Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2019-12-17 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 1063 |
Piątek, 04.12.15`
1.
– To są takie same okna, pani wie, jak były. Tyle, że te mają szyby klejone, warstwowe, młotkiem pani nie stłucze... – Monter naprawdę wziął do ręki młotek, leżący dotychczas na parapecie i z całej siły uderzył nim w taflę szkła.
– Jezus... – zdążyła jedynie szybko powiedzieć Anna, chcąc go powstrzymać, ale nie starczyło jej czasu. A szyba była, o dziwo, cała. Szok.
– He, he, he... – zarechotał zadowolony z siebie monter, a drugi mu zawtórował.
Obaj byli ubrani w jakieś swoje kombinezony robocze, czyste, z nadrukiem firmowym.
– To nas zawsze śmieszy, pani wie? He, he... – śmiał się monter z młotkiem w dłoni, patrząc na jej twarz. – No, my tak zawsze robimy, żeby zademonstrować, pani rozumie. Szef nam tak kazał, he, he, he...
– Aha...
– One są jak w opancerzonej limuzynie. – Teraz drugi z monterów zaczął jej jeszcze raz wyjaśniać. – Kilka warstw specjalnego szkła. Folie i kleje w środku. No, rama okna jest stalowa, obciągnięta z wierzchu białym plastikiem, taki bajer. Jak ma pani rolety antywłamaniowe, to je widać z zewnątrz. Ba. Można je podważyć nawet. A to? Z zewnątrz normalne okno niby. No i framuga wewnętrzna jest zmieniona na naszą, tak samo zawiasy. I blokady, wiadomo. Tak wszystko zrobione, że nawet od wewnątrz, tu, z pokoju, trzeba się dokładnie przyjrzeć, żeby to zauważyć. Nie da się wyważyć, wybić... Czasami montujemy takie okna z metalową siatką w środku, przeciwko podsłuchom, ale to u pani niepotrzebne, podobno...
Monterzy kończyli zbierać swoje rzeczy do dużych skrzynek narzędziowych.
– No tak.
– Drzwi też pani wzmocniliśmy, jak nam szef kazał, bardzo dobrze, że ma pani podwójne.
– I założone odwrotnie.
– A, że lewe i prawe? – spytała Anna fachowo.
– No.
– To jeszcze mój Tata zakładał.
– I dobrze to sobie przemyślał.
– Tak, że, pani Aniu, teraz to tu nikt się do pani nie włamie.
– Chyba, że dynamitem wysadzą. Inaczej się nie da.
– No, dziękuję bardzo za ten dynamit.
– Nie no, żartuję przecież.
– No wiem, wiem.
– Faktura opłacona, zlecenie pani podpisała, no, to wszystko już chyba...
– To dziękuję panom bardzo.
– Całuję rączki... Do widzenia.
– I co złego, to nie my. Do widzenia.
– Do widzenia. Dziękuję, panowie.
2.
– Anka, jesteś? – Usłyszała w słuchawce domofonu głos Krzysztofa.
– No, chodź – odparła i nacisnęła przycisk na obudowie.
Odwiesiła słuchawkę i otworzyła drzwi. Jedne, potem drugie. Po chwili oczekiwania wszedł Krzysztof, niosąc duży karton. Za nim do mieszkania Anny wszedł jakiś nieznajomy z dużą torbą podróżną i mniejszym kartonem.
– No, cześć. – Krzysztof wszedł do dużego pokoju, za nim ten nieznajomy. Anna poczłapała za nimi.
– Poczekam w samochodzie – rzucił krótko nieznajomy, kiedy już położył przyniesione rzeczy na podłodze, odwrócił się i wyszedł. Anna zamknęła za nim drzwi.
– No... To masz tu wszystko, Anka – sapnął Krzysztof, przesuwając duży karton do ściany. – Sama to sobie wszystko rozpakujesz, nie? Tu masz najsilniejszy ponoć na rynku model Macka. Wszystko wbudowane w obudowę dużego monitora.
– Aha...
– Ma zmienioną kartę graficzną, procesor, pamięć... Dysk też. Full wypas. Sam komp to tak z pięćdziesiąt tysięcy chyba... W torbie są czyste dyski zewnętrzne, mysz, klawiatura... Masz używać wyłącznie tych dostarczonych rzeczy, wszystko na kabel. O internecie zapomnij, zresztą, wyjście jest pewnie zaślepione.
– Jasne.
– Na razie cztery twarde dyski z materiałem do obróbki. Zainstalowane programy specjalistyczne. Ciekawe, ile one kosztują...
– No...
– Co tam jeszcze...
– Pewnie ma utajniony gdzieś głęboko program antyszpiegowski. Inne moje działania, poza tymi „właściwymi”, i od razu włącza się gdzieś tam alarm, co?
– Nawet nie wiem. Znam się na tym mniej od ciebie. No, nagrywaj tylko na dostarczone dyski i tyle.
– Ehe... Nawet zrzutu ekranu nie zrobię...
– No nie.
– Dzięki za okna.
– A, no... Z funduszu remontowego. A tu dostaniesz z funduszu bezosobowego, jak przedtem. I trochę jako konsultantka, z innego źródła.
– Aha.
– No, to tyle. Lecę, Anka, bo mnie z tym trochę pilnują.
– Widziałam właśnie. Powiedz mi, Krzychu, mój dom i ja, jestem pod obserwacją?
– Nie wiem. To pytanie nie do mnie. Komuś na tym cholernie zależy, jak zauważyłaś. I koszty tu nie grają roli. Mnie jedynie powiedziano: „morda w kubeł”. No, delikatniej. I to wszystko, co wiem.
– Ja pier... Że też dałam się w to wciągnąć...
– E tam, gadanie. Kilka miesięcy, zrobisz swoje i już. A okna ci zostawią, nie?
– No, chyba tak...
– I zarobisz, nie? I to nieźle.
– Hm...
– No dobra. Lecę. Cześć, Anka. – Krzysztof dał jej całusa w policzek i ruszył do wyjścia.
– No, cześć. Cześć.
Sobota, 05.12.15`
E, muszę poszukać...
Załadowała do swojego (!) super-kompa materiał z trzeciego maja osiemdziesiąt dwa, z Gdańska. No, wtedy to się działo!...
Wcześniej odświeżyła sobie trochę pamięć, przeglądając na swoim własnym laptopie internet. Mało zdjęć, jeszcze mniej opisów, same „felietony”, pomyślała ironicznie. To żaden materiał.
Nie mogła sobie przypomnieć, co ona sama robiła pierwszego maja, bo wtedy też była „zadyma”. Ale chyba mniejsza. Chociaż?... Zupełnie zatarło się to jej w pamięci. Może nie było jej nawet wtedy w Gdańsku, w domu?
Trzeci maja, osiemdziesiąty drugi rok. Miała wtedy dwadzieścia lat, kończyła pierwszy rok studiów. Hm...
Materiał obejmował zdjęcia i filmy. Z jednej strony. Milicyjnej. Osobny folder stanowiły ogólnodostępne zdjęcia z tego dnia, zebrane z różnych źródeł. Różne ujęcia, na ogół od strony cywili. Z okien, z bram domów, większość grupowa, z oddalenia. Może zacznę od tego? Może gdzieś tutaj jest moja twarz? Sama siebie rozpoznam przecież bez tego specjalistycznego programu biometrycznego, bez postarzania twarzy.
Cholera, muszę się na nowo przyzwyczaić do Macka. Klawiatura i gładzik...
Musi w ogóle na nowo opracować całą strategię tych poszukiwań. Z ujęć bokiem, z fragmentów, poskładać całą twarz, z osiemdziesiątego drugiego na przykład. Bez milicyjnego hełmu, bez tych ich okularów podgumowanych (cwaniacy! Mogli swobodnie rzucać gaz łzawiący), bez tarcz. I odpowiednio ustawić, przekręcić twarz, jak do zdjęcia paszportowego. Z takim oprogramowaniem graficznym to dziecinnie łatwe.
Druga operacja, to „postarzenie” twarzy. Trochę to niepewne. Ale, skoro „służby” na tym pracują... Hm. Jedynie prawdopodobne, nawet biorąc pod uwagę zaawansowanie technologiczne tego programu. No dobra...
A potem wrzucić to wszystko do innego programu, „kojarzącego”. Ten ma już bardzo bogaty zbiór danych. Zdjęć, znaczy. I wszystkie możliwe inne dane. Skąd oni to wytrzasnęli? Z MSW? Oni wydają dowody osobiste, paszporty... No tak. Siedzi tam sobie jakiś cichy „kret”, który dostał „prikaz” i kopiuje, co się da... Ależ to śmierdzi...
Sama wpadła na pomysł, aby zrobić jeszcze jedną taką bazę danych. Na podstawie Facebooka, Twittera, i innych „mediów społecznościowych” Nie lubiła tej nazwy. Nie znosiła wręcz. To żadne media, jak dla niej. Przypomniała sobie przy okazji „Naszą Klasę”. Jeszcze Skype, inne... Sama przeglądarka Google, grafika. Ile tam jest zdjęć... A ile śmieci...
Tak samo wymyśliła przedtem, żeby stworzyć fałszywe tożsamości na Facebooku. A że Krzychu „załatwił” jej jakieś skradzione?... Zdublowane, poprawiła się w myślach. Klony.
E tam...
Jeszcze jedna baza danych. Wszystkie ogólnodostępne twarze. Ogromna większość będzie się powtarzać, nie wszyscy Polacy się w niej znajdą, wiadomo (sama nie umieściła swojej twarzy na profilu w Facebooku), ale zawsze. Tylko musi to jeszcze uzgodnić z Krzyśkiem. Czy przez niego z nimi... Albo, niech sami to zrobią, pewnie. Bo to będą terabajty danych. I ile jej to zajmie? Rany Julek! Nie, nie. Tylko tych starych, powyżej... pięćdziesiątki? Chyba tak. Sami mężczyźni. No, to już dużo mniej. O wiele, wiele mniej twarzy do sprawdzenia.
Swoją drogą, co to? Kobiet nie było w Ubecji, czy co?... Jeszcze jedna „baza danych”, super utajniona, bez żadnego dojścia... Zerowa...
Tak... Jak sobie zrobić backup? Prywatną kopię bezpieczeństwa?
Zapis jedynie na dostarczonych nośnikach. Bez zrzutu z ekranu. A kamerę na monitorze od razu zakleiła kawałkiem nieprzeźroczystej taśmy. Będzie robić zdjęcia ekranu. Ale nie komórką, a starym aparatem cyfrowym, Olympusem. Musi go tylko znaleźć, pewnie jest gdzieś głęboko zakopany w starociach, w jakiejś szufladzie... Marne parę megapikseli, ale zawsze. Tak jest!
Czy monitor może mieć jakąś ukrytą kamerę? Cholera... Zakleję taśmą, co się tylko da. Najlepiej cały komputer, poza samym ekranem. A ekran... Może być czuły na błysk flesza... To samo dyski zewnętrzne. A cholera wie, co tam siedzi jeszcze w środku... Klawiatura, mysz... Hm... No i jeszcze same te programy... Ciekawe, co one tam w sobie noszą...
Anna wyłączyła Macka. Chciała jeszcze raz, na swoim Dellu, przejrzeć spokojnie internet.
Aha. A jak TO jakoś namierza mój własny komputer i komórkę? Połączenia sieciowe? No...
Powinna chyba przeglądać neta w drugim pokoju. I zrobić sobie jakąś siatkę Faradaya, czy co? Ekranowanie. Ale... Z drugiej strony... Nie, lepiej wykombinować sobie coś takiego. I dopóki nie będzie miała, nie korzystać z internetu. W domu. Ale w pracy?... No... Właśnie. Sieć przeglądam od dzisiaj tylko w pracy! I to nie na swoim...
Zacznę od taśmy klejącej. Zostanie tylko monitor, klawiatura i mysz. Jak to zakleić? Hm... Jak coś jest, to nie da się tego zaekranować. Niby jak? Tak samo z klawiaturą. E tam...
No to... Idę do MacDonalda z moim Dellem. Poszperać trochę w necie, poszukać sposobów ekranowania. Druciana siatka? Niby jak? I mieszkanie pod obserwacją...
Nie, to czysta paranoja!...
A może w tych oknach też coś siedzi? Cholera z oknami!... Kurwa mać! Na sto procent...
Dobra, olać to wszystko...
2.
Anna „wygooglowała” grafikę z trzeciego maja, z Gdańska. Ale mało było zdjęć. Wszystko pomieszane, bez ładu i składu... Stan wojenny, sierpień osiemdziesiąt dwa, maj, Warszawa, Wrocław, pierwszy maja, inne miasta, inne daty, albo w ogóle bez opisu... Nawet znalazła granatowego policjanta, poznała go po mundurze. No, to dopiero materiał... Gówno, nie materiał.
Tu zomowiec wali kogoś pałą po łbie, tam polewaczka leje „farbę”... Z Gdańska udało jej się rozpoznać kilka zdjęć na sto procent, kilkanaście na „możliwe”... O, jeszcze i to... Ale wszystkie fotografie grupowe, z oddalenia... O, to jest dobre. Zomowiec trzyma jakąś kobietę, podtrzymuje ją właściwie, żeby nie upadła, żeby facet odwrócony tyłem do obiektywu mógł jej zrobić zdjęcie... Tajniak. W cywilu. Szkoda, że widać go od tyłu. Właśnie. W mundurach, to wiadomo kto. A tu taki „cywil”. Proszę bardzo. Twarz tego zomowca nadaje się do obróbki, ale nie ma ani daty, ani miejsca... Tutaj kilku milicjantów stoi przy „suce”, kilka osób z rękami na Nysce, wysoko. Zatrzymani. Ale gdzie, kiedy?... Kto, to już w ogóle nie mówię... To moje zadanie, na potem.
A tu? O, siedziba „Solidarności”, Gdańsk. No. A to dopiero!... Z piętnastu zomowców, stoją rzędem z dziesięć, nie, pięć, sześć metrów przed wejściem. Widać ich plecy. Kilku ma rezerwową pałę na plecach, pod kurtką. Skur... A przy samych drzwiach... No tak, to tajniacy, prowokatorzy, w cywilnych ciuchach, trzymają w rękach pałki. To dopiero! Szturmują wejście. No... Jeden odwrócony częściowo do obiektywu, ale to chyba za mało do identyfikacji... To ci numer, no...
No, to będzie roboty... Mundurowych, wiadomo, trzeba będzie „obrobić”. Ale muszę też „wyłuskać” te świnie, prowokatorów. Sama pamiętam, jak jeden rozwalił szybę w sklepie, a potem jakoś szybko zniknął... A potem w telewizorze mówili o chuliganach i złodziejach... Zawsze się znajdą takie mendy pieprzone...
A tu trzech zomowców stoi sobie przy koksowniku, grzeją łapy, uśmiechają się do obiektywu. Hm... Tych też „obrabiać”? Twarze bardzo wyraźne. No, po prostu służyli w milicji. Byli i tyle. No dobra. Jak będzie wyraźnie widać, że kogoś pałują, to tak. Ale takiego zwykłego też? Zresztą, oni wszyscy są już zidentyfikowani, albo powinni być. Na tym drugim dysku... Nawet jeszcze nie sprawdzałam, co ja właściwie na nim mam. Dane funkcjonariuszy ze zdjęciem?
To jak ich podzielić?
Wyłapać wszystkie twarze zomowców i innych w akcji. Przede wszystkim. I prowokatorów. I tajniaków. Tak, to po pierwsze. Oczyścić zdjęcia. Ustawić. Zweryfikować.
A gdzie funkcjonariuszki?... Przecież były. Sama dostałam kilka razy pałą od takiej jednej kurwy pieprzonej, w cywilu na dodatek...
A tych, których zabraknie w bazie danych? Bo skoro nie ma ich w dokumentach... To co oni zrobili i dlaczego ich tam nie ma?...
A ten bezczelny gliniarz psika facetowi gazem łzawiącym w twarz! To chamstwo dopiero!...
Jak był stan wojenny, w grudniu, ale i potem, to był chyba luty, nie można było wejść do tunelu na dworcu kolejowym. Minus dziesięć czy piętnaście, zimno jak cholera, a tam tyle gazu... Chmura, po prostu...
Dobra. Dosyć tego „googlowania”... Gówno tu jest, a nie materiał... Niektóre zdjęcia mają pieczątki IPNu, to chociaż te są z opisem i datą. A reszta to śmieci. Przypadkowa zbieranina, zupełnie dla mnie nieprzydatna. Jak to w sieci. Najpierw, to ja muszę wreszcie rozpakować to, co dostałam w prezencie...
A to... No, tutaj to chyba jest Tusk, we własnej osobie... No, chyba tak... Muszę mu się przyjrzeć. No, podobny jakby... Idzie cała grupa ludzi, demonstracja, kilku brodaczy, twarz Tuska zwrócona do obiektywu... No, to może być on.
Tak... A Kaczyńskiego nawet nie internowali...
Dobra. Tusk, nie Tusk, bierz się babo do roboty. Ale...
Aha... No to zacznę od tego, czy to on, czy nie. Jak ten program „bio” jest taki dobry, to w try miga mi sprawdzi jego facjatę. Skopiuję tę fotkę na czysty dysk, od nich i wrzucę to do Macka. Ciekawe, jaką będę miała zgodność. Aha. No i sprawdzę przy okazji postarzanie twarzy z rzeczywistym zdjęciem Tuska z dnia dzisiejszego. Na pewno znajdę jakieś jego zdjęcie na WP. Świeże. Jak wyjdzie mi sto procent, a nie dziewięćdziesiąt dziewięć, to znaczy, że to wszystko działa. No... No dobra. Zaczynamy...
oceny: bezbłędne / znakomite
Na mojego nosa to nie tyle jest proza obyczajowa, co raczej historyczna z orientacją na sensację. W 2015 r. (patrz datowanie) duch rozliczeń z poprzednim systemem dysponował już taką technologią, że winnych mógł sobie znaleźć i rozpracować bez korzystania z bazy IPN. Wystarczył - jak to tutaj widzimy - sam dostęp do internetu.
Wiarygodne, dobre warsztatowo pióro