Autor | |
Gatunek | proza poetycka |
Forma | wiersz biały |
Data dodania | 2018-08-29 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 1496 |
Wiadro i miednica
Nie chce oglądać widoku krwi spływającej po karku bydlęcia, który w agonii łypie oczami i rzęzi. Jej nogi stoją w miejscu, nie zaniosą akcesoriów rzeźnickich ojcu. On czeka, gdy dziecko drży na dźwięk kropel krwi uderzając o miednicę. Ma gardło zaciśnięte na supeł, niemo krzyczy: NIE! NIE JESTEM WINNA ŚMIERCI TEGO CIELĘCIA!
Myśli piętrzą się, układają się jedna na drugiej, budują barykadę. Przed śmiercią! Ojciec wrzeszczy: Trzymaj to wiadro, bo krew trzeba złapać!
***
W miednicy leżą zabite kury. Parują, przed chwilą matka polała je gorącą wodą. Rudo-biało-sino-czarne pióra odchodzą od skóry ptaka i lepią się do mnie. Nie chcę być kurą, którą zabiją za tydzień , w sobotę. Włożą mnie do miednicy i oskubią włosy. Też rude i już trochę sine. Nie chcę widzieć moich wnętrzności zawijanych na nogi i gotowanych w rosole.
Kura gotuje się całe niedzielne przedpołudnie, jeszcze śmierdzi trupem, ale już inaczej. Matka zagląda do garnka, wkłada warzywa, dosypuje przypraw, próbuje. Rosół bulgocze i tłucze się w garnku, jakby chciał popłynąć do rzeki a stamtąd do morza pełnego ok.
W południe pochylamy głowy nad stołem jak niewolnicy, udając, że nikt nikogo nie zabił wczorajszego wieczora. Myślę sobie, że to taka gra.
Jeśli zabijasz
- Krzycz, mała! Krzycz! - wrzeszczy chłopak. Na zwalonym drzewie wygląda jak kapitan na łajbie. Dziewczynka musi go słuchać, ale w lesie się nie krzyczy. Już wcześniej pozbawił ją złudzeń; nikt jej nie pomoże. Co może jej zrobić? Ma tylko taką minę, jakby… jakby chciał jej coś zrobić.
- Hop, hop! Hop, hop! - powtarza raz za razem.
- Co ty w harcerstwo się bawisz?! - chłopak nie kryje rozczarowania. Nadyma twarz i z jego ust wydobywa się ryk ni to dzika, ni jelenia.
Gdzie diabeł powiedział dobranoc, nie jest bezpiecznie. Dała się tu przyprowadzić, bo sądziła, że wreszcie powie mu prawdę. Prawie pędziła na przełaj przez łąkę, przez zagajnik, aż do sosnowego lasu. Tu już zrozumiał i nawet zaczął się bać.
Ona też bała się tych wiszących na wrotach stodoły skór, po których łaziły wszystkie muchy świata. Przymykała oczy, niby przez słońce, niby przez wiatr. A to był ból porażki, życie przegrywa ze śmiercią i nikt za to nie odpowiada.
- Dlaczego je zabijasz? - pyta nieśmiało.
- Bo Bóg kazał czynić sobie ziemię poddaną! - odpowiada władca świata.
- To zabij i mnie! - krzyczy dziewczynka.
- Nie, ty jesteś ciągle człowiekiem, jak urodzisz się zwierzęciem, też cię zabiję! - odpowiada młodzieniec.
- Jeśli mnie nie zabijesz, nie dowiesz się, gdzie zakopałam te skóry! - odgraża się miłośniczka zwierząt.
- Nie zabiję cię, bo twoja skóra nie jest nic warta – chłopak drwi kalkulując jak myśliwy.
- A twoja jest warta, żeby rozszarpały cię te wszystkie zwierzęta, których obdarłeś ze skóry – krzyczy dziewczynka. Posuwa się do przodu, gałęzie pod nogami trzeszczą, chłopak idzie tuż za nią. Nagle ziemia zapada się i otwiera grób wyściełany zwierzęcymi skórami.
Oko za oko, ząb za ząb, oko za oko, ząb za ząb, oko za oko ząb za ząb, oko za oko, ząb za ząb…
- słychać głosy wydobywające się spod ziemi.
oceny: bezbłędne / znakomite
Nie ma zgody na czyjąkolwiek - tutaj cielęcia czy kury - śmierć.
Ergo: jakakolwiek opowieść o składaniu w ofierze dziecka jest niespójna nie tylko logicznie
Konfrontacja małej dziewczynki z takimi wyzwaniami, jakich nie dźwigają dorośli, to chyba ten ostateczny krańcowy wymiar podobnego "oswajania". Nie sposób wyobrazić sobie coś jeszcze gorszegi