Autor | |
Gatunek | horror / thriller |
Forma | proza |
Data dodania | 2017-08-01 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 1747 |
Zamknął książkę.
Już wie.
Nie zabił się tylko dlatego, że wciąż czekał, aż stanie się najlepszą wersją siebie.
W ustach poczuł smak rzeżuchy, a potem orzeszków ziemnych i od razu pomyślał o kolejnych dniach kontrolowanego głodu. Muzyka w jego uszach uspokajała pragnienie zjedzenia jeszcze tego dnia wszystkiego, na co miał ochotę od dłuższego czasu. Muzyka, którą poznał zaraz po tym, jak na własne życzenie rozpoczął powolną i wcale nie tak łatwą destrukcję swojego życia. A właściwie tylko jego kolejnej wersji. Obrazy za oknem jadącego pociągu różniły się od tych, które pamiętał sprzed trzech lat, ale to, co odczuwał nie odbiegało zbytnio od tego, co czuł wtedy. Brakowało tylko jej. Tylko Anny. Ale Anna nie była tu do niczego potrzebna. Zrobiła swoje już wtedy i nieświadoma dokonanego dzieła pozornie zostawiła go w spokoju.
Kolejny postój i na moment oderwał się od falującego morza, małych, kolorowych domków i ciągnących się nieskończenie suchych pustyń – basenów martwej roślinności, które w jego głowie malowały się za oknami. Po raz kolejny zdał sobie sprawę, że zmierza do innej rzeczywistości, wraca do innego świata, innych ludzi, inne miasto przywita go tego wieczoru. Tylko on sam, tylko wnętrze jego głowy pozostały niezmienione.
Wesoło brzmiąca melodia kontrastuje z tekstem. Groteska w całkiem dobrej odsłonie, zupełnie jak jego własna, nielicząca się egzystencja, jego własnym, nieliczącym się zdaniem.
Wypić ten sok teraz, czy poczekać do domu?
Facet na siedzeniu obok rozpycha się ramionami. Spojrzenie na zegarek. Ile jeszcze? Jak wytrzymać tyle czasu w dyskomforcie? Telefon milczy, ojciec stracił z nim kontakt gdy tylko wsiadł do pociągu.
Nikt nie odbiera.
Nikt sam nie zadzwoni.
Czekać czy dać sobie spokój?
Z każdą chwilą jest coraz dalej, mometami żałuje, że wyjechał wcześniej. Kiedy stał w kolejce do kasy, kiedy kupował bilet, jeszcze kiedy chował go pospiesznie do portfela cieszył się, że wreszcie ucieknie; że w końcu znajdzie się w lepszym mieście, w lepszym towarzystwie; takim, które go wysłucha, które go zrozumie. Telepanie pociągu znów wyrwało go z zamyślenia. Popołudniowe słońce oślepiało, gdy tylko zwracał oczy w jego stronę. Byle do wieczora. Byle do ciemności.
Bezpieczne miasto, znajomi ludzie nagle wydali mu się obcy, beznadziejni. Beznadziejny był jego plan. Co on sobie myślał? Kto miałby czas i chęci wysłuchać go, jego gadania, wdzychania, nawet śmiechu? Ale jest już na pokładzie. Jedzie. Zmierza w tamtą stronę. Jeszcze tylko trochę, raptem godzina. Facet z siedzenia obok wstał i ruszył przejściem między rzędami foteli. Oby zabawił długo gdziekolwiek poszedł. Na reszcie jest się jak usadowić! Może gdy wysiądzie wszystko znów wyda się rozsądne? Byle do wieczora. Byle do ciemności.
Wszyscy ludzie tak mają. Tak powiedziała, powtarzała psycholog, kiedy w przeciągu pół godziny miał opowiedzieć jej o wszystkim co go męczyło. Wszyscy? A więc to normalne. Tylko jak cała reszta daje radę iść od dnia do dnia nie ujawniając nawet najmniejszej, najmniej dostrzegalnej oznaki zwątpienia? Dlaczego nikt nie powiedział, nie powie mu co robić? Co zrobić, żeby chociaż wydawać się jak reszta, jak wszyscy? Nadzieja od lat pokładana w postawach innych ostatnio umiera po kawałku. Odchodzi, zabierana przez ulubieńców. Przez jego wieloletnich przewodników. Odchodzi, w miarę jak oni odchodzą. Kto będzie następny? Czekać czy zgadywać? A może skończyć z uosabianiem sensu, doszukiwaniem się go w słowach ludzi, którzy sami okazują się być na niego głusi? Co jeśli wszystko w co wierzy okaże się czymś innym? Co jeśli jego ludzie, jego miasto, jego plan okażą się czymś innym? Byle do wieczora. Byle do ciemności.
* * *
Żar papierosa mignął mu przed oczami po raz kolejny. Jest w domu. Stojąc na omszałym dachu opuszczonej szkoły za oknem pokoju pali pomału, po kilkudniowej przerwie. Nocne niebo jest czyste. Patrzy w górę, widzi gwiazdy. Nie będzie ich liczył. Wie, że jest ich dużo. Gdyby zaczął, mógłby nigdy nie skończyć. Mógłby nigdy nie skoczyć.
Żar zgasł.
Noc niesie spokój.
Jest w domu.
31-07-2017