Autor | |
Gatunek | historyczne |
Forma | proza |
Data dodania | 2020-04-23 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 1135 |
Pewnego dnia postanowiliśmy wybrać się na nabrzeże Newy. I chociaż do morza było daleko, przy moście Lejtenanta Szmidta prawie zawsze wiał wiatr z zatoki. Czuliśmy go na swoich twarzach.
Przeszliśmy na drugą stronę. Postaliśmy przy pomniku Kruzenszterna obok gmachu Akademii Marynarki Wojennej i poszliśmy dalej.
- Patrz, - nagle powiedział Pakidjanc. - Jakiś okręt. Chodźmy go obejrzeć.
Przy Maślanym Warchole stał żaglowiec. Ogromny. Swoje maszty wznosił aż do samego nieba. Zadarliśmy głowy, żeby obejrzeć jego górne reje. Potężny czarny korpus przyciągały do brzegu grube cumy. Na bakburcie wielkimi białymi literami widniał napis *TOWARZYSZ*. Na pokładzie snuli się młodzi ludzie w błękitnych wełnianych swetrach, na których wyszyto czerwonym kolorem *M/s Towarzysz NKPS*. Czegoś podobnego nigdy jeszcze nie widzieliśmy.
- O, rany! - zawołał Pakidjanc. - Skąd to się tutaj wzięło?
Z trapu zeszło dwóch młodych marynarzy w swetrach i furażerkach z lśniącym czarnym daszkiem.
- Skąd żeście przypłynęli? - zapytał ich Pakidjanc.
Chłopaki ze zdziwieniem spojrzeli na nas.
- Ludzie! Czytajcie gazety! - powiedział jeden z nich. - Cały Leningrad to wie. Z Argentyny.
- A co to za statek?
- Ach, ci leningradczycy! Wstyd tylko przynosicie.
- To statek szkoleniowy, - wyjaśnił drugi, i sobie poszli.
W najbliższym kiosku kupiliśmy gazetę. Napisano tam, że żaglowiec szkoleniowy *Towarzysz* powrócił z dalekiego rejsu, przepłynąwszy 20 tysięcy mil, że był w Buenos Aires i Rosario i że na statku praktykę żeglarską odbyło 150 uczniów techników morskich z całego Związku Radzieckiego. Była tam też fotografia okrętu na pełnych żaglach. Lecz dla nas najważniejsze były ostatnie zdania tej notatki prasowej: *Po niewielkim postoju, przejęciu zaopatrzenia i po zaokrętowaniu nowej grupy uczniów statek ponownie opuści Leningrad i wypłynie na szkolenie oraz w drodze powrotnej zawinie do niemieckiego portu w Kilonii, gdzie przejdzie planowy remont*.
- Jeden taki rejs, i więcej ci już niczego do szczęścia nie potrzeba, - powiedziałem, kiedy już wszystkiego wyuczyliśmy się na pamięć. - Tylko że się tam nigdy nie dostaniesz...
- Ale! W życiu! - zgodził się ze mną Pakidjanc, i smutni zawróciliśmy do domu.
Od tego dnia utraciliśmy cały spokój. Każdego wolnego wieczoru chodziliśmy do Maślanego Warchoła gapić się na *Towarzysza*.
Widzieliśmy, jak załoga rozbiega się po rejach, rozpuszcza dla przesuszenia wszystkie żagle, jak je potem zwija w ciasne wałki i szybko zręcznie schodzi po wantach na dół. Zapierało dech w piersiach, kiedy na tle wieczornego nieba oglądaliśmy ich malutkie czarne figurki, śmiało przesuwające się po najwyższej rei. Bom-bram-rei! Jaką muzyką brzmiała dla nas ta nazwa! Bom-bram-reja! Słyszało się w niej i wycie spienionego oceanu, i łopot pękających żagli, i ostre rozkazy kapitana, i szczęk kastanietów w dalekim Buenos Aires.
Na okręt nas nie wpuszczono. Przy trapie zawsze stali na wachcie jacyś dyżurni. Sterczeliśmy wiele godzin na nabrzeżu i z oddali obserwowaliśmy życie na żaglowcu. *Towarzysz* zawładnął całym naszym sercem. I chociaż doskonale rozumieliśmy, że o żadnych rejsach nawet nie ma co marzyć, tak czy owak nie potrafiliśmy się z nim rozstać.
oceny: bezbłędne / znakomite
Emilio, a kto to jest Jurij Klimencienko?
U nas o morzu tak pięknie pisali Józef Konrad Korzeniowski, Centkiewiczowie i Krzysztof Baranowski
Naszych znam.
Światowa proza morska Kraków 2011
Znalazłam (ale naszukać się musiałam): "Gorzki smak morza" — Antologia rosyjskiej noweli morskiej 1917-1977. Wśród wielu autorów jest i "nasz" Jurij Klimencienko wymieniony.
Dziękuję za podpowiedź.