Autor | |
Gatunek | historyczne |
Forma | proza |
Data dodania | 2020-05-12 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 1213 |
Nie miał szczęścia w tym czasie nasz *Towarzysz*. Któregoś dnia w Kanale Angielskim w gęstej mgle zderzył się z włoskim parowcem *Alcantara*, który w kilka minut po kolizji zatonął wraz z całą załogą. Uratował się wtedy tylko jeden człowiek, który jakimś cudem uczepił się burty naszego żaglowca.
Rozpoczął się żmudny proces w sądzie w Londynie. Pojechał tam rektor naszej uczelni morskiej Dimitrij Afanasjewicz Łuchmanow wraz z kilkoma świadkami ze statku. Po długich miesiącach dochodzenia uznano wreszcie, że obsada *Towarzysza* nie ponosiła w tej sprawie żadnej winy.
I oto dzisiaj ta nasza chluba i duma stoi w stoczni remontowej w Kerczu *), wprost błyszcząc świeżutką farbą, gotowa do nowego rejsu szkoleniowego - tym razem po Morzu Czarnym.
Nie dochodząc do trapu, zatrzymałem się i postawiłem swoją walizkę na ziemi, z zachwytem oglądając szkuner od bocianiego gniazda po linię wody. Spotykaliśmy się teraz już jak starzy znajomi. Tak samo na niego patrzyłem razem z Pakidjancem dobry rok z kawałem temu, kiedy jeszcze cumował u nas przy nabrzeżu Lejtenanta Szmidta - śmiertelnie zazdroszcząc każdemu, kto pracował na żaglowcu, i nie wierząc w cud, że kiedykolwiek sam trafię na jego pokład. Czy to możliwe, że już za chwilę sam będę załogantem na *Towarzyszu*?! To najprawdziwsza prawda, że jeśli tylko człowiek czegoś gorąco zapragnie - zawsze to zdobędzie.
Na statku spotkałem kilku innych swoich kumpli z 2. roku, których przysłano tutaj wcześniej. Wszystkich nas praktykantów razem było 157 z różnych uczelni w ZSRR. Przyjechali studenci z Odessy, z Baku, z Archangielska, z Chersonu, z Władywostoku. Weseli, zdrowi, przyjaźnie nastawieni młodzi ludzie. My leningradczycy bardzo zżyliśmy się z archangielczykami.
Ku mojemu rozczarowaniu, niestety, Pakidjanca na *Towarzyszu* już nie było. Razem z Alką Lange przeniósł się na parowiec *Jan Rudzutak* i pływał obecnie gdzieś na Morzu Śródziemnym. Ale za to spotkałem Mana. Wania Man był wśród nas człowiekiem bardzo popularnym, ba! powiem więcej - był znakomitością. Wysoki jak koszykarz, jasnowłosy, niebieskooki, jako wielki miłośnik żeglarstwa znał się na tym rzemiośle doskonale. To pod jego dowództwem *Czerwona Gwiazda* szykowała się do rejsu dookoła świata. Z Manem poznał mnie Pakidjanc jeszcze wtedy, kiedy przychodziłem do jego bufetu. W tym czasie Wania już od dawna był absolwentem naszej uczelni i pracował na *Towarzyszu* na etacie marynarza. Od razu zjednał mnie sobie swym prostym przyjaznym podejściem do nas, mimo że był dużo starszy ode mnie, i ja morze znałem wtedy tylko z książek i z jacht-klubu. Wielu z tych, co odbywali rejsy do Argentyny i na Ocean Spokojny, na takich jak ja patrzyło zawsze z góry jak na powietrze.
...................................................
*) Kercz - piękne 150-tysięczne miasteczko portowe na Półwyspie Krymskim (dzisiaj terytorium sporne) na Ukrainie