Autor | |
Gatunek | satyra / groteska |
Forma | proza |
Data dodania | 2017-04-25 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 2284 |
Małe ukrzyżowanko*
Wołaliśmy na starą Kownacką - Hogata, bo nam się wszystkim zdawało, że jest podobna do wiedźmy z Sindbada, co w każdą niedzielę, w obiad, na miotle latała. Ogólnie to bachory za nią nie przepadały, ale na nas, ona mówiła ministry i często dawała nam cukierki. Mówiła, że my najważniejsze we wiosce, bo jak się będziemy dobrze uczyć i pokończymy seminaria, to potem będziemy msze odprawiać, jak nasz proboszcz. I może nawet się zdarzy, że u nas na parafii. Daj Bóg, żebyśmy wszystkie pokończyli te seminaria, to wtedy będzie pokój i szczęście na świecie, a w naszej wiosce największe. Bo księża są najważniejsi w świecie, gdyby nie księża i kościół, to by się ludzie w jeden dzień wymordowali i koniec świata by był.
Od południa, Hogata paliła wszystkie śmieci z ogrodu i podwórza. Dawno po żniwach było, a łęty po kartoflach, słomy kiście i inne śmiecie walały się wszędzie, i ludzie już zaczynali na ozory brać, że u Kownackich podwórze zapuszczone, jakby nikt nie mieszkał. To też od rana grabili z Marianem i na gromadę znosili do spalenia. A jak się ogień duży zrobił, to się bachory zleciały z wioski, do pieczenia kartofli i siedzenia przy nim. Bo nie wiedzieć czemu, ale wszystkie bachory ogniska lubią.
- A po co, Pani, tak pali wszystko?
- Od młodego się uczta, że złe się pali. Pyrz je zły, to się widłami zbiera na gromady, a potem pali. Wścieklizna jak jest, albo inna zaraza, to się pali. I bękarty tyż dobre nie są. Matka Boża się gniewa na takich i jeich matki nieczyste. Tfu! Zaraza! Tfu. Przez takich męka pańska była i Pan Jezus na krzyżu umarł i zmartwychwstał.
- Po co, matka, precz bachorom o tych bękartach klepie?
- Niech się ministranty od młodego uczą, co złe. Seminaria pokończą, to księża z nich będą z prawdziwego zdarzenia, a nie jak te niektóre, co za łajdastwem obstają i biskupy rady z niemi dać nie mogą! Diabeł wszędzie siedzi i atakuje ze wszystkich stron. W kościele nawet. Dlatego trzeba młodych od maleńkości uczyć, żeby złe potępić umieli!
- Da się, matka, na spokój, lepiej...
I wtedy bachory postanowiły zrobić dla bękarta, małe ukrzyżowanko. Niech cierpi jak Pan Jezus. Bękart! Żyd. Ciota. Pedał. Najstarszy z ministrów to wymyślił i z drugim wszystkim dyrygowali, bo się najlepiej na tym znali. Dlatego, że najwięcej ze wszystkich bachorów, dróg krzyżowych odbyli i proboszczowi asystowali przecież. Wszystko na pamięć znali.
Następnego dnia, w rowie, przy drodze się zaczaili, blisko przystanku pekaesów, a reszta bachorów w środku lasu czekała. Mateuszowi nawet do głowy nie przyszło, że tam, czekają na niego, taki kawał od wioski, bo to ponad dwa kilometry było, i szedł raźno, bez strachu. Dopiero, kiedy się do wioski zbliżał, wtedy na wszystkie strony się czujnie rozglądał, gotowy do ucieczki w każdym momencie. Bo bachory na niego co i raz polowania urządzały.
Żadnych szans nie miał jak na niego skoczyli, natychmiast go przewracając. Wtedy reszta ich z lasu wyleciała i wszystkie na niego. Ręce mu z tyłu związali sznurkiem od snopowiązałki, psią obrożę na szyi zapięli, a do niej dwa metry łobzy przyczepili i... się droga krzyżowa rozpoczęła.
Na łobzie w las go zaczęli ciągnąć, a jak się przewracał, to kopali wszędzie. Wreszcie ubranie z niego zdarli do portek, i szli wokół niego z pękami pokrzyw, a jak stację robili, to go tymi pokrzywami po nagim ciele chłostali. Dziesięć stacji było, zanim do Golgoty doszli. Znaczy się do pagórka w lesie, co był ze trzysta metrów w las od drogi i na nim nic nie rosło, prócz bylin, a dookoła stare brzozy białe. A na ten pagórek przytargali dwa drągi brzozowe, z których krzyż zrobili, grubo związując sznurkiem, tym samym co miał bękart pazury związane. Potem go na krzyżu rozciągnęli, i do niego za ręce i nogi przywiązali. W dziurę po lisie jego koniec zatknęli, i prosto postawili. Całkiem jak Pan Jezus wyglądał, z tymi lokami długimi, czarnymi, rozpostarty na brzozowym krzyżu. A jego tors cały był w bąblach. Wtedy wszystkie bachory pluły na bękarta. I chciały, żeby zdechł. Potem, Jasiek minister, wpadł na pomysł i mu portki do kostek ściągnął. Dziewuchy piszczały i głowy spuszczały, a chłopaki się zanosili od śmiechu, ale po chwili i one się patrzeć zaczęły, a chichotom nie było końca. Wreszcie jak im się naprzykrzyło, to go raz jeszcze pokrzywami wychłostali i zostawili na zdechnięcie.
A jak już poszły wszystkie, to wtedy Parchaty na Golgotę wylazł, do krzyża podleciał i scyzorykiem więzy porozcinał. Bękart na piach upadł i trząsł się cały, ale jak się zaczął podnosić, to Parchaty uciekł zaraz. Tylko się po krzakach ukrywał i patrzył jak tamten do domu się wlecze, ledwie nogami powłócząc. Bo się bał o niego, że po drodze upadnie i w się schować przed psami dzikimi, nie zdąży.
* -rozdział z `Bękart`
oceny: bardzo dobre / znakomite