Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2020-04-08 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 733 |
Paulinę obudziło dosyć mocne potrząsanie za ramię.
– Już, już... – zamruczała.
Otworzyła leniwie jedno oko. Czerwony kombinezon. Przyłbica, maska, okulary. Powieka sama jej opadła, bez żadnej kontroli.
– Wstawaj, Paula. Już się chyba wyspałaś, nie?
Po głosie rozpoznała Krzyśka. To znaczy, że jest w pracy. Aha... Ale... Gdzie ja jestem?... Otworzyła oczy i spojrzała na kolegę, potem na otoczenie wokoło. Aha, ten hotelik operowy, racja...
– Co jest, Krzychu? – Głośno, mocno ziewnęła; czuła, że za chwilę szczęka jej wypadnie z zawiasów. Przeciągnęła się z całej siły. – Eeee... O, jaaa...
– No, wstawaj. Wyśpisz się potem. Będziesz miała duuużo czasu.
– Co?
– Złapałaś.
– Co? – Zaczęło do niej docierać. – Co ty pier... Co?
– Ehe, bluzgnij sobie.
Wydało się jej, że usłyszała w jego głosie lekką ironię. Paula schowała się cała pod kołdrę, zagrodziła się od tych jego słów. Nie, nie chcę. Nie chcę tego... Wsunęła się jeszcze głębiej w biel. Nie ma mnie. Dla nikogo.
– No już, już.
– To ten cholerny babsztyl, co? Czułam, że tak będzie... Ostry napad rwy kulszowej. Też coś. Żeby ją cholera wzięła... – mruczała w tej bieli. – I co? Test jej wyszedł pozytywnie? Co? To po diabła przyłaziła do nas... Ta... Mmm...
– Wyłaź spod tej kołdry. Co mam ci niby powiedzieć? Że ja jeszcze tego nie mam? Akurat wiem, nie? No... Posiedzisz tu sobie te dwa tygodnie, odeśpisz sobie... Do domu nie pojedziesz przecież. No, ruszaj się, Paula.
– Szlag by to trafił... – Paulina wynurzyła się z tej białej nierzeczywistości.
– Już? Dotarło? – spytał Krzysiek. – Słuchaj, jest tak. Hotelik wypoczynkowy został automatycznie przemianowany na punkt kwarantanny. Ty, Julka i Anka. Właśnie się gramolą ze swoich wyr. Dowieźliśmy wam jeszcze czworo, z dzisiejszą datą. Jasne?
– No...
– A ty tu wszystko zorganizuj. Są cztery pokoje, was jest siedmioro... Łóżka, widzę, szerokie, małżeńskie... Aha. No i ten portier... Chyba. Zorientuj się, ile osób można tu dziś dokwaterować. Dwie, pięć, dziesięć? Przywieziemy wam najwyżej jakieś materace, czy co...
– Krzysiek, zlituj się...
– Ogarnij się, Paula, ja nie mam czasu. Bierzesz tę czwórkę, plus, a ja spadam. No, obudziłaś się wreszcie?
– Kurwa... – Paulina spojrzała na niego krzywo.
– No. To sobie tu trochę pomieszkacie... Prawie ci zazdroszczę...
– Prawie? Co ty pieprzysz? Takie gadki to możesz wstawiać... Komuś, kto tego nie widział z bliska. Taaa... Dwa tygodnie wakacji, nie? Na koszt podatnika. Dziękuję ci bardzo.
– Zawsze mogłaś nie złapać...
– Jak nie tam, to jeszcze mam szansę tutaj, nie? Mądrala... Kur... – Powoli docierało do niej wszystko to... Realne, jak naostrzona brzytwa.
– No... Ogarnij się, a ja idę po twoich „współlokatorów”. Nara.
– Cze.