Autor | |
Gatunek | historyczne |
Forma | proza |
Data dodania | 2020-10-28 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 1035 |
Ot, siurpryza: w Norymberdze mówiono nam, że wiozą nas do strefy radzieckiej, a tu, proszę - jakiś Wildflecken, wszędzie druty kolczaste i uzbrojona warta!
Ciężarówki ostro hamują przed kamiennym domem na placu. Nad jego wejściem widnieje tablica z napisem *OBÓZ PRZEJŚCIOWY*.
Zeskakujemy z samochodów, rozprostowujemy zesztywniałe nogi - i czekamy, co dalej. Na nasze spotkanie wychodzi młody jasnowłosy oficer, czyta papiery, które przekazał mu kierowca pierwszej ciężarówki, i podchodzi do kapitanów, których ustawiono osobno.
- Proszę, proszę - rosyjscy marynarze! Super! - przyjaźnie uśmiecha się Amerykanin i po kolei ściska dłonie naszym dowódcom. - Zaraz was rozlokujemy. To ilu jest tych waszych ludzi? 180? Hallo, Jeff! - woła do kogoś.
Zjawia się chudy jak tyka sierżant.
- Zawieziesz marynarzy pod 14-tkę, 15-tkę i 16-tkę. Wiesz gdzie - tam gdzie te trzy wolne domy letniskowe. Dopilnuj, żeby otrzymali wszystko, co trzeba: materace, pościel, talony na posiłki. Powiedz im, jakie tu są u nas porządki i regulamin. To co? Chyba już wszystko?
- Moment, panie poruczniku, - mówi Bogdanow, który wciąż pełni funkcje naszego szefa podczas rozmów z Amerykanami. - Chcemy natychmiast widzieć się z komendantem obozu. Nie mamy zamiaru tu pozostać. Komendantura USA w Norymberdze zapewniła nas, że bez żadnej zwłoki jeszcze dzisiaj dotrzemy do strefy radzieckiej.
Twarz porucznika natychmiast poważnieje, i facet, zastanawiając się nad tym, co usłyszał, zaczyna drapać się w głowę.
- Obawiam się, że będziecie musieli jednak tutaj czas jakiś pozostać. To wszystko nie jest takie proste. Nie starcza nam środków transportu. W Wildflecken mamy tu 25 tysięcy obywateli różnych krajów, Polaków, Rosjan, Francuzów, Jugosłowian, Belgów, Greków... Wszyscy oni wyrywają się do domu. Każdego dnia wywozimy jakieś grupy, ale kolejka jest ogromna, i trwa to czasami nawet kilka tygodni, jeśli nie dłużej...
- Musimy widzieć się z komendantem...
- Niestety, teraz to niemożliwe. Dzisiaj go tu nie ma, bo wyjechał w rejon. Musicie póki co jakoś tutaj się urządzić, bo dopiero jutro będę mógł wam pomóc z nim się skontaktować. O`kay?
- O`kay, - z rezygnacją uśmiecha się Bogdanow. - Nic na to nie poradzisz. To co, chłopaki? Jedziemy!
Z powrotem włazimy na ciężarówki, Jeff wskakuje na schodki szoferki pierwszej z nich, i wąskim leśnym duktem odjeżdżamy w głąb lasu.