Autor | |
Gatunek | przygodowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2019-01-06 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 1732 |
Zaczarowany Dino-Ruazonid (V/V)
Stojący wokół ludzie, przerażeni potęgą głosu Cecylki, natychmiast przestali lamentować. Ale po chwili, uznali zapewne, że to tylko jeszcze jeden krzyk rozpaczy, i to w dodatku małej dziewczynki, może nawet kogoś z rodziny, więc zaczęli jeszcze głośniej lamentować.
Cecylkę nie interesowało co się wokół niej dzieje. Skupiła się na leżącej dziewczynce. Wpatrywała się w nią intensywnie, gdyż poczuła w sobie przypływ przeogromnej energii. Energia ogarniała całe jej ciało. Potęgowała się w niej z niesamowitą mocą. Nagle Cecylka poczuła, jak ta spotęgowana energia opuszcza jej wnętrze i wydostaje się na zewnątrz poprzez jej ręce. Cecylka jeszcze mocniej przycisnęła je do piersi dziewczynki. A wtedy Dino dorzucił dodatkowo dwa swoje promienie, i to wprost na ręce Cecylki. Leżąca dziewczynka natychmiast otworzyła oczy.
Stojący dookoła ludzie, nie świadomi tego co się stało, dalej krzyczeli z rozpaczy, by nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, krzyk rozpaczy zamienić na krzyk radości: — „Żyje… żyje… żyje!!!”
W tym momencie nadjechała karetka pogotowia. Cecylka wycofała się z miejsca. Wyszła poza krąg ludzi, uszczęśliwionych nagłym powrotem dziewczynki do życia, i przez nikogo nie zatrzymywana, podeszła z Dino pod płonący dom. Postawiła Dino na ziemi, a sama skierowała swe ręce w kierunku domu. Zaiskrzyło, zaskwierczało… i z rąk Cecylki wydostały się dwa szerokie, ognistoczerwone promienie, które w połączeniu z dwoma cieńszymi ognistoczerwonymi promieniami Dino, popędziły wprost na ściany budynku. Jeszcze mocniej zaiskrzyło, zaskwierczało, zasyczało… i znów zaskwierczało i jeszcze raz zasyczało, lecz przeciągle i coraz głośniej… I nagle… języki ognia zniknęły. Pożar był ugaszony.
Cecylka chwyciła Dino, zrobiła w tył zwrot, i rozpłynęła się w kłębach powstałej nagle pary wodnej. Nikt jej nie zatrzymywał, bo nikt jej nie widział. Cecylka pędziła w kierunku samochodu. Biegnąc, słyszała jak niektórzy ludzie jeszcze rozpaczali za zaczadzoną dziewczynką, a niektórzy już się cieszyli jej zmartwychwstaniem.
Różne wiadomości — sprzeczne ze sobą — przeplatały się w tłumie zebranych przy pożarze ludzi.
Cecylka znała prawdę. I ta prawda uszczęśliwiała ją bardzo. Dobiegła do samochodu, powoli otworzyła drzwi i niezauważona przez rodziców, położyła się z powrotem pod koce. Leżała na tylnym siedzeniu cichutko jak trusia już dobre parę minut, kiedy milczący do tej pory rodzice, zaczęli szeptem ze sobą rozmawiać. Cecylka nastawiła uszu.
— Słyszałaś? Jedni ludzie mówią, że to dziecko nie żyje, a inni, że ktoś je uratował — tato powiadomił mamę.
— Boże, żeby to drugie było prawdą — odpowiedziała mama i zaczęła odkręcać szybę samochodu. — Zaraz się dowiemy. Spytam kogoś. O, zawołam tamtą kobietę, która biegnie od strony pożaru… Proszę pani, proszę pani…! Proszę nam powiedzieć co z dzieckiem, żyje?
— Żyje, żyje… jakiś cud chyba, ale żyje! — wołała kobieta.
— Jak to cud? — dopytywała się mama.
— Tak ludzie gadają, bo nie żyło — kobieta chętnie zaczęła opowiadać. — Ale potem, kiedy jakaś mała dziewczynka podeszła i dziecko dotknęła, dziecko otworzyło oczy. A kiedy przyjechała karetka pogotowia, lekarz powiedział, że dziecko żyje dzięki temu, iż ktoś w porę zrobił mu fachowy masaż serca. To ludziska jemu na to, że to żaden masaż, tylko cud, bo masażu nikt dziecku nie robił. Tylko jakaś mała dziewczynka ze swoją zabawką klęczała króciutko nad dzieckiem, i gdy odeszła, dziecko otworzyło od razu oczy. To lekarz kazał ludziom przyprowadzić tę małą dziewczynkę. Dziewczynki nikt nie znalazł. Lekarz wtedy powiedział, że on wie swoje, a ludziska mogą wiedzieć swoje, ale najważniejsze jest to, że dziecko zostało uratowane i nic już jego życiu nie zagraża.
— No a co pani myśli? Możliwe to, żeby jakaś mała dziewczynka robiła masaż serca? — z wielkim zaciekawieniem dopytywała się dalej mama.
— Pani… a ja tam nic nie wiem! — zawołała kobieta. — Nie widziałam żadnej dziewczynki, bo mnie tam nie było. Gadam tylko co ludziska gadali. Ale niech mi nikt nie próbuje gadać, że to nie był cud. Cud, proszę paniusi! Cud… i tyle!
— A co z rodzicami dziecka? — spytała jeszcze mama. — Takie małe dziecko samo zostawili w domu? Jak doszło do pożaru?
— Eee… tam, samo! — żachnęła się kobiecina. — Zostawili ze starszą córką, bo musieli iść na pole, ale ta gdzieś sobie polazła i młodszą siostrzyczkę zostawiła w domu samą. I nie wiadomo, czy ta mała bawiła się zapałkami, czy to jakaś awaria instalacji elektrycznej. Straż pożarna ustala. Ale na szczęście strażacy szybko ogień ugasili, to nie ma aż tak dużo strat. A rodzice tego dziecka to nawet jeszcze nic nie wiedzą. Dopiero teraz ktoś poleciał po nich na pole.
— To straszna tragedia będzie dla nich — powiedziała mama. — Ale na szczęście dziecko żyje. I to jest najważniejsze. Dom jakoś sobie odremontują… Dziękujemy pani za dobre wiadomości. Do widzenia!
Mama Cecylki musiała kończyć rozmowę z kobietą, bo samochody znajdujące się przed nimi powoli ruszały. Policja zaczęła przepuszczać pojazdy pojedynczo. Mama uspokojona, że wszystko się szczęśliwie zakończyło, głośnym cmoknięciem ucałowała tatę w policzek, i aż złapała się za usta.
— Ojej, obudzę Cecylkę tym dubeltowym całusem — wyszeptała i odwróciła się do tyłu, by sprawdzić, czy tak się nie stało. — Śpi… jak aniołek… Zaraz, zaraz… a czemu ona ma takie czarne nogi? O rety, ręce też czarne…
— Jak to czarne? — zdziwił się tato Cecylki.
— No popatrz sam.
— Faktycznie czarne. Jakby z komina wylazła.
— I miała takie czarne już wcześniej? Nie zwróciłeś uwagi?
— Ja nie, ale ty zwróciłaś. Słyszałem, jak na nią krzyczałaś, że wykąpana przed powrotem do domu znów się wypaprała na plaży.
— Wypaprała się piaskiem, i to porządnie, ale piasek nie brudzi przecież na czarno… Sama już nie wiem. Aż taka czarna przedtem mi się nie wydawała, bo bym ją do samochodu z pewnością nie wpuściła.
— Może i była. Przedtem miałaś przeciwsłoneczne okulary na nosie. Teraz ich nie masz. Ot, i całe tłumaczenie! — skomentował tato.
Cecylka dalej leżała cichutko na tylnym siedzeniu. Słyszała wyraźnie rozmowę mamy z jakąś miejscową kobietą. I ta rozmowa nawet ją momentami bawiła. Natomiast rozmowa rodziców już nie. Truchlała ze strachu, kiedy rodzice zastanawiali się nad jej czarnymi kończynami dolnymi i górnymi. Ale ani drgnęła, ciągle leżała pod kocami zwinięta w kłębuszek i złościła się na siebie, że nie przykryła się porządnie. Lecz gdy usłyszała komentarz taty, to najpierw się ucieszyła, ale zaraz zrobiło jej się szkoda mamy. Postanowiła więc dłużej nie przeciągać tej sytuacji i temat czarnych kończyn zakończyć.
— Och, ale się wyspałam! — zawoła i wygramoliła się powoli spod koców. — A my ciągle jeszcze stoimy? Co, pożar nie został jeszcze ugaszony?
— Dzięki Bogu ugaszony, córeczko — odpowiedział tato. — I już powoli ruszamy. Policjanci wznawiają ruch.
— To wspaniale! Cieszę się! — zawołała wesołym głosem Cecylka, by po chwili jego brzmienie zmienić zupełnie. — O rany, jaka ja jestem brudna! Gdzie ja się tak wybrudziłam…? Już wiem, to na pewno od Kazika roweru. On też miał takie czarne ręce i nogi. Mówił, że zanim do nas przyjechał, smarował łańcuch jakimś tandetnym smarem i zapaprał cały rower… Tatusiu, możesz stanąć gdzieś gdzie jest jakaś woda? Muszę się umyć.
— A co tam będę znów stawał. Mało żeśmy się nastali? Zaraz poproszę któregoś sikawkowego, to cię sikawką wymyje… na już i na cacy! — zarechotał tato, zadowolony ze swojego żartu.
— Cha… cha… cha…! — Cecylka przedrzeźniała tatę i sama pękała ze śmiechu.
Nie minął kwadrans, a obydwa samochody pędziły już drogą asfaltową wzdłuż pól i łąk. I na jednej z łąk, tato Cecylki wypatrzył malutką rzeczkę, wijącą się wśród zieleni traw i czerwieni maków. Tak mu się to miejsce spodobało, że zarządził postój. Zjechali na pobocze drogi i piechotą poszli na łąkę. Do rzeczki był tylko kawałek. Usiedli wszyscy na jej brzegu, a Cecylka, brudas nad brudasami, musiała wejść do rzeczki. Szorowała się zawzięcie i rozglądała się tylko po brzegu, czy jakiś szczur wodny nie zechce jej towarzyszyć. Śpieszyła się niesamowicie. A tato Cecylki, siedząc na brzegu, i klaszcząc w dłonie, wybijał jej rytm do pośpiechu.
Emilka naśmiewała się z Cecylki, że przespała cały pożar. Śmiała się też z jej brudnych rąk i nóg, ale i też podejrzliwie ją obserwowała. Emilka cały czas przyglądała się akcji gaszenia ognia. I chociaż z tego miejsca gdzie stał ich samochód niewiele widziała, to jednak dobrze słyszała co ludzie mówili. A mówili przecież o jakiejś dziewczynce z zabawką, która uratowała dziecko z pożaru.
W czasie kiedy Cecylka „zażywała kąpieli”, obie mamy przyniosły z samochodu koc i koszyk z prowiantem, i obydwie rodzinki urządziły sobie krótki piknik na łonie natury. Po spożyciu tego co było i co się dało, i skomentowaniu wydarzeń z pożaru oraz omówieniu planu dalszej wycieczki krajoznawczej, obydwie rodzinki zajęły miejsca w samochodach. A że tym razem byli po konkretnej przerwie w podróży, dziewczynki zasiadły już razem, a zasiadły do samochodu Emi. Cecylka tak zadecydowała, bo chciała swobodniej omawiać z przyjaciółką wszystko to, co było do omówienia. A było tego dużo już od wyjazdu spod domu wczasowego, a po drodze nazbierało się przecież jeszcze więcej.
Cecylka, jadąc wcześniej razem z rodzicami, miała okazję się zorientować co oni wiedzą, czego się domyślają, a co podejrzewają. Dlatego uważała, że lepiej będzie omawiać sprawy z dala od nich. Bo a nuż jakieś słowa wypsną im się głośniej i rodzice usłyszą i… dojdą do prawdy? — „Za duże ryzyko” — stwierdziła Cecylka i pociągnęła Emi do jej samochodu. I kiedy znalazły się już w środku i samochód ruszył, Emilka wprost spytała, czy Cecylka przypadkiem nie ma coś wspólnego z uratowaniem dziecka z pożaru. No to Cecylka, chcąc nie chcąc, się przyznała. Bo przecież nie można mieć zbyt wielu tajemnic. To nawet niezdrowo. A już zwłaszcza przed najlepszą przyjaciółką. Więc Cecylka uchyliła przed Emi rąbek swojej tajemnicy. Ale tylko rąbek, bo przecież nie mogła powiedzieć wszystkiego. Emilka była zafascynowana postawą przyjaciółki i jej umiejętnościami ratowniczymi. I nie mogła się nadziwić, skąd Cecylka to wszystko wie i umie. Cecylka wtedy przypomniała jej, że nie kryje się przecież z tym, iż w przyszłości chce zostać lekarzem, więc stara się uczyć gdzie się da i z czego się da. Powiedziała jej też, że kiedyś z nudów zabrała się za czytanie rodziców „Podręcznika pierwszej pomocy”, i że w końcu ta lektura tak ją wciągnęła, iż przeczytała cały podręcznik „od dechy do dechy” i wszystkiego się nauczyła i zapamiętała. No to już Emilka była usatysfakcjonowana takim wyjaśnieniem Cecylki. Przytuliła ją mocno do siebie i powiedziała, że jest bardzo dumna, iż ma tak wspaniałego i wszechstronnego ratownika za przyjaciółkę… i spokojnie już przeszła do omawiania tematu wczasów i trójki chłopaków.
Dalsza podróż w stronę domu przebiegała już zupełnie bez żadnych zakłóceń i w bardzo miłej atmosferze. Po drodze rodzinki zrobiły sobie jeszcze kilka postojów na podgryzienie czegoś dobrego, co kupili w przydrożnych barach, i na wyprostowanie wiekowych i małoletnich kości (jak to określił tato Cecylki)... i z godziny na godzinę, coraz bardziej zbliżały się do domu.
Wakacje jeszcze trwały, ale nieuchronnie zbliżały się do końca. Cecylka i Emilka po powrocie z wczasów nigdzie już nie wyjeżdżały. Rodzice wrócili do pracy, a one spędzały dnie albo u jednych dziadków albo u drugich. Czasami były też same w domu. Ale gdziekolwiek by nie były, były zawsze razem. Niekiedy nawet spały razem, raz w jednym domu, raz w drugim. W ciągu dnia chodziły albo na basen, albo jeździły na wrotkach, albo szły do kina, albo grały na komputerze w czasie złej pogody. Miały mnóstwo zajęć i nigdy się nie nudziły. Rodzicom też pomagały, i to bez żadnego marudzenia. W końcu rodzice pracowali, więc one miały dom do popołudnia na swojej głowie. Nie mogły przecież całymi dniami zajmować się tylko sobą… i bąki zbijać. — „Musimy być odpowiedzialne w stosunku do naszych rodziców, tak jak rodzice zawsze byli i są odpowiedzialni w stosunku do nas” — Cecylka takimi właśnie mądrymi słowami przekonała Emilkę, by ta bez szemrania wykonywała polecenia rodziców. Ale od popołudnia aż do wieczora, to już najczęściej miały czas tylko dla siebie, bo w tym czasie rodzice rzadko dawali im jakieś zadania do wykonania. Na koniec wakacji dziewczynki mogły więc śmiało powiedzieć, że miały naprawdę wspaniałe wakacje. A Dino? Dino oczywiście wszędzie był z Cecylką. Cecylia nigdzie się bez niego nie ruszała. Wszyscy już dawno się do tego przyzwyczaili i nikt już nie zwracał nawet uwagi na sterczącego pluszaka spod pachy Cecylki.
Po powrocie z wczasów Cecylka wraz z Dino nie miała już żadnych przypadków, w których musiałaby używać swych i Dino mocy czarodziejskich. Razem mieli „urlop” od czarów. I razem też, byli z tego faktu bardzo zadowoleni, bo to oznaczało, że nic złego się wokół nich nie dzieje. A to przecież najważniejsze.
Przyszedł ostatni dzień wakacji. Dziewczynki były nawet bardzo zadowolone, że czas wracać do szkoły. Wszystko miały już przygotowane. Podręczniki, zeszyty i różne tam przybory szkolne miały już kupione. Spokojnie i radośnie mogły więc rozpocząć rok szkolny. Jedyne co smuciło Cecylkę, to to, że nie bardzo wiedziała co będzie się teraz z Dino działo. Nie mogła go przecież codziennie nosić do szkoły. Myślała na ten temat już od paru dni i nic mądrego nie mogła wymyślić. Dino zresztą też nic nie wymyślił. Martwili się więc dalej.
Aż przyszedł wieczór. Po kolacji Cecylka pobiegła do łazienki i w szybkim tempie wykonała wieczorną toaletę. Chciała jeszcze przed uśnięciem pogadać z Dino na wiadomy i ciągle nierozwiązany temat. Przebrana już w koszulę nocną weszła do swojego pokoju.
— Cecylko, mamy gościa — takimi słowami Dino przywitał Cecylkę w progu pokoju.
— No coś ty Dino! Żartujesz sobie ze mnie, tak? — zawołała Cecylka, rozglądając się po pokoju. — Przecież nikogo nie ma.
— Jest, Cecylko. Tylko go nie widzisz. Nie chcieliśmy ciebie wystraszyć, dlatego na razie jest niewidoczny — z wielką powagą w głosie powiedział Dino. — Jest i siedzi na parapecie okna. Patrz tam, to zaraz go zobaczysz.
Cecylka od kiedy miała Dino, zdążyła się już przyzwyczaić do niezwykłych rzeczy, dlatego się nic a nic nie zlękła. Z wielkim podnieceniem wpatrywało się w okno swojego pokoju i czekała. Aż tu nagle… jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki… ukazała jej się przepiękna postać wróżki Szedar. Wróżka Szedar w świetlistej i zwiewnej jak mgła sukni, ze złotym diademem na głowie oraz z czarodziejską różdżką w ręku, siedziała sobie wygodnie na parapecie okna i uśmiechała się do Cecylki.
— Witam cię, moja droga Cecylko! — przemówiła po krótkiej chwili. — Jest mi niezmiernie miło poznać cię osobiście.
— Witam cię, kochana wróżko Szedar! — zawołała Cecylka nieco drżącym z przejęcia głosem. — Ja też się bardzo cieszę, że mogę cię poznać i powitać w swoim domu.
— Jestem z ciebie bardzo zadowolona Cecylko, i z Dino również. Spisaliście się znakomicie. Dlatego przybyłam do was, aby wam osobiście podziękować i w podzięce zawiadomić, że moja wdzięczność jest tak wielka, iż postanowiłam jeszcze nie kończyć z wami mojej znajomości, lecz ją przedłużyć. A żebyście zrozumieli jak wielka jest moja wdzięczność, to powiem wam, że robię to po raz pierwszy. Nikt nigdy nie dostąpił jeszcze takiego zaszczytu. Wy pierwsi go dostąpicie, gdyż według mojego uznania w pełni na niego zasłużyliście. Uratowaliście od śmierci wspaniałych ludzi, nad którymi wisiało złe fatum jeszcze po ich złych praprzodkach. Ja sama nie mogłam im pomóc. Zginęliby, gdyby nie wy. Wy ich uratowaliście i sprawiliście, że złe fatum straciło swą moc. Będą teraz żyli dla dobra ludzi i świata. Swoim przykładnym życiem, swoimi umiejętnościami, swoim dobrym sercem, wniosą wiele dobrego. Będą wzorem dla innych, będą im służyć i będą ich nauczać. Cała ludzkość zyska bardzo wiele i przez wiele, wiele lat, wysiłek tych trojga ludzi będzie owocował z pożytkiem dla świata. A to tylko dzięki wam, moja droga Cecylko i mój drogi Dino… Słuchajcie więc co postanowiłam. Otóż postanowiłam, że nie zabiorę wam mocy czarodziejskiej, bo tylko wy, jak nikt do tej pory, wykorzystaliście ją tak wspaniale. Sama moc czarodziejska nigdy nie wystarcza, jeżeli nie jest zasilana dobrym sercem, wrażliwym na krzywdę innych. Wy macie takie serduszka, więc w połączeniu z czarami możecie dokonać jeszcze moc dobrych rzeczy… Ale zbliża się rok szkolny, więc ty Cecylko musisz zadbać w pierwszym rzędzie o swoją przyszłość. Musisz się skupić na nauce. Dlatego przez cały rok szkolny nie dostaniecie ode mnie żadnego zlecenia. Ty Cecylko zajmiesz się zdobywaniem wiedzy, a Dino zapadnie w sen… A z chwilą rozpoczęcia się następnych wakacji, moc czarodzieja wróci do was… A teraz żegnam was… Żegnam do następnego roku! Do następnych w a k a c j i…! Abra-ejc-kadabra-akaw-ejcakaw!!!
— Żegnaj wróżko Szedar! — zawołała Cecylia wraz z Dino jednocześnie.
Przepiękna postać wróżki Szedar zniknęła tak szybko, jak się pojawiła… jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Pozostał po niej tylko cudowny zapach. Zapach pól, łąk, lasów… zapach lata, zapach wakacji.
— Żegnaj Cecylko! Żegnaj do wakacji! — zawołał radośnie Dino. — Jak ja się cieszę, że znów będziemy mieli wakacje. Wakacje, to jednak najwspanialsza rzecz…! Ojej, ale mi się chce spać… Cecylko, przytul mnie czasami, gdy będę spał… Ale do szkoły noś tylko moją miniaturkę, malutkiego Dinka, którego dostałaś od chłopców i niech ci on przypomina, że ja śpię i śnię o tobie i o wakacjach… A powiedz mi Cecylko, kiedy wakacje się zaczynają?
— Za dziesięć miesięcy. Za niecałe już dziesięć miesięcy — odpowiedziała Cecylka, wycierając ukradkiem ściekające po policzku łzy wzruszenia.
— Co ty powiadasz?! Już za niecałe? Ojej, to muszę się śpieszyć i usnąć od razu… Ojojoj! Tylko niecałe dziesięć miesięcy… Bywaj, Cecylko! Bywaj kochana, do wakaaa… — Dino nie skończył, bo zapadł w głęboki sen.
Cecylka usiadła na łóżku i wpatrywała się, to w Dino, to w parapet okna, gdzie jeszcze przed chwilą siedziała wróżka Szedar. Smutno jej się zrobiło. Smutno, że wróżka Szedar tak szybko zniknęła. Smutno, że nie będzie mogła porozmawiać z Dino. Smutno, że wakacje się skończyły. No i wreszcie — smutno, że tak ogromny smutek ją ogarnął. Nie trwała jednak długo w smutku, bo przypomniała sobie słowa wróżki Szedar. Poczuła się od razu lepiej i po chwili nawet uśmiechała się już sama do siebie. Uśmiechała się patrząc na Dino. Uśmiechała się patrząc na okno. Uśmiechała się do swoich myśli związanych z przyszłymi wakacjami.
— Cecylko, co tak siedzisz na brzegu łóżka i dumasz? — spytała mama, uchylając drzwi pokoju córki. — Smutno ci, że wakacje się już skończyły?
— Nie, nie mamusiu — odpowiedziała Cecylka, odwracając głowę, by mama zobaczyła jej uśmiechniętą twarz. — Cieszę się, że jutro przywitam szkołę. Czas na naukę. Wakacje znów przyjdą. A te wakacje co się skończyły, były tak piękne, że przez cały rok szkolny będę miała co wspominać. I ze wspomnień mych będę czerpać siłę do nauki.
— Mądra jesteś córeczko. I cieszę się razem z tobą — powiedziała mama, siadając obok Cecylki, i przytulając ją mocno do siebie. — Ooo… widzę, że i Dino się cieszy! Cha, cha, cha…! Specjalnie domalowałaś mu większy uśmiech, żeby on się też cieszył razem z tobą?
— Nie, nic mu nie domalowywałam — powiedziała zdziwiona Cecylka i spojrzała badawczo na swojego ukochanego Dino.
Cecylka oniemiała na moment, bo stwierdziła, że istotnie uśmiech Dino niesamowicie się powiększył. Z wielkimi oczami wpatrywała się w niego przez chwilę… i nagle buchnęła głośnym śmiechem.
— Aaa… już wiem, to na pewno nasza malarka Emi, zrobiła ci takiego psikusa i namalowała „uśmiech wakacji” na pyszczku Dino — zawołała mama, uradowana ze swego odkrycia. — Ale cicho sza! Nic jej nie mów, że zdradziłam ją przed tobą.
— Bądź spokojna mamusiu. Nic jej nie powiem — zawołała Cecylka, śmiejąc się ciągle. — To pozostanie naszą tajemnicą. Twoją, moją i Dino. Bo to chyba nie jest złe, mieć czasami jakieś tajemnice? Jak myślisz mamusiu?
— Nie, córeczko, to nic złego...
* Publikuję tutaj to opowiadanie — w 5 częściach — bez zakończenia, ponieważ opowiadanie zostało już wydane.