Autor | |
Gatunek | satyra / groteska |
Forma | proza |
Data dodania | 2017-04-29 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 2385 |
Samogon w stawie czyli bliskie spotkanie z krawaciarzami * `Bękart`
- Patrz, skurwysynu! We warsiawskich gazetach o was napisali! - Teresa Ołdakowska wydzierała się na Włodka - we żniwa leżyta najebane przy bajorze! Niech cie jasny skurwysyn, Włodek! Warsiawiaki powiedzą tera, że na wsiach nie żniwują, tylko leżą jak byki naprute!
Włodek siedział przy stole i siorpał kartoflankę, a spode łba spoglądał na rzuconą gazetę ze zdjęciem na wierzchu. Na zdjęciu był on, Marian Kownacki i Stary Wiśnia. Leżeli w trawie przy samym bajorze. A pod spodem był napis:... Chłopi piją samogon prosto ze stawu. Szczęście w nieszczęściu, zamazali nazwę naszej wioski. Ale jeszcze niżej było drugie zdjęcie, jak piją ten samogon. Znaczy się, Stary Wiśnia klęczy w gumofilcach, przy samej wodzie i próbuje głowę w niej zanurzyć. Włodek z Marianem stoją obok i patrzą.
Kownacka jak zobaczyła gazetę, to natychmiast wypierdoliła Mariana z chałupy i tak się darła, że w sąsiedniej wiosce - trzy kilometry, podobnież niosło. Ale przez noc przemyślała i mu kazała nazad wracać, tylko ludzi ważnych zwołała do chałupy, żeby Marian roztłumaczył jak to było. A w tym czasie w pysk parę razy za głupotę od Genki dostał, co wszystkie ludzie w chałupie widzieli. No i Mariana trochę pożałowali. W końcu on tej wody z bajora nie pił. To Wiśnia Stary, co za gorzałą się mało nie zesra, a najgłupszy we wiosce. Własną matkę by z chałupy za pół litra wyprowadził. Ludzie wiedzieli.
A Marian, opowiadał: z rana do wioski pod sklep zajechał elegancki samochód i dwóch krawaciarzy bez krawatów z niego wysiadło. Znaczy się po blachach znać było. Grzecznie sklepową zagadywali, że do miejscowych jakąś sprawę mają, a że w sklepie w tym czasie, akurat z Włodkiem czekalim na dostawę z browaru, tom się spytał o co chodzi. No i wyszlim przed sklep, a wtedy jeden z tych krawaciarzy zaczął pierdolić o czystym powietrzu na wsi. O czystej wodzie i ogólnie, że wszystko, kurwa, czyste. To mu powiedziałem, żeby się na wieś przeprowadził, krawaciarz pierdolony. I widły, żeby do ręki wziął. A tamten dalej swoje, wychwala i wychwala. W końcu się zapytał, czy się z Włodkiem wódki nie napijemy. Na to Włodek: a co to za okazja? A tamten: a czy bez okazji nie można? I tak się przekomarzalim, ale w końcu wyszło, że można. Wtedy krawaciarz otworzył bagażnik, a w nim, kurwa, panie, ze trzy skrzynki półlitrówek. Włodek powiedział, że muszą na wesele panowie jechać, kiedy tyle półlitrówek w bagażniku jadzie. A tamten, że nie wszystko musi być na wesele. No oczywista, się z nim zgodzilim, bo kto by się nie zgodził, matka? A matka go w pysk. I znowu seria skurwysynów.
Dalej było tak: sklepowa dała szklankę, a krawaciarz pół litra. Zaraz po pierwszym wyciągnął drugie. Z tym, że sam się wymówił, że kieruje, a ten drugi - jego kolega pił z nami, ale omylał kolejki i po pół szklanki tylko lać kazał. A chuj mu w dupę, krawaciarzowi, więcej dla nas - myślelim z Włodkiem. Jak kończylim drugie półlitra, Stary Wiśnia się napatoczył. To już wiedzielim, że nie odpuści. Wtenczas krawaciarz powiedział, że już nie postawi więcej, ale możem zrobić zakład: jeśli się który wody prosto ze stawu napije, to on stawia pięć półlitrówek. No, kurwa, każden ma zdrowy żołądek, ale brudy z całej wioski pić za parę półlitrówek?
Wiśnia się od razu zgodził. My z Włodkiem nie chcielim, ale tyż poszlim nad bajoro i patrzylim, jak klęka przy wodzie i łeb nurza. Nawet nie widzielim, matka, że tyn skurwysyn zdjęcia robi. A Kownacka, chlast Mariana w pysk. Za niewidzenie po gorzale!
Ale trzeba przyznać - Marian, spowiadał się niezrażony dalej - zaraz poleciał i przyniósł te pięć półlitrówek. Wiśnia zaczął gadać, że wszystkie jego, bo on pił wodę z bajora. Mało mu Włodek nie przypierdolił, ale krawaciarz kazał rozpijać, on doniesie jak zbraknie. To rozpijalim, a krawaciarze tyż siedzieli z nami i gadali, że wypoczywają, bo nie pili. Pies ich pierdolił. Wreszcie, tyn mądrzejszy zaczął nas przepytywać, czy żony w chałupach i o gospodarki. Toć żony każdy ma, prócz Wiśni starego - wdowca, ale chuj mu do gospodarek? No to czy żony, nie będą zgniewane, że pijem od rana we żniwa. Uśmielim się tylko, ale on powiedział, żebym w razie czego gadali kobitom, że pilim samogon ze stawu. To się uśmielim jeszcze bardziej z tego żartu. Wtedy ten drugi wyjął jakieś małe pudełko i gadał do niego, a potem każdemu podtykał przy gadaniu. Spytałem się na chuj mu to, a on czy dobry samogon jest w naszym stawie? To ryczelim ze śmiechu i wołalim, że najlepszy. Potem on: gdzie jest najlepszy samogon? A my: w naszej wiosce, we stawie! I się śmielim do rozpuku, bo przecież każdy wie, że w naszem bajorze, to fekaliów z naszych wychodków można się nawpierdalać, a nie samogonu napić. Pamiętam jeszcze jak Słonko fest przygrzało i mnie rozebrało całkiem. Nawet nie wiem, kiedy krawaciarze, skurwysyny pojechali, ale jeszcze jakiś czas, kiedy leżelim z Włodkiem i Wiśnią w trawie, chodzili nad bajorem i robili jemu zdjęcia. Widać i nam skurwysyny też musieli zrobić, jak w gazetach są. A zanim jeszcze mnie zmogło, to pamiętam jak jeden do drugiego gadali, że Wiśnie gdzieś zabiorą i będą robić hity. Żyd finansuje matka, a krawaciarze dokazują. Taka prawda - zakończył. Zamknij mordę głupi skurwysynu - oschle skwitowała wniosek syna Kownacka.
Wszystko się wyjaśniło i teraz w chałupie u Kownackich odbywała się poważna debata polityczna. No przecież, zebrały się najważniejsze osoby we wiosce, a co za tym idzie najtęższe umysły. Okazało się, że Marian ma rację z tymi Żydami. To ich wina.
Ale nie tylko. A mało to folksdojczów we wojnę było? - retorycznie pytała Kownacka, mając na myśli sąsiada, Stasiaka - nieboszczyka. A liberałowie? A masoni? A jehowi? A pederaści? Niech ich wszystkich skurwysyn ściśnie. Panie co się porobiło na świecie... Doszło do tego, że Hitler winien, bo za mało spalił, a i tak połowa spierdoliła do Hameryki i stamtąd teraz gnębią cały świat. Wreszcie wszyscy pogodzili się z tym, że nic nie poradzisz na łajdastwo i pozostaje czekać, aż Bóg sprawiedliwy skurwysynów ukarze na sądzie ostatecznym. A Marian i Włodek dostali wioskowy zakaz bliskich spotkań z krawaciarzami, bo ich wyruchali w dupę jak dzieci, i pieniędze za to wzięli. Kownacka na koniec zaproponowała różaniec, na co wszyscy rzecz jasna przystali i było po aferze samogonowej - jak to ludzie zaczęli potem wołać.
oceny: bardzo dobre / znakomite
oceny: bezbłędne / znakomite
Już w kanonie lektur szkolnych obowiązkowych
Czy to góry, czy dolina -
taka gmiiiiina:
chrząszcz brzmi w trzcinach,
Gwiżdż Janina, szpek-słonina,
wódki zalew i pierzyna...