Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2011-12-17 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 3240 |
Na długiej przerwie Myszowata wyjęła z plecaka najnowszy numer „Osiemnastki” i pomachała nim w stronę Ady i Gośki.
– Dziewczyny, mam modę studniówkową! Dobór kiecy do sylwetki, makijażu do typu kolorystycznego. Rzućcie okiem, pomożecie mi coś dobrać.
Studniówka zbliżała się wielkimi krokami. Nie była to już skromna zabawa w sali gimnastycznej, z kanapkami przyszykowanymi przez rodziców. Od kilku lat weszła moda na zabawy w lokalach, z profesjonalnym cateringiem. Do takiego entourage`u oczywiście nie pasowały szkolne galowe stroje – teraz na studniówkach królowały prawdziwie balowe suknie, a pod spodem, wiadomo – obowiązkowo czerwona podwiązka, której założenie miało gwarantować szczęście na maturze.
Myszowata zawsze się zarzekała, że końcem kija nie tknie żadnego z tych kolorowych piśmideł typu „Osiemnastka”, przeznaczonych, jej zdaniem, dla pustych wypacykowanych lal o ilorazie inteligencji wypławka białego. Wszechobecnej przedstudniówkowej atmosferze nie mogła się jednak oprzeć.
– Tym sylwetki wiem, jaki mam, ale kolory... Za Chiny nie mogę się połapać, jestem wiosną czy latem?
Szmulka, która zaszyła się w kącie pod akwarium z patyczakami, pozornie całkowicie zatopiona w lekturze, podniosła głowę znad Mechanicznej pomarańczy i parskęła pogardliwie:
– Myszowata, czy w tej gazecie jest dobór kreacji dla typu sylwetki „kij od miotły”? Ty się nie masz co wysilać, co byś na siebie nie założyła, i tak będzie wyglądać jak worek po kartoflach na patyku.
Myszowata wzruszyła tylko ramionami. Umiała się odgryźć, ale jej się nie chciało. A zresztą i tak nie miała złudzeń: to była prawda. Wyglądała raczej na uczennicę ostatniej klasy podstawówki, a nie liceum. Brak biustu i bioder oraz chude uda maskowała długaśnymi, obszernymi swetrzyskami, zazwyczaj w odcieniach szarości lub beżu. Temu stylowi ubierania, a także włosom w odcieniu mysiego blondu zawdzięczała właśnie ksywkę „Myszowata”.
Szmulka była jej kompletnym przeciwieństwem: nawet założywszy worek po kartoflach, mogła bez problemu zostać królową każdego balu. Figura Wenus z Milo, płomiennorude, bujne włosy i oczy o intensywnie zielonym odcieniu powodowały, że nie było osobnika płci męskiej, w wieku dowolnym, który by się za nią nie obejrzał. Z Myszowatą łączyło ją jedno: obie były piekielnie inteligentne, nauka wchodziła im do głowy właściwie sama. Można by powiedzieć, że rywalizowały o pierwsze miejsce w klasie, gdyby nie to, że Myszowatej żadne rankingi nie obchodziły. Uczyła się dla samej siebie, z czystej pasji poznawania. A że wrodzone talenty wspierała dodatkowo systematyczną pracą, w efekcie w oczach wszystkich – i nauczycieli, i kolegów – uchodziła za „tę najzdolniejszą”.
Szmulkę, która miała obsesję bycia pierwszą i najlepszą we wszystkim, doprowadzało to do białej gorączki, mimo że sama była sobie winna. Przysiadała fałdów dopiero wtedy, gdy ktoś wszedł jej na ambicję. Kiedyś anglista (z racji słusznej postury zwany Big Benem) na lekcji oświadczył wszem i wobec, że jedyną ocenę celującą wystawi Myszowatej, jako osobie wykazującej imponujące zdolności językowe. Szmulka, z trudem hamując furię, wyprosiła możliwość dodatkowego zaliczania na szóstkę – i dopięła swego. Po kilku podobnych sytuacjach ubzdurała sobie, że wymaga się od niej więcej niż od innych, i że jest ofiarą stereotypu: „jak taka ładna, to pewnie głupia”. Frustrację wyładowywała na Myszowatej, od czasu do czasu robiąc uszczypliwe uwagi na temat jej wątpliwej urody. Ta parę razy solidnie się spłakała, ale zorientowawszy się, w czym rzecz i gdzie jest słaby punkt Szmulki, nauczyła się ignorować wtykane jej szpile. Przyszło jej to tym łatwiej, że ogólnie była lubiana, w tym przez kolegów. Może tylko czasem trochę ją uwierało, że widzą w niej przede wszystkim dobrego kumpla i żaden nigdy nie spojrzy na nią tym maślanym wzrokiem, jakim obdarzali czasami Szmulkę...
***
Szmulka przetarła oczy. Zaczynały łzawić i piec – siedząc na internetowym czacie, straciła rachubę czasu.
W trakcie studiów zdobyła wszystko, co było do zdobycia: pierwsza lokata na wydziale, stypendium Ministra Edukacji, nagroda Primus Inter Pares, nagroda za najlepszą pracę magisterską. Zaproponowano jej jedno z kilku zaledwie miejsc na studiach doktoranckich. Po trzech latach obroniła doktorat, jakżeby inaczej, z wyróżnieniem. A potem trafiła na ścianę. Kierownik katedry zaprosił ją na rozmowę i powiedział, że bardzo mu przykro, ale cięcia w budżetówce, niedofinansowane szkolnictwo, rozumie pani... Zrozumiała. Znaczy się, nici z obiecanego etatu adiunkta. A poza uczelniami tym bardziej doktor literaturoznawstwa nie był pracownikiem zbyt poszukiwanym.
W sumie jej to specjalnie nie zmartwiło, bo o pieniądze nie musiała się troszczyć – mąż, pracujący w dużej firmie organizującej wyjazdy integracyjne, zarabiał więcej niż przyzwoicie. Stać ich było i na pięknie wyposażone mieszkanie, i na egzotyczne wakacje. I to nie w jakiejś tam byle jakiej Tunezji, ale w Meksyku czy na Dominikanie. Tyle że z racji charakteru pracy, Sławka nie było w domu przeciętnie po cztery dni w tygodniu i Szmulka coraz silniej odczuwała jakąś dziwną pustkę, którą trochę udawało się zapełnić rozmowami z nieznajomymi z internetu. Znajomi z „reala” jakoś ostatnio się wykruszyli. Koleżanki pozachodziły w ciążę i teraz siedziały uziemione w domach przez te swoje bachory.
Szmulka nie chciała mieć dzieci. Dość się nasłuchała od koleżanek: jedna rzygała równo przez bite dziewięć miesięcy, druga po porodzie nabawiła się kłopotów z trzymaniem moczu. Ohyda. A w szatni na basenie też widziała sporo mało zachęcających skutków ciąży i karmienia piersią: rozstępy, cycki najpierw nabrzmiałe jak balony, a potem obwisłe jak uszy spaniela. Ona dziękuje bardzo za takie atrakcje.
Wyłączyła komputer. Chyba znowu nie będzie mogła zasnąć. Trudno, wspomoże się kieliszeczkiem koniaczku. Tylko trzeba jutro skoczyć po nową butelkę, ta ostatnia jakoś szybko wyszła...
***
Myszowata, z uczuciem miłego odprężenia, wyszła spod prysznica. Nie był to lekki dzień. Gdy prowadzi się własny, przyzwoicie prosperujący sklepik internetowy z artykułami dla niemowląt, jednocześnie zajmując się domem i dzieckiem, nie ma się wiele wolnego czasu.
Rodzice o mało nie osiwieli, gdy po pierwszym roku – uznawszy, że to droga donikąd – rzuciła studia doktoranckie z fizyki i została „handlarą”. I to żeby chociaż książkami – nie, wybrała, o zgrozo, pieluchy i nocniki. Wkrótce jednak się okazało, że to ona miała rację. Większość kolegów, przebiedowawszy parę lat na mizernych stypendiach, po obronie doktoratu i tak musiała się imać jakiejkolwiek pracy, porzucając marzenia o karierze naukowej.
Skończyła suszyć włosy i uśmiechnęła się do swojego odbicia w łazienkowym lustrze. Natura była dla niej łaskawa. Po ciąży, poza bladą i praktycznie już niewidoczną blizną po cesarskim cięciu, nie został na jej ciele żaden ślad. Lekko się za to zaokrągliła, nabierając bardziej kobiecych kształtów, więc wreszcie odwieczne swetry i tuniki poszły w odstawkę, ustępując miejsca ciuchom podkreślającym całkiem zgrabną, jak się okazało, sylwetkę.
Zajrzała jeszcze na moment do pokoju córeczki, a potem położyła się koło chrapiącego już w najlepsze męża i natychmiast zasnęła kamiennym snem.
oceny: bezbłędne / znakomite
Proszę pisać ciąg dalszy. Koniecznie.
oceny: bezbłędne / znakomite
oceny: bezbłędne / znakomite
Jeśli jeszcze coś dodasz o Szmulce i Myszowatej, chętnie przeczytam. Dziekuję Ci za dbałość o czytelnika, bo rzadko się zdarza, żeby tekst był tak dopracowany.
oceny: bezbłędne / znakomite
Mam natomiast wątpliwości, czy słusznie napisano wielkimi literami "stypendium Ministra Edukacji. W moim przekonaniu gdyby to było nawet stypendium premiera lub prezydenta, też należałoby napisać małymi literami (chociaż jestem świadomy, że stypendium ministra edukacji jest prestiżowo ważniejsze od stypendium premiera).
oceny: bezbłędne / znakomite
Pozdrawiam.
oceny: bezbłędne / znakomite
oceny: bezbłędne / znakomite