejsca.
Zygmunt spojrzał w stronę mężczyzny. Ten siedział i patrzył przed siebie.
- Znam świetny skrót do miasta – odezwał się nagle tajemniczy przybysz. - Zaoszczędzimy z pół godziny drogi.
Kierowca przez chwilę myślał nad słowami swojego nowego pasażera. Ciężarówka furkotała i trzęsła jak oszalała. Jechała zmierzając w stronę swego przeznaczenia.
oceny: bardzo dobre / znakomite
oceny: dobre / bardzo dobre