Autor | |
Gatunek | fantasy / SF |
Forma | proza |
Data dodania | 2017-12-30 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 1341 |
U kowala widzieli ją od dawna, a dziś przyszedł wuj i wskazując na nią, zapytał, czy podszykowana.
— Zabrać możecie dawno i doma postawić — odpowiedział Józef. — I do tego, to się jedynie nadaje. Kto, go tak...? — zapytał, wskazując spękany promieniście środek napierśnika.
— Myszcisław.
— Obuchem — zgadł rzemieślnik, co przybyły zaraz potwierdził. — Zostawił ja tak, jak przykazali, na pamięć... A Bartek zara podrzuci...
Radek skinął głową, a że chłopcy byli po codziennym treningu, tak i nie zaczepiał ich nawet, obecnie przyglądających się pomocnikowi, ładującemu ostrożnie ochronę ciężkozbrojnego piechura na taczki.
— Ot i całe, ichne problema — zawyrokował Kowal, gdy Bartek wyjechał za Radkiem. — Za dużego smoka oni w te kuźnie wetknęli. Tak i tera poprzepalane żelastwo w zbrojach, a i w mieczach piechotnych majo i łatwo rozpęknąć tako można albo i połamać... — Józef gadał, nie patrząc na chłopców, duszących się ze śmiechu i nie umiejących jej powstrzymać. Nawet pomimo ogromnego szacunku, jakim fach kowala darzyli. A on, że ich za to lubił, tak, gdy zauważył wesołość, zrazu pomiarkował o jej genezie, nie obrażając się jednak wielce. — Niedowiarki wy... — stwierdził jedynie.
— Wy się na nas nie gniewajcie, Józefie, ale nam mama pokazała w księgach i wyczytali my, skąd ta nazwa ich warowni się wzięła — odezwał się polubownie Bruno.
— Choć nielegalna ona — dorzucił Maciek.
— Jak nielegalna? — zainteresował się nagle kowal, by zaraz mitygując się, ściągnąć brwi w udawanym gniewie. — Wy mnie tu nie kołujcie dyrdymałami z ksiąg waszych! — zawołał. — Tak wszystkie wiedzą, że to z ksiąg wszelakich, każda brednia i wydumanie wychodzo, co by chłopów prostych ogłupić...!
— Ale w tej o pochodzeniu „Smoka Wielkiego” zapisano. — Bruno Józefa drażnić nie zamierzał. Za to uznał, że gdy wyłuszczy majstrowi, co wyczytali, a i wymiarkowali z opisu owego, tak i ten, broniąc racji swoich, coś nowego i ciekawego im opowie.
— To od wiosek tamtejszych — zabrał się rzeczowo do sprawy Maciek. — Zanim Krucjaty tam stolicę i zamczysko zbudowali, to one te wioski zdobyli, ot co.
— A jakież...? A co... wioski...?!
— A „Smoki Duże”, jedna się zwała, a druga: „Smoki Małe” — padła odpowiedź. — Zdobyli, zburzyli...
— Zamordowali — wpadł mu w słowo Józef.
— No pewno, że i pomordowali tamtych, bo tam wszak pogańskie plemię Szefców żyło — zgodził się Maciek.
— Ja o smokach mówie, co od wieków tam żyli w spokoju sobie, aże do Krucjatów nadejścia! I pomordowali oni i większe i mniejsze, a tego najogromniejszego w niewole wzięli i... — kowal się zaciął, by zaraz dokończyć pośpiesznie, z zapałem i w zadowoleniu. — Tak i po temu, te ich żelastwo gówniaste! Smok na złość im robi i przepala!
Chłopcy woleli nie zaprzeczać. Raz, że kowala lubili, a dwa: przyszli do niego w interesie poniekąd i ciągle czekali odpowiedniego momentu. Chwilę milczeli.
— A czemu to, nazwa nielegalna? — nie wytrzymał kowal.
— A tego w księgach nie zapisano — odpowiadał Bruno. — Coś się nie zgadza z zawłaszczeniem czy bałwochwaleniem. Nie wiadomo do końca. Dopóki Krucjatom rzyci nie złoim i nie pognamy ich, skąd przyszli, tak i na nazwie siedzieć będą...
— Na smoku — twardo postawił Józef. — A nielegalna pewno temu, że gdzie tam w świecie smok jeszcze większy jest...
— Albo, że największego nie ma, bo każdy chciałby z narodów i plemion gadać, że największego ze smoków ma — dopowiedział Maciek, a Bruno, chociaż spojrzał na swego roztropnego brata ze zdziwieniem, nie zaprotestował. — I byłaby wojna o smoki, jakby tak każdo możniątko nazywało swoje zamczysko smokiem...
— Smok Przenajwiększy... — podchwycił Bruno.
— Smok Wielgachny... — dodał Maciek.
— Smok Ogromniasty — przyłączył się Józef.
— Wszystkie smoki takie same. — W wierzejach kuźni stanęła Kowalowa.
Podyskutować każdy chciał, lecz żaden nie zamierzał.
oceny: bezbłędne / znakomite
Ciekawa narracja, w klimacie pięknej staropolszczyzny - i bardzo "po naszemu"