Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2015-01-17 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 2463 |
ZA CHLEBEM
Wina leżała po obu stronach, więc nas nie spotkała kara.
To było w czwartej klasie – chodziłem do technikum, do „elektryka”. Na lekcji wuefu ja i Sula nie mieliśmy strojów, więc nie ćwiczyliśmy. Nauczycielka, pani Kozioł, postanowiła to wykorzystać wysyłając nas po zakupy. Po chleb. Poszliśmy – a co? – oczywiście mając swój własny sekretny plan z tym związany. Pomyśleliśmy: skoro tak, to napijemy się piwa. Najbliżej był sklep na Sadach na rogu Pocieszki i Rewolucji, więc ruszyliśmy tam. ( To były schyłkowe lata ’80, więc zakup piwa nie był prostą sprawą, mimo że jako pełnoletni mieliśmy już dowody i prawo do. Rzadko jednak który sklep miał piwo na sprzedaż.)
Tam piwa nie było. Następny był sklep przy Wojewódzkiej. Tam też piwa nie było. Rada w radę – Sula stwierdził: u mnie na osiedlu, w „niemcu” na pewno piwo jest. Ale to daleko, na osiedlu Świętokrzyskim, więc nie pieszo. Autobusem. Wsiedliśmy i pojechaliśmy. Piwo było. Kupiliśmy po dwa i udaliśmy się w zarośla, by je wypić.
Dopiero kiedy było już po wszystkim spojrzeliśmy na zegarek. Obie lekcje wuefu już się skończyły. No a chleb? Czas naglił, więc kupiliśmy taki chleb, jaki był. Niezbyt świeży – to nie chleb był naszym priorytetem.
Co nas czeka ze strony pani Kozioł? Skończyło się na ciężkich spojrzeniach po mało wiarygodnych tłumaczeniach, że był tylko taki. Bo szukaliśmy świeższego.
My nie powinniśmy pić piwa w czasie lekcji. Pani Kozioł nie powinna wysyłać uczniów, za których ponosiła odpowiedzialność, po swoje prywatne zakupy. Czyli remis.
oceny: bezbłędne / znakomite
A propos chleba powszedniego szkolnego: w latach 80.tych "mój" p. dyrektor, niejaki Ch., zatrudniał ośmioklasistów na swoich lekcjach do ciężkich robót polowych na własnej prywatnej działce.
A oni... powyrastali byli na dzielnych ojców i Polaków :)