Autor | |
Gatunek | satyra / groteska |
Forma | proza |
Data dodania | 2014-03-16 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 3041 |
To nie była dobra wiadomość - gdy usłyszałem od szefa, że jadę w delegację, moje plany na najbliższy tydzień kompletnie legły w gruzach. Zamiast wypadu z rodziną do ciotki na wieś, będę musiał spędzić kilka dni w głośnym hotelu, do tego pełnym w pół przytomnego i nagiego towarzystwa. Nie dość, że wykłady pseudo ekspertów zanudzą mnie na śmierć, to jeszcze naoglądam się seksualno-pijackich ekscesów, lub na odwrót, jak kto woli. Zawsze wygląda to podobnie, a ja przecież jestem porządny, rzec można normalny. Mam żonę, dwóch synów, duży dom, samochód, psa i wspólny kredyt hipoteczny, co przecież stoi najbardziej na straży mojej przyzwoitości. Nie potrzebuję przygód, ucieczek z domu, skoro moja lepsza połowa pozwala mi niemal na wszystko. Wiadomo, już nie czas na spotkania z kolegami, wyjścia do hali na piłkę i tym podobne, ale to wyłącznie z moje nieprzymuszonej woli. To nic, że koledzy już do mnie nie dzwonią, przecież dobrze się bawią chodząc po spelunach i zaczepiając młode dziewczyny, świecąc im przed oczami kartami kredytowymi i kluczykami super szybkich i drogich aut. To nie dla mnie.
Lista współuczestników szkolenia nie napawa optymizmem. O ile nie znam połowy ludzi, to tę drugą połowę znam niemal perfekcyjnie. Scenariusz wypadu już mogę przybliżyć - otóż do południa wszyscy będą siedzieć grzecznie na zajęciach, w porze obiadowej i na przerwach prowadzić będą nieustające rozmowy z rodzinami, pełne ciepłych słów, buziaków, zmiękczeń. A potem te same osoby będą harcować, kopulować, wlewać w siebie alkohol i wzajemnie wymieniać się płynami ustrojowymi. Następnego dnia ponownie będą wydzwaniać w wolnych chwilach do żon i narzekać na brak wypoczynku, dużą ilość materiału do przerobienia oraz na hałasujących współuczestników szkolenia.
Niewyspany wsiadłem do pociągu. Od razu wyjaśniam, że samochodem nie jeżdżę służbowo, bo zwrot kosztów delegacji rozlicza się na podstawie dowodu w postaci biletu. Może to i lepiej, bo można się napić, bo cóż innego robić tak daleko od domu? Siedziałem w przedziale pociągu bardzo zmęczony. Jak zawsze przed wyjazdem, żona obudziła mnie w środku nocy. Spałem odwrócony do niej plecami, kiedy szarpnęła mnie za ramię, co zawsze oznacza to samo. Ten gest znam od wczesnej młodości, kiedy mama budziła mnie do szkoły. W małżeństwie oznacza to troszkę coś innego, ale ma również dużo wspólnego z wypełnianiem obowiązków. Jak już się można domyśleć, to nie były romantyczne chwile, do tego żona nie podkręciła nastroju, rzekłszy: „Dawaj, póki dzieci śpią. Byle szybko… Żebyś czasami nie miał głupot w głowie na tym wyjeździe. ”
Jadę niewyspany, jednak z innego powodu, bo seks z drugą połową nie trwał dłużej nawet od najlepszego w życiu skoku narciarskiego Roberta Mateji. Otóż resztę nocy nie pozwoliły mi odpocząć moje natręctwa - namiętnie analizowałem listę uczestniczek szkolenia, wyobrażając je sobie w ubraniu i bez, pode mną, nade mną. Na szczęście to tylko takie nieszkodliwe fantazje, nie mające wpływu na rzeczywistość.
Na wszelki wypadek wziąłem na drogę odpowiedni zapas alkoholu w postaci koli wymieszanej z czystą wódką, pół na pół, tak żeby inni podróżni nie domyślili się, że ten lekko rozjaśniony napój, to nic innego jak drink. Oczywiście w torbie podróżnej oprócz kosmetyczki i ciuchów zapakowałem kilka butelek lokalnego wyrobu spirytusowego. Ludzie z innych stron Polski nie znają smaku prawdziwego bimbru, a jak znają, to ten od mojego kolegi, Maćka, jest przy innych wyrobach niczym francuskie wino przy naszym rodzimym jabolu. Musiałem kilka dni temu odwiedzić Maćka, co zawsze kończy się dla mnie tak samo, czyli fatalnie. W zasadzie wypady do niego są moim jedynym punktem rozrywkowym poza domem. Jakoś przeżyłem upokorzenie zerwanego filmu, a moja żona pofolgowała sobie na całego, tłukąc mnie wałkiem do ciasta i kładąc golutkiego do łóżka. Rozwścieczył ją rzekomy zapach damskich perfum na moim ubraniu, co jest całkowicie niedorzeczne i świadczy wyłącznie o jej chorej podejrzliwości. Nie wiem, jak byłby piękny ten zapach, to i tak będzie się dla niej zwał „śmierdzącą dziwką”. Moja żona ma uraz, bo ojciec zostawił jej matkę i dzieci dla młodziutkiej Białorusinki, sprzątającej u nich okazjonalnie w domu. No i okazjonalnie teściu posuwał młodą dziewczynę, co zauważyła jako dziecko moja druga połowa. Dlatego jestem w stanie zrozumieć jej zazdrość . Nie wiem skąd zawsze wyczuwa u mnie zapachy innej kobiety, skoro prosto od Maćka wracam do domu. Niemożliwe, żebym wstąpił w takim stanie do jakiegoś klubu lub knajpy – jestem za spokojnym człowiekiem.
Gdy gapiąc się w zmieniający pejzaż za oknem wypiłem pół butelki mojego drinka, poczułem charakterystyczne ciepło na twarzy, co nasiliło moją chęć dotarcia na miejsce. W końcu może nie będzie aż tak źle. Oglądając twarze osób z przedziału, który zdążył się wypełnić, wyobrażałem sobie, że ktoś z tych obcych ludzi jedzie ze mną na szkolenie. Całkiem seksowna blondynka po lewej stronie, choć troszkę młoda, byłaby na pewno gwiazdą w trakcie jak i po wieczorku tanecznym w hotelowej restauracji. Pewnie jest jeszcze panną i nie musiałaby wisieć na telefonie pół dnia, aby potem kopulować z połową męskiej części wyjazdu służbowego, oczywiście nie wliczając mnie, bo zaliczam się do tej nielicznej części porządnych mężczyzn. A ta elegancka brunetka w średnim wieku, siedząca przy oknie jest niemal idealna do słuchania żalów i chamskich podrywów bełkoczących pijaków, myślących tylko o chęci zaliczenia z nią upojnej nocy. Moje rozmyślania zostały brutalnie przerwane przez koniec podróży.
Przy wejściu na recepcję przywitał mnie stary dobry znajomy z poprzednich szkoleń. Zakwaterowano nas razem, a że było dopiero wczesne popołudnie, to rozpoczęliśmy w zaciszu pokoju konsumpcję alkoholu. Nie obyło się bez wspomnień poprzednich wyjazdów, a że Andrzej był przykładem typowego zbereźnika z delegacji, to tematom o pijacko-seksualnych podtekstach nie było końca. Dziwne, że miał mnie za kompana swoich wyskoków, jakby nie pamiętał, że jestem normalnym gościem, innym od niego, myślącym o swojej rodzinie cały czas, a nie tylko w przerwach od zajęć i wieczornych schadzek.
Trzeba przyznać, że Andrzej niesamowicie opowiada i zawsze jest duszą towarzystwa ze względu na swój gawędziarski talent. Nie kojarzę takich faktów, ale miło było usłyszeć o naszych przygodach z ostatniego wyjazdu, gdzie w naszym pokoiku odbywały się sceny godne niemieckich filmów pornograficznych z lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia. Owszem, znałem te wszystkie panie z opowieści, ale nigdy między mną a jakąkolwiek z nich do niczego nie doszło. Zdarzało się na tych imprezach urwać film, ale wtedy zawsze chodziłem grzecznie spać do łóżka, jak w domu. Jak mawia moja żona: „Pożytku żadnego z ciebie nie ma, urżniesz się i od razu do łóżka.”
Alkohol w postaci czystej i bimbru mocno zaszumiał nam w głowie. Czułem, że byłem na pograniczu wejścia na orbitę, gdy usłyszałem już chyba słynne: „Idziemy do dziewczyn”. Niedbale, ale chętnie spryskałem się nową perfumą, kupioną przypadkiem tuż przed wyjazdem, i z butelką wódki w ręce zastukaliśmy do pokoju obok. To chyba nic złego porozmawiać z płcią przeciwną, wymienić się doświadczeniami zawodowymi, a że przy okazji to takie piękne kobiety …
*
Obudził mnie ból głowy i suchość w ustach. Jak łatwo się domyślać, był to kac, zwany przez doświadczonych biesiadników absmakiem. Leżałem na szczęście w swoim łóżku, a obraz pokoju nie zdradzał niczego niepokojącego. Może tylko ta głośna muzyka taneczna, ale to pewnie forma budzika. W końcu czas na śniadanie. Po wspólnych ustaleniach z Andrzejem, dochodzimy do wniosku, że nic nie pamiętamy z wczorajszej nocy. U mnie to normalne, ale jemu zdarza to się bardo rzadko. Wszystko zwala na bimber. Jako że trzeba jakoś zacząć funkcjonować w trakcie całego dnia szkolenia, pijemy po klinie w postaci piwa, zostawionym przezornie na tę okazję. Przypominam sobie, że wypadałoby zadzwonić do żony, ale odkładam to na przerwę obiadową. Do tego czasu dojdę do siebie. Nie tak miało być, przyjechałem tu się wyspać, trochę odpocząć, a czuję się zmęczony. Pod dwóch piwach schodzimy na śniadanie, gdzie zastajemy pojedyncze osoby, wyraźnie naznaczone przez prawo pierwszej nocy na delegacji. Sala jest przesiąknięta ciepłem alkoholu i zapachem gazu musztardowego. Siadam tyłem do reszty, chcę w spokoju zjeść posiłek. Po spożytym browarku apetyt dopisuje. Czuję na sobie jednak czyjś wzrok, dyskretnie się odwracam i widzę ponętną elegancką brunetkę i serce zaczyna mi mocniej bić. Przypominam sobie jak przez mgłę jak tańczyliśmy razem w pokoju. Tak, to jej opowiadałem, że przypomina mi piękną nieznajomą z pociągu i jest spełnieniem moich ideałów o kobiecym pięknie. Zaczynałem kojarzyć resztę brakujących elementów , gdy podeszła do mnie i głaszcząc moje ramię, rzekła pewna siebie: „Dosiądę się do ciebie, ty mój mały demonie”. Przystałem na tę propozycję, jednocześnie w myślach rozwiązując zagadkę ostatniej nocy. Mój rozum wpadł poprzedniego dnia w stan spoczynku, hibernacji i mogłem robić rzeczy bez jakiejkolwiek kontroli. Towarzyszka przy stoliku zaczęła opowiadać jakim jestem niesamowitym tancerzem, chwaliła mnie za cudowne kroki, wyczucie i znajomość dobrej muzyki. W sumie moja żona ciągle powtarza, że nie czuję rytmu i posiadłem co najwyżej pierwszy stopień wtajemniczenia melomana – otóż potrafię poznać czy grają, czy nie. A tu taka niespodzianka, do tego ta piękna koleżanka ze szkolenia pochwaliła mnie za cudowny dar opowiadania i za to, jak sobie radze w życiu w roli samotnego ojca, wychowującego dwójkę dzieci. Nie wszystko pamiętam, ale czuję się doceniony, w końcu to nic złego. Jestem porządnym mężem, ojcem, nie to co ci tu na sali, sami erotomani i łowcy niewiernych żon. A ja tylko wolę towarzystwo inteligentnej, ładnej kobiety, przynajmniej uniknę tych pijaństw i orgii. Dlatego zaproponowałem jej drinka u mnie w pokoju, oczywiście jak tylko dokończy śniadanie. Lepiej nie kusić losu, spokojnie spędzić dzień w ukryciu przed tą bandą, bo jak mawia moja żona – „Gdy umysł śpi, budzą się demony”.
oceny: bezbłędne / znakomite
1. wykreowany bohater - typowy birbant delegacyjny & wzorowy mąż i ojciec trzy w jednym - pełnokrwisty i wielowymiarowy;
2. sama delegacja na tej akurat delegacji już JUŻ! koturnowa - bez dwóch zdań;
3. podskórny nieokiełznany humor
wyłazi na wierzch już po pierwszym akapicie;
4. wartka narracja, świetne wtręty monologów żony i atrakcyjnej brunetki; 5., 6. etc.etc. można mnożyć - tylko... po co??