Przejdź do komentarzy'Enamorada' Początek
Tekst 18 z 101 ze zbioru: Wydane przez Elę Walczak
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2017-03-15
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń1876
PoczątekJestem bezrobotną dziennikarką. Mam czterdzieści pięć lat. Parę dyplomów i certyfikatów, które wiszą nad biurkiem. Nigdy nie dostałam długopisu ani zegarka w podziękowaniu za wysiłek, jaki włożyłam w swoją pracę. Moje zmarszczki zaczęły się przenosić przez ekran telewizji. Komuś to przeszkadzało. Moim widzom chyba nie. Zwolnili mnie tak, po prostu, po piętnastu latach wkładania energii, wysiłku i realizowania moich pomysłów dla kogoś. Obraziłam się na świat. Od pół roku siedzę w domu. Oglądam seriale, ćwiczę pilates i jogę, dużo czytam. Jeden serial nawet mi się spodobał. Jestem pod wrażeniem Jose Manchego i jego żony, która nigdy się nie dowie, że zdradzał ją z Juanitą i brzydką Laurą. Ona go nie zdradzała, ale myślała o innych. To też zdrada.

Coś się jednak zmieniło w moim życiu. Może wpływ na to miało feng-shui, którym zainteresowałam się z nudów. Sztuka feng – shui odnosi się do sfer życia, na które jako ludzie możemy mieć wpływ. Kształtując odpowiednio kierunek „ti” oraz „ren” zyskujemy odmianę swojego losu. Kupiłam kilka symboli, które chyba powiesiłam nie po tej stronie, co powinnam, bo nic się nie zmieniało. Czekałam na propozycję pracy i oglądałam codziennie program telewizyjny, który stworzyłam, a jakaś młoda cipka zarzynała go na moich oczach.

A więc  poczytałam i dowiedziałam się, że moje feng-shui to wszystko, co skierowane na północny zachód. Wszystko, co skierowane w innym kierunku, to porażka.

Przewiesiłam gadżety i zdjątko mojego męża w tym właśnie kierunku. Czy bardziej mnie kocha - nie wiem.

Mateusz  jest poważnym biznesmen. Prezesem spółki „Matela”.

Ładna nazwa, kobieca. Jesteśmy małżeństwem od dwudziestu pięciu lat. Udanym? Czasami strzelamy fochy, a czasami nie. To, co dzieje się w naszym życiu teraz, to niezły scenariusz na serial polsko - brazylijski. Poskładałabym z tego  tysiąc trzysta odcinków.

Byłam pod wielkim wpływem brazylijskiego serialu o seniorze Manchego,  dlatego Marysię, naszą służącą z Bzowa, nazwałam Carmen. Taka walka z nudą.

Ten stan sprawiał, że kłóciliśmy się z Matim przynajmniej raz w tygodniu. Nie było o co, tak naprawdę, ale wydawało mi się, że wszystko jest przeciwko mnie. Sama tworzyłam klimat, w którym nie potrafiłam się odnaleźć, więc zaczęłam wymyślać swój nowy scenariusz na życie. Długo nie wiedziałam o co mi chodzi. Po pół roku chyba jednak przyzwyczaiłam się i pokochałam ten czas. Nazwałam ten stan, swoją prywatną brazyliadą.

  Spis treści zbioru
Komentarze (1)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Z Bzowa nasza rodzima Carmen - z braku innej godziwszej oferty krajowej - ma do wyboru:

a) albo pracę Marysi (na obczyźnie za ojro) z cierpiącymi staruszkami zza Odry;

b) albo robotę anonimowego, w sumie bezpłatnego robota, ale pod ojczystym zawszeć to jednak swojskim dachem (tylko ile zarobi u nas "ktoś taki"? 13 zł za godzinę??)

Tymczasem bohaterka niniejszych wynurzeń, sfrustrowana bezrobotna "enamorada" po licznych przejściach - facetka notabene wiecznie skoncentrowana wyłącznie na swoim pępku - "rozwija się, zwijając".

Bardzo ciekawy portret psychologiczny współczesnej Matki-Polki (dwa w jednym)
© 2010-2016 by Creative Media
×