Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2017-11-27 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 1802 |
Kaczopielka III
Ksiądz Marek jest ateistą.
Jakoś tak się potoczyło życie, że jest księdzem, ale nie wierzy w Boga. Zawsze mikry był, potulny. W szkole bęcki dostawał, a w domu gadali, że pójdzie do seminarium. Cała rodzina gadała, że pójdzie. No to poszedł. I wyszedł na księdza. Przyszedł czas, że dojrzał i Pana Boga przeprasza i o łaskę wiary prosi w każdy piątek. W piwnicznym pomieszczeniu, gdzie skromny ołtarzyk, świece, krzesełko, ale krzyż potężny, zdatny do krzyżowania. Zaś na ścianie bicz pleciony z haczykami na końcach rzemieni. Jak kocie pazurki. W sam raz do drapania po plecach. Mimo, że bywają piątki, kiedy krew bryzga po ścianach, to łaska wiary nie nadchodzi. I jeszcze ten irytujący celibat. Ale ksiądz Marek jest potulny. Doszedł do wniosku, że skoro taką rolę przyszło mu pełnić, to należy się brzydzić wszelkimi stosunkami. Nawet ręką dotyka tego z obrzydzeniem. A kiedy nachodzą go uporczywe, a sprośne myśli, wówczas wie, że czeka go gorący, a może lepiej powiedzieć krwisty piątek. Coraz częściej jednak zauważa upływ czasu. Coś mu ucieka, coś umyka. Z tego wypływa uczucie jakiegoś niedosytu.
Ksiądz Marek wie, co to jest sadomasochizm, ale to nie jego problem. On się w piątki nie podnieca. To co robi jest aktem żalu. Za to, że jest jaki jest: mikry, potulny, bezwolny. Nigdy w życiu i o niczym nie decydował. Wszystkie decyzje spływały z zewnątrz. Poza tym doskonale wie, że mogłoby być inaczej, gdyby się inny urodził. Dlatego w centrum żalu jest akt narodzin. Krew kapie, plecy pieką, przychodzi ulga, ale łaski wiary wciąż nie widać.
Wreszcie ksiądz Marek dostrzega szansę. Być może drugi człowiek sprawi, że uwierzy. Kobieta z Internetu. Dama z pejczem. Ale w tym jest jakaś perwersja. Niech to będzie kobieta w mundurze. W schludnym, obcisłym niemieckim mundurze. To właściwy klimat, żeby na granicy utraty człowieczeństwa poszukiwać łaski wiary. O to chodzi. Zatem mundur… Gestapo. Ciężko z takim, ale są czarne mundury SS. Drożyzna. Sama czapka pół tacy. Cóż… ksiądz Marek to rozliczy honorowo. Zamiast szynki serek topiony, zamiast samochodem, rowerem. Kasa będzie się zgadzać. Mundur czeka na oprawczynię. Sytuację utrudnia fakt, że to ona musi pasować do munduru, a nie odwrotnie. Zatem esesmanka musi posiadać konkretne wymiary. To dosyć tęga osoba. Silna. Nie lubi mężczyzn, a błaznów w szczególności. Brzydzi się takim ścierwem, ale z czegoś musi żyć, to żyje ze ścierwa. Pełno tego się pęta, ale większość to koniobijcy, fantaści. Mało jest konkretnego ścierwa. Ale jeśli ścierwo jest konkretne, to za śmieszną opłatą je przećwiczy jak Bóg przykazał. Tylko amen dodać. Faktycznie to zamiast amen, jest dwieście za godzinę ćwiczeń. Ale czy godzina wystarczy? Za dwie godziny jest trzysta, więc niech będą dwie godziny ćwiczeń z prawdziwego zdarzenia.
Ksiądz Jarek jest wzorowym pracownikiem Kościoła.
Zdrowy na ciele i umyśle. Mimo, że jest jeszcze tylko wikarym, to umie o siebie zadbać. Lubi porządne auta: audi, lexus, bmw. Lubi jeździć i zmieniać, chociaż dwa – trzy razy w roku. Daleko nie jeździ, najczęściej trzydzieści parę kilometrów do pobliskiego miasta. Tam kupił mieszkanie dla swojej pierwszej, której zrobił dziecko. Dwa razy w tygodniu nocuje u niej, a dwa razy u Izy. Pozostałe trzy na plebanii. Zawsze przywozi dobre alkohole, słodycze. Nie ma chlania na umór, ale imprezki są fajne i można się rozsmakować w trunkach. Śpi z Izą w małym pokoju, kiedy ludzie w dużym jeszcze imprezują. Po prostu wcześnie spać chodzi. Chłopaki zazdroszczą mu takiej roboty i tego wszystkiego. Luzik – zawsze powtarza. Luzik.