Autor | |
Gatunek | bajka |
Forma | proza |
Data dodania | 2011-09-17 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 4536 |
Prezentowany niżej utwór powstał na konkurs literacki. Z niewiadomych przyczyn nigdy nie został opublikowany. Niech żałują. Od tego tekstu rozpoczęło się poszukiwanie portali literackich i zamysł publikacji - choć już nie pod swoim nazwiskiem - własnych utworów. Wkrótce po `Legendzie o weneckim zegarmistrzu` powstanie `P i e r w s z y d z i e ń l a t a (1941)`, następnie `R o z s t a j e d r ó g` i `Z a p o t r z e b ą`, osadzone już jednak w zupełnie innej rzeczywistości.
LEGENDA O WENECKIM ZEGARMISTRZU
Działo się to dawno, dawno temu, w czasach, kiedy granice średniowiecznego Krakowa nie wykraczały poza mury obronne, zastąpione wiele wieków później Plantami.
Miasto rozwijało się i kwitło, wokół niego rozrastały się także przyległe osady oraz półwsie. W dwa lata po objęciu panowania Król Kazimierz ogłosił jeden z licznych przywilejów lokacyjnych i zdecydował o założeniu w sąsiedztwie grodu Kraka nowego miasta, nazwanego jego imieniem. Teraz spodziewano się, że wkrótce podobny zaszczyt spotka położoną na północ osadę skupioną wokół kościoła Świętego Floriana.
Mądry i przezorny był to monarcha. Jego reformy prowadziły do wzrostu potęgi kraju a także zamożności mieszkańców Królestwa Polskiego. Ożywiony handel przynosił dochody nie tylko skarbowi państwa, lecz i mieszczanom, zarabiającym na różnorakich usługach, świadczonych wędrownym kupcom. Do miasta licznie ściągali nowi osadnicy. Król Kazimierz nakazał wybrukować ulice i założył wodociągi.
Chcąc ułatwić życie rosnącej i coraz bardziej zróżnicowanej grupie mieszkańców, postanowił ufundować przy katedrze wawelskiej wieżę i umieścić na niej zegar, tak, by wyznaczał im rytm dnia i nocy.
Długo trwało znalezienie osoby, jaka podjęłaby się tego niełatwego zadania. Władca rozesłał heroldów w cztery strony świata. Po długich poszukiwaniach sprowadzono specjalnie aż z Wenecji zegarmistrza nazwiskiem Osculatti.
Prace rozpoczęto w II połowie XIV wieku. Osculatti otrzymał na Wawelu jasno oświetloną komnatę, gdzie całymi dniami tworzył plany budowy wieży i mechanizmu zegarowego, wtedy jeszcze posiadającego tylko jedną wskazówkę.
Pośród innych dzieci, Kazimierz miał urodziwą córkę imieniem Kunegunda. Osculatti często widywał ją, przechadzającą się po krużgankach lub królewskich ogrodach, zawsze w towarzystwie dam dworu i służek. Każdego wieczoru, podczas kolacji, Kunegunda zasiadała przy stole. Pszeniczne włosy wysuwające się spod czepka, błyszczące, błękitne oczy, aksamitna skóra i dźwięczny głos urzekły Wenecjanina. Nie minęło wiele czasu, a serce uznanego mistrza wypełniło uczucie głębokiej miłości. Godzinami dzień po dniu siedział rozmarzony w swej pracowni, snując wizję wspólnej przyszłości u boku królewskiej córki. Z niecierpliwością oczekiwał na ten moment, kiedy nadejdzie pora posiłku i służący poprosi go do jadalni. Och, z jakim drżeniem serca zasiadał do stołu, gdzie naprzeciwko, nieco po lewej, siadywała królewna Kunegunda. Za każdym razem, gdy podchwycił jej anielskie spojrzenie, wydawało mu się, że piękna dziewczyna odwzajemnia jego szczere, gorące uczucie.
Pierwszy etap budowy został ukończony. Wylano solidne fundamenty i poczęto stawiać ściany przyszłej wieży. Osculatti włożył w swój plan wszystkie zdolności, talent i serce w nadziei, że za poświęcenie monarcha wynagrodzi go nie tylko groszami – ówcześnie funkcjonującą monetą, lecz i ręką królewny. Uskrzydlony swą nadzieją, wykonał zegar, prosząc jednocześnie o możliwość zaprezentowania go władcy. Urządzenie działało znakomicie, wydawało się, iż pozostaje tylko zakończyć budowę wieży zegarowej. Po pokazie, upojony sukcesem mistrz wyłożył monarsze swą prośbę o rękę córki.
Na wieść o staraniach Osculattiego król srodze się rozgniewał. Oświadczył, że Kunegunda jest już przeznaczona innemu. Tego samego wieczoru, obserwując podczas kolacji ukradkową wymianę spojrzeń między córką a weneckim przybyszem, nakazał, by królewnę zamknąć w komnatach tak by oczy zegarmistrza nie mogły jej oglądać. Wkrótce potem sam wyjechał na wyprawę wojenną na Ruś.
Prace przy budowie wieży zaczęły się opóźniać, aż w końcu stanęły w miejscu. Osculatti zupełnie się załamał. Chcąc odegrać się na królu Kazimierzu, przerobił schemat zegara tak, by jego wskazówka, zamiast iść do przodu, cofała się. Wkrótce, zrozpaczony odmową poślubienia królewskiej córki i odebraniem ostatniej radości, jaką była możliwość oglądania jej przy stole, zniszczył wszystkie plany i rysunki. Służba zdołała ocalić tylko schemat chodzącego do tyłu zegara. Niedługo potem zegarmistrz całkiem oszalał.
Kiedy Kazimierz powrócił na Zamek Królewski, wpadł we wściekłość. Zegar miał być dumą i atrakcją zbliżającego się zjazdu monarchów w Krakowie. Miał też odmierzać czas żakom Akademii Krakowskiej, której ufundowanie Kazimierz planował ogłosić niedługo potem.
Zdenerwowany król postanowił srodze ukarać weneckiego zegarmistrza. Wraz z ocalałymi planami chodzącego do tyłu zegara, nakazał zamurować go poza obrębem miasta, za Bramą Mikołajską, tuż obok kościoła Świętego Mikołaja. Tak powstała Latarnia Umarłych.
Król nie przewidział jednak, że nieszczęśliwie zakochany zegarmistrz będzie mścił się nawet po swojej śmierci. Na wiele stuleci tajemną mocą zahamował rozwój miasta w tym kierunku. Prawda, po wybudowaniu linii kolejowej jego wpływ nieco osłabł. Ale nigdy nie wygasł zupełnie. Do dzisiaj zatrzymuje pociągi, wjeżdżające na stację Dworzec Główny od strony Wisły właśnie nieopodal kościoła Świętego Mikołaja. Zaś gdy jest szczególnie zrozpaczony, cofa zegary dyżurnym ruchu, powodując tym samym opóźnienia w odjazdach pociągów.
oceny: bardzo dobre / znakomite
- mieszczanom, zarabiającym na
- Pośród innych dzieci, Kazimierz miał
- swą nadzieją, wykonał
- Po pokazie, upojony
- zegara, rozkazał
- pociągi, wjeżdżające
Poza tym brakuje przecinka w sformułowaniu: tak by oczy zegarmistrza. Reszta w jak najlepszym porządku. Gratuluję.
oceny: bezbłędne / znakomite
oceny: bardzo dobre / znakomite
Na dodatek napisana gawędziarskim stylem, bajkowym. Już sobie wyobrażam jak ktoś czyta na głos tę legendę wnukowi, dziecko słucha, pokój tonie w ciemnościach, a tylko dziadka i wnuczka oświetla krąg światła z nocnej lampki. Przepiękne :-)
Być może czasy są teraz takie, że trzeba samemu zebrać takie dopracowane, piękne opowiadania w zbiór, poprosić ładnie kogoś o zredagowanie przecinków (oh! ja też mam z tym kłopot) i wydać własnymi siłami?
Jako e-book.
Może w grupie z kilkoma osobami, ale e-book tematyczny.
Może za darmo, w celu promocji.
Pozdrawiam serdecznie!