Autor | |
Gatunek | publicystyka i reportaż |
Forma | artykuł / esej |
Data dodania | 2018-04-24 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 1741 |
Dobroczynność czy danina?
Suweren przekonuje, że każda działalność charytatywna, każdy taki ludzki odruch, który nie pochodzi spod znaku kwa kwa, obliczony jest na uzyskanie osobistych korzyści oraz jest czynem wrogim. Zatem niedobry jest Owsiak i jego orkiestra. Zamiast kwakać, pieprzą: „róbta, co chceta!” Cóż to za dobroczyńcy? Każdy celebryta, który daje, robi to z czysto egoistycznych pobudek. Choćby dla lansu. Tak twierdzi suweren. A jeśli ktoś dawał po cichu, ale się wydało, że dawał, ten musiał mieć nieczyste sumienie. A nawet jeśli czyste, to przecież dawał za mało! Zawsze jest za mało. Zawsze można dać więcej. Zawsze można zrobić więcej. Zawsze można dać się ukrzyżować, potem zmartwychwstać, by dać się ukrzyżować ponownie. Nic nie warci są ci, którzy dają, nie kwacząc. Nic nie warci. Oby zdechli! Oni już o tym wiedzą, przecież stoją pod rynnami. Przeklęci darczyńcy! Nie dają, źle! Dają, jeszcze gorzej! I choćby włożyli wory pokutne, a na ich łby spadły tony popiołu, to nie zmienia faktu, że są kanaliami. Jeśli zostanę celebrytą, to będę wyłącznie informował publiczność o własnych nieszczęściach. Polacy oczekują tylko takich informacji od tych, których widać, lecz oni nie kwaczą. Ja nie kwaczę i kwakać nie będę, ale chętnie poinformuję o zakażeniu HIV, o raku, gruźlicy, amputowanej nodze, ręce, udarze bądź planowanym samobójstwie. Ode mnie, można oczekiwać samych dobrych wiadomości. Dlatego zasługuję, żeby zostać celebrytą. To się wcale nie musi wiązać z bogactwem, bo tego łatwo mnie będzie pozbawić za pomocą procesów, więc mógłbym być jako ten Hiob parszywiec, który zgrzeszył przeciwko kwa kwa i żyjąc w nędzy rozśmiesza suwerena, ogłaszając o swoich nieszczęściach. Dodatkowo zlikwidowałbym wszystkie konta bankowe, by uniemożliwić naiwnym ewentualne wpłaty na ratowanie mojego zdrowia i życia. Jak wiadomo: głupich nie brakuje, a ja nie chciałbym sprawić prawdziwym ludziom zawodu. Dlatego najlepsze byłyby choroby i nędza razem. Takiego celebryty jeszcze Polacy nie widzieli, a jestem przekonany, że właśnie na takich zasługują. Zróbcie im przyjemność i uczyńcie mnie celebrytą, a dam narodowi to, czego pragnie najbardziej: ból, cierpienie i rozpacz, tego, co się mieni lepszym, a w istocie rzeczy jest tylko bożą pomyłką.
Nieprawdopodobnym hitem są konstrukcje premiera Morawieckiego dot. „daniny solidarnościowej” dla niepełnosprawnych od najbogatszych. Właśnie „danina” jest tutaj odpowiednim słowem. To jest właśnie słowo, którego oczekuje suweren: danina z urzędu, czyli z woli suwerena. To jest słowo, które trafia do serc. Nie jakieś tam datki. Danina to żadna łaska. Właśnie o to chodzi, żeby dobroczynność nie była zabarwiona łaską. Albowiem kto sam z siebie daje, ten daje z łaski, a kto daje pod przymusem, ten daje bez łaski. Łaska nikomu nie jest do niczego potrzebna, ona wręcz jest upokorzeniem. Gratuluję, Biały, któryś to sformułowanie wymyślił dla zbożnego dzieła! Tylko, ta siostra, Chmielewska, niepotrzebnie coś bredzi. Znana siostra, ale jak widać, ona nic nie rozumie. Gada o tym, że ci, co mają, już dają, ale nic nie gada o tym, że dają z łaski, a nie z przymusu. Co to za dawanie? Poza tym, wybierają sobie tych, którym dają, a co to, kosz z ulęgałkami? Co to jest, żeby bogaty decydował na co daje? I jak można mówić o Morawieckim, że to Janosik, kiedy kto inny jest prawdziwym harnasiem? Siostra Chmielewska rozmija się z prawdą. Zwyczajnie. Nikt już nie mówi prawdy w tym kraju, ale wszyscy do niej dochodzimy. Zdaje się, że jesteśmy już bardzo blisko. A to dlatego, że ci, którzy nie kwaczą, niezależnie od tego, czy są celebrytami, czy nie są, mają oczy i uszy. Patrzą i słyszą, a co gorsza: ANALIZUJĄ i włączają wnioski z analizy do PROCESÓW DECYZYJNYCH. Wcale nie mam na myśli tutaj urny wyborczej. Od urny ważniejsi są ci, którzy wrzucają swoje głosy. Sama urna jest niczym. Wymysłem takich durni, jak Trocki, Mandela, Wałęsa, czy Frasyniuk. Patrzę całościowo, nie na fragmenty i wtedy urna napawa mnie obrzydzeniem. Wciąż są na świecie państwa, gdzie urna wyborcza jest zbędnym i kosztownym gadżetem demokracji. Wszystko zależy od ludzi. Natomiast wspomniane przeze mnie procesy decyzyjne odnoszą się do sytuacji bezpośrednich, czyli rzeczywistych i oczywistych. W ten sposób można pojąć historię świata i ludzkie czyny. Jednak najgorsze, co może być, to sponiewierane elity. Niestety, nie wszyscy z nich są Chrystusami, a wręcz wielu pójdzie tam, gdzie ich posyłają: do diabła.
Proszę sobie wyobrazić, że Kościół w Polsce znalazł się w trudnej sytuacji materialnej i w związku z tym, rząd nakłada daninę solidarnościową na niepraktykujących katolików. Ponieważ oni nie łożą na coniedzielną tacę. Proszę sobie wyobrazić daninę solidarnościową na Kościół, no! Dlaczego sami księża mówią: co łaska? No? Dlaczego wierni wyświadczają im łaskę, a nie składają daniny? Dlaczego nie jest używane słowo danina? Już nie mówiąc o sformułowaniu „danina solidarnościowa” - w którym tkwi wielka, ukryta potęga emocji. Używanie określenia „danina solidarnościowa” w społeczeństwie tak poróżnionym, jak polskie jest jak podpalenie lontu. Świadomie, czy nieświadomie, PiS właśnie zainicjował reakcję łańcuchową. Skutki detonacji tej bomby odczują ludzie najbardziej potrzebujący. Zresztą oni już to czują podświadomie. Czują, co się właśnie stało.
Zauważam coraz więcej polskich nazwisk na najbardziej prestiżowych uczelniach świata. Widzę polskie nazwiska w największych przedsięwzięciach podejmowanych przez ludzkość, jak choćby ośrodek badawczy w CERN. Widzę osiągnięcia polskich naukowców przy projektach kosmicznych, jak choćby budowie kosmicznych pojazdów. Widzę jak polskie patenty, których nie udało się wdrożyć w Polsce, osiągają ogromne sukcesy za granicą. Widzę jak wielkie umysły polskich informatyków łamią bariery i ograniczenia, ale nie w Polsce. O wszystkich tych rzeczach jest pełno w sieci, ale kogo to obchodzi? Chcę przez to powiedzieć, że jest wielka potęga umysłu w tym narodzie z którą walczy druga potęga. Dlatego, kiedy otworzono granice, część tej potęgi objawiła się i rozrasta poza granicami kraju. Nie było czegoś takiego przed rokiem 1989. Jakaś garstka. Dzisiaj Polacy są wszędzie. Nawet w skokach narciarskich i piłce nożnej. No, w piłce zawsze byli, ale dziś na piłce zarabiają krocie poza granicami kraju. Wchodzimy nawet do Formuły I. Wkrótce posypią się noble z tych dziedzin, dla których dotychczas nie było środowiska. I wciąż nie ma, ale przyszedł język angielski i rozumienie świata. Oczywiście tam, gdzie tkwiła ukryta moc. Cóż... z gówna bata nie ukręci, dlatego ta moc nie dotyczy narodu w całości, lecz jego części. Której, to trudno jest określić, ale chyba wszyscy się zgodzą, co do różnic u podstaw, prawda?
Polska już przeżyła eliminację i miażdżenie elit. Niepoliczalne talenty zostały stłamszone i zaprzepaszczone na dziesięciolecia. Ale nawet to, co zostało, potrafiło zrodzić materiał na elity, by mogły się one z popiołów odrodzić. A to dlatego, że gatunkiem ludzkim rządzi determinacja fenomenu. Nie pomoże nawet powszechna lobotomia. Dalej będą się rodzić geniusze. A geniusz potrzebuje tylko jednego: sprzyjającego środowiska. Wówczas eksploduje. I nie ma żadnego znaczenia, że gdzieś tam na świecie, lokalna władza dla dobra narodu zarządzi powszechną lobotomię. To tylko czasowa blokada. Fenomen nie odpuści. Przez niego właśnie nie chodzimy po drzewach.
I teraz napiszę o mojej fantazji. Otóż chciałbym dożyć Ciemnogrodu. Prawdziwego, takiego , jaki zamawia Wojciech Cejrowski, Ojciec dyrektor i więcej nie będę wymieniał, ale wiadomo o co mi chodzi. Ponieważ jestem przekonany, że w przypadku realizacji takiego projektu przy otwartych granicach, silną motywację otrzymaliby wszyscy, w których drzemie jeszcze jakaś resztka mocy; do podjęcia jedynej słusznej decyzji. Do wyjścia naprzeciw samemu sobie i woli wszystkich tych, którzy by chcieli, ale nie potrafią. Dzięki tej decyzji, świat by wreszcie zaczął szanować Polaków z powodu powszechności ich osiągnięć we wszystkich cywilizowanych krajach, natomiast, ci Polacy, którzy by zostali, mieliby wreszcie to, czego pragną: równość i sprawiedliwość. Prawo to oni mają w dupie. Chodzi o równość przede wszystkim. Bo kiedy jest równość, to jest i sprawiedliwość. Dlatego za wszelką cenę chcieliby wyrównać boże nierówności. Te boskie pomyłki. Cóż... zdarzają się. Zatem niech patrzą na nie przez okna ze swojej prawdziwej ojczyzny. Heh, zamknęliby okna szybciutko, co nie? Właśnie to zamykanie okien i drzwi mnie kręci, bo to już było. To jedyna szansa, żeby powstrzymać Polaków. Inaczej polska nauka, sztuka, kultura, medycyna, wszystko, eksploduje za granicą. Bóg mi świadkiem, że tego pragnę. Wówczas będę mógł powiedzieć, że nastał czas prawdy.
Obawiam się jednak, że moja fantazja się nie spełni, ponieważ socjologowie już wiedzą o co chodzi i szukają systemowych rozwiązań, które wszystko rozmydlą i przykryją prawdę poprzez manipulację, a wówczas nie dojdzie do skutku marzenie ludzi o niezwykle ciekawych charakterach. Ubolewam nad tym.
oceny: bardzo dobre / znakomite
Jeszcze na jeden moment chcę zwrócić uwagę, by jakiś Dyndalski (dlatego Dyndalski, bo on mi po prostu dynda) nie zarzucił mi niedostrzeżenia błędu. Piszesz "boża pomyłka". Jeżeli w Twoim zamyśle była to nie jaka, lecz czyja pomyłka, wówczas należy pisać "Boża pomyłka". Mielibyśmy bowiem do czynienia z przymiotnikiem dzierżawczym. Jeżeli jednak piszesz, jaka to pomyła, to mała litera jest uzasadniona.
podziwiam cię za wiedzę i wszechstronność.
Twoje felietony marnują się na Publixo, czytane przez garstkę za i przeciw.
Wszystko co piszesz, to jakby moje myśli i odczucia. Ciemnogród to jedyna alternatywa na cud dla ociemniałych.
Arsenie, Tobie odpowiadam, bo tu o Twoją duszę idzie, a nie jest stracona, dopóki mnie czytasz, choć ja, nie czytam Wyborczej. Nie czytam "Nie", a Tomasz Lis... to był kiedyś świetny dziennikarz, choć zbyt emocjonalny. Lis nie wytrzymał i pękł jeszcze przed dobrą zmianą. Cóż... zapraszał do swoich programów ogień i wodę, będąc jednocześnie sercem przy jednej ze stron. To się nie mogło dla niego dobrze skończyć. I Lis odjechał. Utracił wiarygodność.
Ale Arsenie, jeśli z drugiej strony mamy takich Ziemkiewiczów, Targalskich, Sakiewiczów, Lichockie itd., to ja, nie mogę krytykować Lisa. Mogę pojechać po samym sobie.
Otóż Publixo, to nie jest mainstreamowe medium. To jest całkowita nisza. Inaczej już byście widzieli Legiona na sznurze. Ja nawet nie widzę potrzeby cenzury i usuwania moich tekstów, poza tą, która wynika z czystej estetyki. Ja nie istnieję. Z tego powodu mogę sobie pozwolić na eksperymenty, szarżę i sprzeczności, które bardzo łatwo wyłowić, porównując treści z różnych moich tekstów. Szczęściem nikt nie analizuje dokładnie pod tym kątem, bo inaczej musiałbym bronić swojej wiarygodności "odwracając kota ogonem". Zatem Publixo, to dla mnie poligon.
Mainstream, to co innego. Tam musiałbym się określić i trzymać poziom. Mainstream to ogromna odpowiedzialność, patrząc na to, co się stało z polskim dziennikarstwem i klientelą. Legion w mainstreamie byłby pozbawionym emocji katem, operującym na poziomie najprostszej logiki, która dociera do najprostszych ludzi. Ponieważ moje poglądy nic nie znaczą i nikogo nie obchodzą, odbiorcy mieliby problem z ich identyfikacją. Za to pojawiłoby się wielu półgłówków interpretatorów, typu "Co Legion chciał przez to powiedzieć?" i oni by się ze sobą spierali, wywołując burze w szklance wody.
Nawet, jeśli znam drogę do zagłady, to za każdym razem, gdy wypowiadam swoje katowskie formuły, coś szarpie mnie w środku. Macie szczęście, ludzie... Nie da się was nie kochać. Bóg czuwa nad wami.
Dobrymi intencjami piekło jest wybrukowany. Z dobrych intencji torturowano i palono heretyków. Dobrymi intencjami Hitler przesłonił rozumy, Lenin stworzył komunizm, itd... I nic nie jest takie, na jakie wygląda.
oceny: bezbłędne / znakomite
- Dobroczynność czy danina?
Odpowiadamy zgodnym chórem:
- Od tego jest p a ń s t w o i jego omnipotentne instytucje, żeby nie było ani tego, ani tamtego!