Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2016-01-10 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 2328 |
Beata zamyka oczy i odpływa w rytm muzyki z chilizet. Przed oczami stają jej chwile z dziecięcych lat kiedy była naprawdę szczęśliwa i te bardzo nieliczne chwile szczęścia kiedy była już kobietą. Fale radości są nieodłącznie związane z momentami kiedy mogła samodzielnie podejmować decyzje. W dzieciństwie dodatkowej przyjemności przydawała im szczypta czegoś zakazanego, wbrew wiedzy rodziców. Transformacja samodzielności w codzienność powinna była nastąpić wraz z wejściem w dorosłość, ale tak nigdy się nie stało. W dzieciństwie Beata mieszkała z babcia nad morzem. Mamy nigdy nie było wtedy przy niej, zawsze dawała się porywać bez reszty swoim facetom i pracy. Babcia była bardzo konserwatywną i surową osobą, która nigdy nie przyjmowała słowa sprzeciwu. Beata wiedziała, że próby przeciągnięcia babci na swoją stronę spełzną na niczym, dlatego kiedy miała 11 lat postanowiła sama decydować o swoich ścieżkach nie pytając nikogo o zdanie. Wymykała się z domu i ze starówki na której mieszkały szła szybkim krokiem nad morze, zazwyczaj robiła to krótko przed zmrokiem. Na plaży zdejmowała buty rozkładała ramiona, jak do lotu ,i wchodziła po kostki do wody. Nie ważne, czy był to Maj czy Listopad, wietrznie czy pochmurnie, dla Beaty była to najwspanialsza droga jaką mogła przebyć ,z tego prostego powodu, że decydowała o niej SAMA. Nikt nie wrzeszczał na nią, że zaraz się przeziębi, albo że ktoś porwie ją, kiedy będzie przemierzać niewielki pas zieleni prowadzący do nadmorskiego deptaku. To były jej chwile i nikt nie mógł jej tego odebrać. To samo czuła, gdy ze swoją najlepszą przyjaciółką urywały się z lekcji na papierosa. Ten papieros nie był wcale gorzki i pięknie pachniał a to dlatego, że nosił słodki zapach wolności, która zawsze związana jest z samodzielnym podejmowaniem decyzji i sterowaniem swoim życiem, jak kapitan steruje statkiem podczas sztormu, zawsze kierując kadłub pod falę nigdy równolegle do niej. W wieku 31 lat Beata musiała przyznać, że jej okręt leżał już dawno na dnie oceanu i nie miała zielonego pojęcia, czy wydobycie go na powierzchnie było w ogóle jeszcze możliwe. Mieszkała z mam, której obecności tak brakowało jej w dzieciństwie, a od której tak pragnęła się uwolnić już jako kobieta. Każda decyzja od zakupów począwszy a na ubiorze i makijażu skończywszy, wymagała akceptacji mamy, i choć była to umowa niepisana i nie ustanowiona na głos, to Beata nie potrafiła zakupić długiej sukienki, czy pomalować się czerwoną pomadką, bo wiedziała, że matce się to nie spodoba. Całe życie robiła wszystko żeby mama była z niej zadowolona. Czasami miała do niej pretensje, że mogła jej podnieść wyżej poprzeczkę niż tylko na wysokość ładnego wyglądu, czy makijażu w stylu nude. Wówczas pewnie skończyłaby już medycynę i siłą rzeczy poszła ścieżką własnej kariery. Skończyłaby te studia..dla niej, gdyby tylko tego od niej oczekiwała. Dzwonek do drzwi. Siódma rano. Beata słyszy jak do mieszkania po cichu wchodzi nowy facet mamy. Rozmawiają szeptem, żeby jej nie obudzić, ale mieszkanie jest małe i Beata wie, że już nie zaśnie. Po raz pierwszy od długiego czasu czuje się jak intruz w miejscu, które do tej pory było jej azylem, ale zabawne jest to, że jak intruzi czują się też mama i jej facet. Beata szczerze go nienawidzi tak jak wszystkich poprzednich facetów mamy, którzy zostawili ją z niczym prócz poranno-wieczornych rzęsistych łez i niezrozumiałej dla córki tęsknoty. ‘Żonaty komendant policji , doprawdy nie mogła lepiej wybrać’ syknęła i zwlokła się z łóżka, czając do łazienki .Strumienie wody powoli zmywały z niej poczucie beznadziei, i to, że nie powinno jej tu być w tej chwili. Ręcznik był szorstki i pachniał niemieckim proszkiem. Szybko umyła zęby, zrobiła jak zwykle nienaganny makijaż i włożyła białą bluzkę i jasne jeansy, do tego jeszcze tylko te niewygodne buty na obcasie ( mama mówiła jej że jest za niska, żeby być dostrzegana przez mężczyzn nosząc płaskie obuwie) ,torebka, komórka, portfel i Beata trzymała już rękę na klamce drzwi wyjściowych gdy nagle:
-Kochanie gdzie idziesz? Chodź tutaj i przywitaj się .Skoro już się obudziłaś to możesz iść po mleko ,wypijemy wszyscy razem kawę- głos mamy nie brzmiał jak propozycja, nigdy tak nie brzmiał, miała to po babci
-Zaraz będę – odpowiedziała po chłodnym przywitaniu się z jednym z intruzów tego mieszkania. Zbiegła na dół omal nie łamiąc sobie obcasów. Spojrzała na Biedronke, a zaraz potem na długą aleje kasztanów rozpościerającą się na wprost. Ruszyła do przodu aleją a po chwili zdjęła buty i szła już boso. Było lato, słońce jeszcze znośnie świeciło nieśmiało próbując przebić się przez liście drzew i dotknąć jej skóry. Wtedy jej się przypomniała droga ze starówki nad morze, znów była dzieckiem ,najszczęśliwszym dzieckiem na świecie robiącym coś wbrew woli innych, ale w zgodzie ze swoim własnym planem. W końcu puściła się biegiem jak gdyby fizyczny dystans mógł faktycznie oddalić ją od tamtych problemów. Zaszła aż do Starego Rynku, tam zjadła croissanta i wypiła gorącą czekoladę. Czuła się tak jakby narodziła się na nowo. Spojrzała na komórkę. Dwadzieścia nieodebranych połączeń. W końcu się zlitowała i oddzwoniła do niej, ale nigdy nie przyznała, że jej , podkreślam JEJ własna decyzja, żeby urwać się na pól dnia nie miała jasnego uzasadnienia. -Przepraszam, ale spotkałam koleżankę po drodze i wyciągnęła mnie na kawę, nie słyszałam telefonu. Po powrocie wszystko wróciło do normy, choć mama dąsała się jeszcze trochę. Tydzień później oznajmiła mamie -Jadę do Londynu. Lament i tysiąc argumentów na nie pewnie by ją przekonały gdyby nie to, że przezornie zarezerwowała już bilet w jedną stronę i załatwiła sobie pokój. Była sama jak palec, nie miała tam nikogo, kto mógłby jej pomóc, a strach przed tą podróżą niemal ją paraliżował. Mama też nie pomagała. Jednak mimo tego wszystkiego, kiedy leciała samolotem nie mogła przestać się uśmiechać. Wątpliwości błąkały się jeszcze po jej myślach jak bezpańskie psy, których karmą był jej strach.
-Początek twojego sukcesu zaczyna się na granicy twojego poczucia bezpieczeństwa-wyczytała gdzieś. Miała nadzieję, że to prawda.
Beata otworzyła oczy. Radio chillizet wciąż grało, mimo że ekran laptopa dawno już wygasł. Pogłaskała męża po jasnoblond włosach i utkwiła wzrok w jego mundurze. Był tak zmęczony, że nie zdążył nawet go zdjąć, ale wrócił! Po raz kolejny dziękowała Bogu za to, że wrócił. Tak wielu z nich dostarczano w metalowych trumnach. Tomas spał z policzkiem wtulonym w poduszkę, jakby nigdy nie był świadkiem tylu okropnych wydarzeń, jakby jego ręka nigdy nie nacisnęła spustu karabinu XM2010. Beata chciała w to wierzyć, ale to już nie było ważne. To była jego ostatnia służba i teraz będzie go miała tylko dla siebie. Śmierć była teraz daleko od nich. Była tego pewna. Powoli wstała z wąskiego łóżka i rozejrzała się po maleńkim, choć przytulnym mieszkanku. Podeszła do okna i rozsunęła białe zasłonki. Ciemne dachy z brudnymi dymiącymi kominami-czy to dym tworzył mgłę, czy mgła pochłaniała dym? Ponury krajobraz nie odbiegał wiele od dickensowskich opisów wiktoriańskiej Anglii. Londyn wciąż zaskakiwał ją zmiennością nastrojów i pokojowym współistnieniem różnorodnych kultur. Ktoś kiedyś powiedział, że miał znajomego który uparł się, ze w Londynie znajdzie przedstawiciela każdego narodu na kuli Ziemskiej i podobno mu się to udało. Położyła rękę na zaokrąglonym już brzuchu -Przyszłość należy do Ciebie Tomasie juniorze, musisz jedynie nie bać się po nią sięgnąć.
Każdy element życia zawiera w sobie cierpienie, lecz jeśli podejmujemy własne decyzje, to przynajmniej znamy jego powód.
oceny: bezbłędne / znakomite
Po latach jednak brutalne życie uczy, że w kupie zawsze raźniej :(
Mądra, błyskotliwa, nieprzegadana polska współczesna Proza przez P
Bez żadnych granic!
(vide wszystkie nagłówki)