Autor | |
Gatunek | bajka |
Forma | proza |
Data dodania | 2018-11-06 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 1893 |
Przygotowania do wizyty gościa
W krainie Tupliczków od kilku dni wielkie poruszenie. Pan burmistrz Tulbunk zaprosił z wizytą swojego starego przyjaciela, który również pełnił funkcję burmistrza, ale w odległym Tuplaszewie.
Wszystkie tupliczki zajęły się wielkimi porządkami. Tupliczkowo lśniło czystością. Burmistrz Tulbunk był zadowolony. Z dumą mógł oprowadzić przyjaciela po swojej krainie. A i w domu burmistrza, jak na wzór tupliczkowy przystało: czyściutko, pachnąco, kolorowo. Bo co tu dużo ukrywać, burmistrz chciał się również pochwalić przed przyjacielem swoją ukochaną i wspaniałą rodzinką.
Pani burmistrzowa Tulbunkowa była bardzo dobrą gospodynią. Nagotowała wiele przysmaków i napiekła mnóstwo przeróżnych ciast. Ale zapragnęła jeszcze upiec torcik poziomkowy. Do przybycia gościa zostało jeszcze cztery godziny. Była pewna, że zdąży w porę upiec ten palce lizać torcik. Wysłała więc swoje dzieci do lasu po poziomki.
Dzieci z ochotą przyjęły to zadanie do wykonania, bo poziomki kojarzyły im się z oznaką nadchodzących wakacji. Zabrały z domu dwa koszyczki i radosne pomaszerowały w kierunku pobliskiego lasku szukać nagrzanych cieplutkim słoneczkiem skarp albo wzniesień, gdzie ich zdaniem musiałoby być aż czerwono od dorodnych poziomeczek…, bo wakacje — to piękna rzecz!
— Tulcia, ty patrz w lewo, a ja w prawo — zakomenderował Tulcio, gdy znaleźli się już w głębi lasu.
— No dobra… Niech ci będzie — zakomunikowała Tulcia i zaraz dodała: — Ale jak ja pierwsza znajdę czerwone miejsce, to będę miała prawo zjeść dwie garście poziomek, a ty mi potem pomożesz nazbierać pełny koszyczek... Tak?
— Na tulpika! Że ty też wszędzie wywęszysz dla siebie jakiś interes! — ze zniesmaczoną miną odparł Tulcio. — Ale niech tam… dam ci te fory, bo jesteś babą… to znaczy dziewczyną. A teraz już zamknij buzię i skup się, to jest, zaglądaj jak sroka w kość za każdą, nawet najmniejszą poziomeczką.
Tulciowi chciało się śmiać z siostry. Był pewny, że to jemu pierwszemu uda się zauważyć soczystą czerwień poziomek. Już otwierał buzię do gromkiego śmiechu, gdy nagle śmiech zamarł mu na ustach... Usłyszał gdzieś w oddali żałosny jęk jakiegoś zwierzęcia. Złapał siostrę za rękę i szybko pobiegli w tamtym kierunku.
Ich oczom ukazał się straszliwy widok. W sidłach kłusowniczych leżała zakrwawiona i spłakana mała sarenka. Tulcio i Tulcia natychmiast rzucili się z pomocą i ratunkiem. Zaczęli mocno z całych sił szarpać zębatymi sidłami, przypominającymi olbrzymią paszczę rekina.
— Na tulpika powonienie! Tulcia, ty szarp na dół, a ja do góry — wrzeszczał przejęty Tulcio. — Na trzy! Jeszcze raz!
Tak długo walczyli z `paszczą rekina`, że zupełnie stracili rachubę czasu. I kiedy w końcu udało im się wyzwolić obolałą sarenkę i opatrzyć jej rany liśćmi babki lancetowatej, dopiero wtedy poczuli ogromne zmęczenie. Padli więc we trójkę na miękki mech i... zapadli w głęboki i długi sen.
Obudziło ich głośne nawoływanie i trzask deptanych gałęzi. Zerwali się na równe nogi. Zobaczyli przed sobą ogromną część tupliczkowego społeczeństwa z rodzicami i ich gościem z Tuplaszewa na czele. Przerażenie — z jednej strony, radość — z drugiej, dwa odmienne uczucia mieszały się ze sobą przez jakiś czas. Wreszcie burmistrz Tulbunk pierwszy odzyskał rezon. Doskoczył do dzieci i nakazał im natychmiast wytłumaczyć się z tego, co tu się stało. Dzieci dokładnie opowiedziały cały przebieg wydarzeń, a kiedy skończyły, wszyscy zaczęli bić im brawo.
— Jestem z was dumny! — przekrzykiwał oklaski burmistrz Tulbunk. — Zuchy dzieci! Tupliczkowe zuchy!
— Tu-plicz-ko-we zu-chy! Tu-plicz-ko-we zu-chy! — głośno skandowało tupliczkowe społeczeństwo wraz z gościem z Tuplaszewa. — Hurra! Niech żyje tupliczkowe społeczeństwo! Hura! Hurra!!!
I wszyscy razem, już bardzo szczęśliwi, ruszyli w stronę Tupliczkowa, niosąc na skleconych naprędce noszach obolałą jeszcze, ale już uśmiechniętą sarenkę.
oceny: bezbłędne / znakomite
I ja tam byłem,
nie kakao, a miód-wino piłem,
po brodzie ściekało...