Przejdź do komentarzyPrzemiany 4/10
Tekst 4 z 9 ze zbioru: Przemiany
Autor
Gatunekfantasy / SF
Formaproza
Data dodania2021-07-20
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń637

- Zdecydujesz się wreszcie? - Pyta mnie Azazel, delikatnie głaszcząc po plecach. 

- Daj mi jeszcze czas. - Odpowiadam sennie. - Daj mi nacieszyć się jeszcze tym wszystkim co teraz przeżywam 

- Masz na to wieczność 

- Może okazać się za krótka 

Nie chciałam niczego zmieniać, niczego decydować, wreszcie także niczego przyspieszać. Nie mam przecież wyznaczonego ostatecznego terminu zakończenia etapu przejścia, a przynajmniej nic mi o tym nie mówili. 

- A co Azazelu, już nie jest ci ze mną dobrze? - szepczę cicho. - Może następna, której będziesz pilnował okaże się gorszą zołzą niż ja. 

- No już dobrze. - Godzi się potulnie. - Poczekamy, jak długo zechcesz. W końcu i ja mam całą wieczność przed sobą a jest to dużo czasu, więc możesz się nie spieszyć. 

- Ale pamiętaj, że dopóki tego nie zrobisz, to nie dowiesz się, jakich atrakcji możesz się jeszcze spodziewać. 

- A co, przestanę nie żyć. 

- W pewnym sensie tak będzie. Lecz i to nie wszystko. Możesz wtedy stać się potężną anielicą, albo cudownie kuszącą diablicą. 

- To taka, jaką teraz jestem, już się tobie nie podobam? 

- Nie żartuj, przecież wiesz, że tak, ale chcę byś była jeszcze kimś więcej. 

- Nie chcę być więcej niż sobą, chcę być tylko sobą, bo lubię ten swój stan. 

- Ale wtedy, wszystko, co już zrobiłaś, będziesz mogła jeszcze zmienić i złe wybory naprawić a tak nie będzie to możliwe. 

- To, lepiej mnie do tego nie namawiaj, bo może wtedy zmienię ciebie na kogoś innego. No to co, mam się spieszyć? 

- Z tobą Ewelinko nie da się poważnie porozmawiać, wszystko zamieniasz w żart. A ta twoja decyzja jest ważna nie tylko dla ciebie. 

- To kogo mam jeszcze uszczęśliwić? Wytłumacz mi wszystko a decyzję podejmę błyskawicznie. 

Milczał. Dziwne. Przecież jeszcze przed chwilą tak mu zależało. Jak każdy mężczyzna i Azazel zapomina, że, jak się chce mieć spokój, to nie powinien mnie poganiać, bo jak mnie rozeźli, będzie żałował, że Bóg nie zabrał mu, prócz penisa także i języka, którego za zębami trzymać nie potrafi. Raz by wszystko wyjaśnił i koniec a tak będę go nadal gnębiła pytaniami i zostanę sobą. 

Jeszcze długo czekałam na to, by wreszcie, czegoś się dowiedzieć. Mnie zżerała ciekawość a jego niepewność, co zrobię, gdy powie mi wszystko, dlatego, na razie wieczory spędzaliśmy na dziwnej grze, w czasie której, on już mnie nie namawiał do podjęcia decyzji a ja udawałam, że już o niej zapomniałam. 

Kiedyś, a było już dobrze po północy, Azazel jak zwykle głaskał mnie jak po plecach, lecz zamyślony, zaczął to jednak zbyt automatycznie, bym nu na to pozwoliła, dlatego wściekła odsunęłam jego rękę. 

- Nie ignoruj mnie dłużej. - wrzasnęłam. - Jeśli ci to sprawia taką przykrość, to idź po pomoc i przywołaj do mnie Uriela. 

Bez słowa wstał z łóżka i poszedł. Nie lubił, gdy na niego krzyczałam. A jeszcze bardziej, nie lubił, gdy go zastępowałam Urielem. 

- I co księżniczko się stało, że raczyłaś oderwać mnie od oglądania meczu finałowego ekstraklasy, bym mógł nacieszyć swój wzrok twoją obecnością. 

- Jaja sobie ze mnie robisz? - Warknęłam. - Tu nie ma żadnych transmisji z ziemi, tylko lokalne wiadomości a poza tym, wracaj skąd przyszedłeś, jeśli i tobie coś nie pasuje. 

- Ewelinko, skarbie. - Zaczął się łasić. - Czy ci nazbyt dawno temu mówiłem, że jesteś najpiękniejsza. Bo tylko takie niedopatrzenie z mojej strony mogło spowodować twój taki zły humor. 

- Nie nabijaj się ze mnie, bo już cię o nic nie poproszę. 

- A co, zdecydowałaś się chociaż, gdzie zostajesz. 

- Spadaj! 

Odszedł szybkim krokiem. Za wolnym jednak, bym nie zdążyła usłyszeć jego cichego szeptu o moim niedecydowaniu. 

- Co ja siebie okłamuję. - Pomyślałam. - Nie są przecież szefami i pewnie ciągle ktoś ich zmusza, by o to pytali. Jak długo zresztą mają mnie niańczyć. Dziennie, takich, jak ja trafiają tutaj chyba setki. I każda myśli, że jest wyjątkowa. Gdyby z każdą tak się cackali, to ta ich cała machina, już by się z hukiem rozpadła. Wieczność wiecznością, ale nawet im nie wolno jej całej stracić na moje wahania. Już to zrozumiałam. Niech mi tylko jasno jasno powiedzą o co tutaj chodzi, to wreszcie wybiorę. Gdyby to jednak nie było to coś tak bardzo ważnego a przy tych innych dziewczynach, ma ich kto zastąpić, to tego gorzko pożałują. Znajdę to ich świeże mięsko i tej nowej zołzie wydrapię oczy. 

Rano przy śniadaniu zaczęłam wspominać, że myślę aby pozostać w Piekle na stałe. 

- Urielu, nie będzie ci z tego powodu przykro? - spytałam cicho. 

- Ani trochę. Przecież także tutaj zostaję. 

- Że co? - Aż mnie zatkało. 

- Zmieniasz wyznanie? Żartujesz! Wy chyba, nie możecie aż tak łatwo zdradzać swoich i są jakieś procedury na to zezwalające. Czy mam rozumieć, że tutaj nie obowiązują żadne zasady moralne. A mnie, tak było ciebie żal. 

- Tylko tyle. Czy już bardziej nie potrafisz mnie obrazić? - Zasyczał wyraźnie wściekły na coś Uriel. - Na niczym się jeszcze nie znasz dziewczyno a już chcesz mnie pouczać. To wszystko nie jest takie proste, jak myślisz, ale kiedyś to wszystko zrozumiesz. - Dodał i wyszedł z salonu. 

- Co go ugryzło? 

- Co ugryzło ciebie? Zamiast ucieszyć się, że nie odchodzi, to go karcisz jak szczeniaka i posądzasz o brak odpowiedzialności. 

- Nie odpowiadaj pytaniem na pytanie. Powtarzam, co go ugryzło? 

- Dowiesz się, jak podejmiesz ostateczną decyzję. 

- Ale jesteście nudni i oficjalni 

- Raz nie zawsze. Zdecyduj się, to znowu będzie wesoło.

Poród dał mi się trochę we znaki. Ale, gdy już zobaczyłam naszą Natalkę, taką malutką, rozryczaną blondyneczkę, to od razu mi przeszło. Marcin stał obok naszego łóżka cały rozdygotany i pytał tylko: 

- Dajesz radę, pomogę ci w czymś. 

- W czym głupolu? - Uśmiechnęłam się już nie czując bólu. - Wszystko jest już za nami. Już mi pomogłeś, gdy cały ten czas byłeś ze mną. 

To nasze, przebywanie tylko we dwoje, szybko jednak skończyli rodzice, którzy tylko czekali na odpowiedni moment, by wejść do mnie pojedynczo i móc wznosić okrzyki chwalące urodę Natalki, lub jej podobieństwo raz do mnie a raz do Marcina. Dopiero, gdy powiedziałam, że czuję się zmęczona, to dali nam wreszcie spokój. 

Po tygodniu, cała czwórka dziadków już wiedziała, jak Natalkę uspokoić, wykąpać, przebrać i uśpić. Ja miałam ją tylko karmić i nie przemęczać się, bo przecież zrobiłam już tak wiele, i dałam im to ich największe szczęście, czyli wnuczkę. Nigdy, ani wtedy, ani później nie pytałam ich, czy nie woleli wnuka. Aż taka odważna nie byłam. 

Po rocznym urlopie dziekańskim wypełnionych codziennymi zajęciami i patrzeniem na zmiany w wyglądzie córki, od października wróciłam na uniwerek, by szybko wpaść w rytm nauki, wykładów i zaliczeń. Tak skończył się nasz, czyli Marcina i mój najtrudniejszy i najpiękniejszy zarazem okres naszego związku. Natalia rosła zdrowo i mogłam już ją na dłużej zostawiać pod opieką rodziców. 

Przedtem, gdy musiałam choćby na trochę opuścić dziecko, wydzwaniałam bezustannie do nich, czy wszystko jest w porządku i czy przypadkiem Natalka nie płacze i nie jest głodna. 

Z dziewczynami prawie się nie widywałam. Nie miałyśmy już wspólnych zajęć a ich zainteresowania błądziły przecież głównie w kierunku zdobywania chłopaków i upolowania wreszcie tego jedynego. Gdy one pozostawały ciągle na nieomal tym samym etapie życia, ja musiałam myśleć o mojej rodzinie i jej potrzebach. Rozjechały się nasze wspólne cele i dążenia a ja miałam do tego rok nauki w plecy. 

Irmina dała wreszcie znać o sobie. W SMS-ie napisała do mnie, że wszystko jest z nią w porządku i mieszka u rodziny w Niemczech. Więcej już nic dowiedzieć się nie zdołałam. Numer, który wyświetlił mi się na ekranie smartfona nigdy więcej już nie odpowiadał a abonent był zawsze poza zasięgiem. Ucieszyło mnie to, że żyje. Reszta była już mniej ważna ważna. Będzie musiała sama dać sobie radę w tej jej nowej rzeczywistości. 

Natalia ma już trzy lata a ja zakończyłam naukę. Napisałam pracę magisterską i już na szczęście mam pracę. Może nie zarabiam zbyt wiele, ale wraz z pensją Marcina, dajemy sobie radę, by jakoś przeżyć. 

Ślubu nadal nie mamy. Po pierwsze ta uroczystość jest bardzo kosztowna, a po drugie, tak już skonstruowano to nasze państwo, że łatwiej być matką samotnie wychowującą dziecko, niż mężatką. Może dlatego ślubów jest coraz mniej a związków partnerskich coraz więcej. Szkoda. Bo chociaż, mówi się, że prawdziwej miłości i ślub nie zaszkodzi, to ustawodawcy wolą nie ryzykować.

Ceremonia mojego przejścia odbyła się krótko. Bez żadnych oficjalnych delegacji, w zapuszczonym biurze, w którym walały się wszędzie jakieś dokumenty, otrzymałam od zgarbionego ubranego w czarny, wymięty garnitur demona papiery na wieczyste użytkowanie domu, gratulacje z kancelarii Lucyfera i krótki, niepodpisany list z Nieba, o tym, że nadal jestem ukochanym dzieckiem swojego Stwórcy. Na koniec, ten demon dał mi jakąś starą szkatułkę owiniętą w materiał o wyblakłych kolorach. Niczego nie musiałam podpisywać i niczego przyrzekać. Impreza ostatecznie skończyła się, gdy otrzymałam klucze pasujące, jak się wyraził ten sam demon, do każdej piekielnej dziurki i nie życząc mi nawet miłego pobytu, poprosił byśmy już sobie wyszli, bo nie ma już na nas więcej czasu. 

Po tym wszystkim, nie pozostało nam nic innego, jak iść do naszej ulubionej knajpki by tam napić się powitalnego drinka i już nad ranem trzymając się moich chłopaków dotarłam bezpiecznie do swojego łóżeczka. 

- No to już ciebie mamy. - Powitał mnie, około południa Azazel. 

- Chyba masz, bo na co ja Urielowi, jestem potrzebna tutaj w Piekle. Ale miło mi, że nie odeszliście i obaj nadal jesteście ze mną, chociaż pewnie już nie musicie. A teraz, wyjaśnij mi wszystko. 

- Po pierwsze, byłaś tutaj trochę nielegalnie, ale udało nam się wtedy załatwić z Abaddonem, by wydał lewe papiery z wpisaniem ciebie do bazy mieszkańców Nieba i Piekła. 

Po tych słowach moje oczy zrobiły się okrągłe a ja stanęłam na środku salonu nie mogąc wydobyć z siebie głosu. Po chwili jednak Azazel usłyszał mój cichy szept: 

- To można umrzeć nielegalnie? 

- Ty nie umarłaś. 

- Po drugie, Teraz, nie jesteś już tylko Eweliną, za chwilę możesz być także być prastarą Boginią Victorią, Królową Aniołów, bo powstałaś wcześniej niż my. Byłaś przy tym, gdy Lucyfer zbuntował się przeciwko prawom w Niebie obowiązującym a i później, gdy część aniołów, z nienawiści do nowego tworu Boga, czyli ludzi wolała przyjąć potępienie i wygnanie, by tylko móc opuścić Stwórcę i Jego otoczenie. 

Widziałaś wtedy, jak nie chcieli przypatrywać się na te tak bardzo niedoskonałe i ułomne istoty, które, mimo swoich tragicznych słabości są prze swojego Stwórcę hołubione. Wtedy postanowiłaś, że aby nie stanąć po którejś z walczących stron, musisz po prostu zniknąć. I tak zrobiłaś. Z upływem czasu pamięć po Tobie zaczynała zacierać się, aż wreszcie zupełnie zniknęłaś z kart historii i do teraz nie zachowały się na ziemi już żadne zapisy o Tobie. 

W tym też czasie, za karę Bóg zabrał skrzydła upadłym aniołom a wszystkich, bez wyjątku, za kontakty z córkami człowieczymi pozbawił możliwości rozmnażania się, aby już nigdy nowi Nefilimi nie przyszli na świat. Tak wolność anielska została starta w pył. I odtąd, wszyscy ukarani szukają sposobu, który pozwoli im wrócić do swoich wcześniejszych form. 

- A nam się to udało. Jakieś pół wieku temu Abaddon odnalazł w jednej ze starych ksiąg zapis, który mówił, że w razie potrzeby można Ciebie, jako Victorię powołać do życia. I zrobiliśmy to otwierając flakon z ziemią tego okresu. Bo tylko ta ziemia jeszcze Ciebie pamiętała. I, gdy już byłaś duchem wśród nas, musieliśmy jeszcze zaczekać, aż urodzisz się ponownie jako dziewczynka. Mijały jednak lata. I, gdy już myśleliśmy, że nic się nie wydarzy, z ziemi dotarł do nas sygnał, że wreszcie jesteś. Teraz pozostało nam tylko jedno. Gdy już dorosłaś, musieliśmy musieliśmy oddzielić twoją duszę od ziemskiego ciała byś mogła tutaj w pełnej krasie odrodzić się na nowo. Na ziemi razem z ciałem byłaś tylko śmiertelniczką. Rozdzielona, zaraz zaczęłaś ukazywać swoją wielkość. Ciała wszystkich ludzi, których pozbawia się dusz natychmiast umierają. Twoje ciało było nadzwyczajne i przetrwało to rozdzielenie a jedynym widocznym objawem, jaki w nim pozostanie jest to, że, Twój czas ziemski także się zatrzymał się i już się nie starzejesz i sama z siebie nie umrzesz nigdy i tylko niezwykłe siły mogą tam na ziemi dokonać twojego zniszczenia. 

- Jednak to sprowadzenie Ciebie tutaj było nielegalne, bo pozbawienie ciała istoty ludzkiej przez kogokolwiek z nas, traktowane jest jako przestępstwo, gdyż godzi w prawa boskie i ludzkie, lecz musieliśmy to zrobić, ryzykując, że ktoś się o tym dowie i zostaniemy ukarani, bo jego nielegalność w tym wypadku przecież nie istniała, bo przecież nigdy przedtem ten czyn nie był wykorzystany dla ratowania Bogini. Dlatego, z konieczności, musieliśmy Ciebie oszukiwać i chociaż nie musiałaś, przeszłaś cały proces adaptacji a to dlatego, byś, jako Ewelina nie spostrzegła, że jesteś kimś innym, niż pozostali umarli a w chwili, gdy dokonałaś wyboru, twój pobyt uprawomocnił się i teraz, gdy obudzisz w sobie Boginię, uzyskasz już wszystkie swoje moce i staniesz się także potężną diablicą. 

- Dla tak ważnego powodu, musieliśmy twoje ziemskie życie tak skomplikować, lecz nie mogliśmy zrobić inaczej, bo po to zostałaś stworzona, jako istota ludzka by móc się powtórnie odrodzić jako Bogini i chociaż zrobiłaś to nieświadomie, to i tak jesteśmy wdzięczni za Twoje poświęcenie. 

- A teraz stań się teraz Victorią! 

Poczułam nagle, że wypełnia mnie coś nieznanego i usłyszałam, jak obaj moi panowie wypowiadają słowa: - Victorio cieszymy się, że jesteś wreszcie z nami po tylu wiekach. Witaj i przyjmij nasze wyrazy szacunku i wdzięczności za wszystko co uczynisz i czego dokonasz. 

Po tych słowach i Azazel i Uriel klęknęli przede mną, jak przed wielką królową, każdy na jedno kolano i pochylili głowy. 

A ja, po tym wyjaśnieniu, na które tak długo czekałam, zrozumiałam tylko, że nadal wiem o sobie mniej niż przedtem i, gdy obaj, patrzyli jeszcze na mnie z uwielbieniem, ja już jako Ewelina zbaraniałam zupełnie.

Jestem żoną Marcina. Nasz ślub odbył się w Katedrze Odkupienia Pańskiego i był dla mnie najpiękniejszą uroczystością, w jakiej kiedykolwiek uczestniczyłam. Natalia niosła mój tren od sukni i była bardzo dumna, że jej rodzice są nareszcie jej rodzicami. I pewnie podświadomie tak tę chwilę zapamięta, bo dla niej, od tej chwili mama staje się mamą a tata tatą, bo, gdy biorą ślub stają się jej prawdziwymi rodzicami. Gdyby nasza miłość nie przetrwała, Natalia już zawsze musiała by wybierać między mną i Marcinem. Oszczędziliśmy jej tego, kochając się i wspierając. Teraz kiedy Marcin ma już własną firmę a ja dobrze płatną pracę, możemy wreszcie zapewnić swojej córce pewniejszą przyszłość.

- No już wstawajcie z tych kolan, bo trochę mnie to krępuje. Przecież, nie stałam się ładniejsza a patrzycie na mnie tak dziwnie, jakbyście po raz pierwszy mnie zobaczyli. 

- Bo tak jest. Chociaż, czy jesteś Eweliną, czy Boginią, wyglądać będziesz tak samo. 

Nie czułam się jakoś nadzwyczajnie. Myślałam, że chociaż mój oddech przyspieszy, czy zakręci mi się w głowie a tu nic z tych rzeczy. Może znowu ze mnie żartują. 

- Jak mam przekonać się, że nie oszukujecie. 

- Masz klucz, jeśli już chcesz zacząć swoją przemianę, to przyniosę szkatułkę. Gdy tym kluczem ją otworzysz, to wszystko zrozumiesz, osiągniesz moc i odtąd będziesz już mogła decydować o naszych losach. 

- No to ją przynieś ją Azazelu.

Szczęście jest najmniej trwałą oznaką życia. Jakiś pijany kierowca wjechał swoim samochodem w przechodzącego po pasach Marcina. Jesteśmy w tym wielkim domu, w którym tak niedawno zamieszkaliśmy, już tylko we dwie. Sześcioletnia Natalia rozumie już dobrze, co straciła i nie pociesza ją ani to, że pewnie Marcin patrzy teraz na nas z góry i nas wspiera, ani to, że kiedyś będziemy z nim razem i wtedy już nic nas nie rozłączy.

Jestem już w domu. Azazelowi i Urielowi powiedziałam żeby na razie nie przychodzili i o dziwo, bez żadnych protestów, zgodzili się na to i potulnie gdzieś zniknęli. Siedzę teraz na łóżku i patrzę, na tę starą szkatułkę, która ma mnie uczynić Boginią Victorią. Co się ze mną stanie, gdy spróbuję ją otworzyć? Kim lub czym będę? Czy przybiorę postać upiornej bogini Hel, czy będę anielicą ze skrzydłami lecz podobną do siebie? Jakie będą te moje nowe moce i jak ich będę używała? Czy będę Królową budowy nowego lepszego świata, czy tylko jego niszczycielką? Tyle pytań. 

Victorio nie zawiedź mnie, bo nie mam odwrotu i jeśli teraz zrobię, co zrobić muszę, daj mi, nadzieję, że jeśli zostanę zabójczynią, to będę chociaż w swoich okrutnych wyrokach sprawiedliwa. 

Zaraz się wszystko wyjaśni i przynajmniej na część moich pytań, otrzymam odpowiedzi. Powoli przekręcam klucz w zamku szkatułki. Mimo upływu wieków lekko przesuwają się jego zapadki i nagle wieczko odskakuje. Otacza mnie przez chwilę jakby mgła i niezwykły zapach, który roznosi się po całym salonie. Lekki dreszcz przebiega przez całe moje ciało. Po chwili słyszę upadające krzesło. To jedno z moich białych skrzydeł, które zaczyna nagle rozpościerać się, uderza w nie całą siłą. Zaczynam widzieć. Jestem Victorią, z wysadzanym drogimi kamieniami diademem we włosach i szatą w kolorze purpury. Z moich uszu zwisają ogromne kolczyki z symbolami yin i yang a na przegubach moich rąk dostrzegam złote bransolety w kształcie węży. W lustrze wiszącym na jednej ze ścian z zadowoleniem oglądam swoją 

twarz. To twarz Eweliny. Oddycham z ulgą. Jeśli i ona jest ze mną, to ja nie będę tak okrutna, jaką się być spodziewałam. 

Teraz, gdy jest już po wszystkim mogę uważnie przyjrzeć się szkatułce. Jednak nic w niej nadzwyczajnego nie znajduję, tylko na jej dnie odkrywam wtopione złote koło na krawędziach którego wyraźnie odbija się wryta inskrypcja: `Byłam. Jestem. Będę.` 

Wychodzę na taras. Skrzydła podrywają mnie do lotu. Nim zdążam się zorientować, a już jako jedyna szybuję wśród chmur i mogę oglądać jedno ze swoich Królestw, Piekło. 

Z góry wygląda ono na piękną i ogromną Krainę, pełną bogatych zabudowań i tłumami diabłów i ludzi, którzy na mój widok patrzą oniemiali. W tej stronie zaświatów, jest to niezwykłe zjawisko, którego nikt dotąd nie widział. Lecz narodziłam się na nowo i już wiem, że od teraz w obu moich Królestwach zmieni się to wkrótce. 

Po krótkim locie, pełna wrażeń, których opisać nie jestem w stanie, wracam do siebie. Czekają tam na mnie Azazel i Uriel. 

W niewytłumaczony dla mnie sposób, znikają wszystkie atrybutu mojej boskości i wracam do swojego poprzedniego wyglądu i stroju. Już bez skrzydeł, jestem znowu sobą. 

Uriel patrząc na tą moją przemianę, uśmiecha się szczerze. 

- Jeszcze nigdy nie byłem świadkiem takiego widowiska. Jako Victoria jesteś trochę straszna. Wolę, gdy jesteś Eweliną. 

- Ja chyba też. - Potwierdzam jego trafne spostrzeżenie. - Może i do Bogini kiedyś się przyzwyczaję, ale siebie i tak będę znała przecież zawsze znacznie lepiej. 

- Nie widzieliśmy jeszcze ciebie, jako diablicy. - Szepcze rozżalony Azazel – Możesz nam ją pokazać? 

- Oczywiście, a jak mam to zrobić? 

- Pomyśl, że chcesz nią być. 

Pomyślałam. 

I już po chwili widzę w lustrze pojawiające się złożone czarne skrzydła, które zaraz też zaczynają się rozkładać i wtedy właśnie, czuję jak odskakuje na moich plecach guziczek od stanika a z bluzeczki zostają tylko strzępy. Chłopcy zanoszą się śmiechem. 

- A co, mam być zawsze naga po takiej transformacji? 

- Nam to nie przeszkadza. 

- A poważnie, wystarczy, że założysz tylko sukienkę z dużym rozcięciem na plecach. 

- A, majteczki, jeśli nie sprawiają ci zbędnych kłopotów, możesz na siebie zakładać, bo one nie spadają. - Dodaję ze śmiechem Uriel. 

Rechocząc nadal, zastanawiali się trochę nad tym, że przy Victorii z moim ubiorem tak się nie dzieje. 

- Trochę szkoda, bo też by to była duża fajność. 

Gdy już im trochę przeszło, wreszcie wyszliśmy. Tm razem, zamiast w jakiejś knajpce, wylądowaliśmy na plaży. 

Pół dnia opalania się. I znowu było cudownie i znowu mogliśmy zapomnieć o czekających nas przyszłych zadaniach. 

Niestety, teraz, jako Bogini byłam już przecież świadoma, że nie będę mogła spędzić całej swojej wieczności spędzać na bezustannych zabawach i rozrywkach, chociaż, jako Ewelina bardzo chciałam, aby tak było. 

Wieczorem musieliśmy więc omówić jednak kilka problemów. Lot Bogini nad Piekłem widziało jednak zbyt wielu. I już wiadomo, że szczegóły tego Jej występu dotarły do Michała. A on wysłał już tropicieli, którzy, muszą ustalić, kto wtedy szybował. Było to poważnym zagrożeniem dla Victorii, bo jego tajne służby działały niezwykle sprawnie. I chociaż, tym razem, nie spodziewał się on, z kim teraz ma do czynienia, to jednak ewentualna walka z nim była zawsze trudna. Victoria, która była tworzeniu przez Stwórcę wszystkich aniołów i znała go od samego początku, wiedziała, do jakich nieobliczalnych czynów jest on gotów, by wyeliminować swoich, nawet tych wyimaginowanych przeciwników a za takich uważał wszystkich oprócz siebie. Dlatego, zanim sama zapozna się ze zmianami, które w ciągu tego okresu, gdy Jej nie było wprowadził Michał, powinna unikać ukazywanie się, by uniknąć 

przedwczesnej konfrontacji. Tym bardziej, że sama Bogini, po tym szalenie długim okresie swojej nieobecności powinna poćwiczyć techniki walki. 

A przy ewentualnym następnym locie, powinna też pomyśleć o zmianie swojego stroju, który jest zbyt dostojny, by mógł być jednocześnie praktyczny a, że jest jeszcze tak charakterystyczny, to z pewnością po nim Bogini zostanie natychmiast rozpoznana. 

Ten ostatni punkt jest najprostszy do natychmiastowego zastosowania. Jeśli tylko Victoria się pokaże, to w szafie Eweliny znajdzie z pewnością dla siebie jakieś fajne ciuszki. Obie z Eweliną są przecież identyczne. Będzie w nich wyglądała bardziej współcześnie i mniej przerażająco niż dotąd. I właśnie tego efektu wszyscy czworo oczekują najbardziej.

Po tym, jak już raz zobaczyli mnie, jako diablicę, obaj moi panowie zaczęli prosić mnie, abym stawała się nią coraz częściej i by ten efekt trwał znacznie dłużej, gdyż powinnam przyzwyczajać się do myśli, że i nią też jestem. Oczywiście, że tak dokładnie, to nie o to im chodziło. I nawet nie o to, bym po tej przemianie, zawsze nic na sobie nie miała a oni, by mogli wtedy znowu się pośmiać, ale chcieli przygotować mnie do ważniejszej misji. Miałam już wszystkie swoje moce i przede wszystkim tę, dla nich najważniejszą. Mogłam zdjąć z nich tę boską klątwę, przez którą nie są oni do końca sprawni fizycznie. 

Po którejś z kolejnych takich ich sugestii, stałam się diablicą. 

- Mój dotyk leczy - mówię ze śmiechem i patrzę na ich przerażone twarze i miny, wyglądają, jakbym chciała ich pozabijać. 

-Wiesz co, - mówi Azazel - chcieliśmy ci tylko przypomnieć, że możesz to zrobić, ale Ewelinko może na razie nie spiesz się z tym tak bardzo, masz przecież tyle ważnych zajęć. Pomóż na razie komuś innemu a my chętnie jeszcze poczekamy. 

- Och wy niedowiarki, nie macie do mnie zaufania, nie ufacie swojej diabliczce Ewelince. - Wstydźcie się. - Dokończyłam, z jeszcze większym śmiechem. 

Domyślałam się, co teraz myślą. Dla mężczyzn ten temat jest przecież mocno drażliwy i ma kategorię Number 1. A ja, tak nieprzygotowana mogłam ich przecież uszkodzić, może jeszcze bardziej niż są. Jednak mężczyźni, czy ci tutaj, czy tam na ziemi, nie różnią się niczym od siebie.

- Ewelinko - mówi mama do córki, która wraca nad ranem pijana do domu. - Natalia płakała bardzo długo. Dlaczego to robisz jej i sobie? 

Córka patrzy na matkę nieprzytomnym wzrokiem, jakby nie rozumiejąc słów. 

- Nic chyba przecież złego się nie stanie, jeśli raz kiedyś pójdę spotkać się z koleżankami, aby powspominać miłe chwile. Teraz już z wami nie mam o czym rozmawiać. To już rok minął... 

- Właśnie, to dopiero rok minął a ty już zaniedbujesz Natalkę. Ona już nie daje rady, ciągle boi się, czy wrócisz w domu. Coraz trudniej jest jej poradzić sobie z zadanymi lekcjami i ze zrozumieniem nowych materiałów, a ty jej w niczym nie pomagasz. Boję się, że w końcu stracisz jej zaufanie. Stracisz też pracę. Jak córciu możesz tak żyć? 

Ewelina nie słyszy i nie chce słyszeć dalszych słów, Czuje się winna całej tej sytuacji i jednocześnie wie, że i ona nie potrafi sama sobie poradzić z bólem i tęsknotą. Marcina nie ma od roku i od tej chwili jej wszystkie plany uległy nagle kompletnej destrukcji. Wszystko było obmyślane na ich troje a nic na ich dwie. Niesprawiedliwość życia i bezsensowna śmierć męża, z którymi to problemami nie radzi sobie zupełnie, powodują, że musi czasem tę sytuację odreagować. Wie, że nie powinna robić tego w ten sposób. Upijanie się przynosi tylko chwilową ulgę. Później przychodzą: ogromny ból głowy i niewyobrażalne wyrzuty. Wie, że takim swoim postępowaniem niszczy całą swoją rodzinę. Niszczy ich dziecko. Niszczy swoją Natalkę. 

Ewelina zasypia.

Jestem Victorią. To dla niej zostałam porwana z ziemi, chcę więc poznać ją lepiej. Obie czujemy swoją obecność i gdy ona teraz grzebie w mojej szafie, to nieomal to widzę, jak przymierza po kolei wszystkie moje ubrania i buty. Zgodziła się od razu na tę zamianę tej swojej, prawie gotyckiej szaty, na przewiewne i seksowne współczesne stroje. Zrobiła to tym chętniej, że, jak każda kobieta ma do mody praktyczne podejście i lubi czuć się atrakcyjna. Bogini, czy tylko Ewelina, w tej dziedzinie, nic nas tak bardzo nie różni. 

Jako władczyni, jestem jednak zupełnie kimś innym. To formalnie mnie i Bogu podlegają wszystkie zastępy aniołów, brać piekielna i mieszkańcy ziemi. Jeśli zechcę, mogę ingerować w różne decyzje Michała i Gabriela nie mówiąc o Lucyferze. Mogę, ale póki nikt, prócz nas nie wie tutaj o moim powrocie, nie muszę robić niczego. 

Trochę to dziwne, ale chociaż Ona jest we mnie a czasami mną, to i tak nie znam prawdziwego powodu Jej przybycia tutaj. Jest wojowniczką, ale tu, gdzie teraz jesteśmy, panuje spokój, i jeśli nie zamierza go burzyć, to nie rozumiem zupełnie celu, dla którego zdecydowała się właśnie teraz powrócić i tak bardzo zrujnować moje życie. Kiedyś pewnie dowiem się tego a na razie postaram się, byśmy obie poznały się lepiej. Victoria to chyba rozumie i dlatego już teraz pozwala mi powrócić. 

Z tych moich chmurnych i durnych rozważań nad prawdziwą Victorią, do rzeczywistości przywraca mnie dziwne uczucie, coś, czego jeszcze nigdy tutaj nie czułam. Niespodziewanie, ogarnia mnie wewnętrzny strach i zaczynam się obawiać o kogoś, o kim już prawie zapomniałam. Coraz wyraźniej uświadamiam sobie, że boję się o los tej Eweliny, która została na ziemi. O tę, która była kiedyś mną. Porządnie już wystraszona, pytam Uriela i Azazela, którzy właśnie pojawili się domu. 

- Jak mam skontaktować się z sobą, czyli tą Eweliną, która została po tamtej stronie życia. 

- Masz tę moc w sobie. - Uriel bierze mnie za rękę i prowadzi do lustra. - Dotknij dłonią i patrz - mówi do mnie. 

Dotykam zwierciadła. Czuję przepływającą moc i nagle zamieniam się w śpiącą Ewelinę, z oczu której płyną łzy. Po raz pierwszy udaje mi się wejść w siebie, o której od tak dawna nic już nie wiem. Sprawdzam, co spowodowało moje łzy i wracam do chwili, w której jestem na imprezie u Damiana. Widzę siebie poprawiającą makijaż. Jak film, nieraz zwalniając a nieraz przyspieszając klatki z taśmy swojego życia, oglądam wszystko, co wydarzyło się ze mną od tamtego momentu do chwili obecnej. Bardzo często niektóre sekwencje oglądam wielokrotnie. I chociaż nie znam już siebie, takiej, którą tam jestem, nie rodziłam Natalii i nie znam Marcina to jednak, wzruszam się i też zaczynam płakać. Nie wstydzę się tego ani zadziwionych moim zachowaniem obu chłopców. 

- Ale się namieszało. - Cicho szepcze Azazel. - Musisz coś z tym zrobić. Musisz pomóc sobie. 

- Jak? - Pytam patrząc im w oczy. 

- Jesteś najsilniejszą z nas. Szczególnie jako diablica możesz zrobić najwięcej. Odnajdziemy tutaj Marcina i razem na jeden dzień oddamy go żonie, by ją pocieszył i przekonał, że alkohol w niczym jej nie pomaga. Może to spotkanie uratuje obie nieszczęśliwe istoty i matka i córka zaczną żyć normalnie. 

- Dobrze. Zgadzam się na to. Odnajdźcie Marcina a, gdy już tutaj będzie, natychmiast zaczynamy działać. 

Gdy zostałam sama, raz jeszcze podeszłam do lustra. Przyłożyłam dłoń do jego tafli i znowu zobaczyłam siebie. 

Siedzę w kuchni, wokół panuje półmrok. Oparta o blat stołu, trzymam głowę w obu dłoniach i nic niewidzącym wzrokiem wpatruję się w jeden punkt. Mijają długie minuty a ja nie poruszam się. To nie pierwszy raz, gdy tak się zachowuję. Jeśli z tego marazmu nikt mnie nie wyrwie, potrafię tak spędzić cały dzień. Tak jednak nigdy jeszcze się nie zdarzyło, bo na szczęście, gdy moja siedmiolatka wraca ze szkoły, mobilizuję się i daję jej coś do zjedzenia. Najczęściej jest to odgrzewany obiad, od jednej z babć przyniesiony dzień wcześniej. Później, gdy Natalia zaczyna odrabiać lekcje, znowu pogrążam się w niebycie. I tak mijają moje dni. Ten trzeci w ciągu roku urlop zdrowotny, nie będzie trwał wiecznie, i gdy się skończy, będę musiała zdecydować, co mam z tym swoim życiem zrobić. 

Cofam swoją dłoń. Obraz znika i widzę siebie diablicę z nienaganną fryzurą i tak samo nienagannym makijażem. Jakże jestem różna od tej drugiej siebie. Jakże spokojniejsza. Jakże bezpieczniejsza. Wyposażona w moce, o których na ziemi nawet sobie nie wyobrażałam, że istnieją. 

Po raz kolejny dotykam lustra. Dlaczego ja tutaj będąc Boginią, tam na ziemi jestem smutną i bardzo samotną, zdruzgotaną życiem kobietą. To ja, tamta Ewelina żyję prawdziwym życiem a ja tutaj śnię tylko to swoje istnienie. Musimy obie sobie pomóc. Ja chcę ją tylko uspokoić a ona, gdy już o zrobię, ma mnie przekonać, że mimo iż odeszłam, to mam tę siłę, by przywrócić jej uśmiech. 

Zamyśliłam się nad jej i swoim losem. Obie, z woli Bogini jesteśmy nieśmiertelne. Ja jednak jestem tutaj, gdzie ta nieśmiertelność jest darem za życie na ziemi a ona może nigdy nie trafi tutaj i jako jedyna nie zobaczy prawdziwej wieczności. 

Po jakiejś godzinie tych moich rozważań, usłyszałam nagle znajomy głos dobiegający z salonu. 

- Halo, czy jest tu ktoś? 

Otwieram oczy i nie mogę uwierzyć w to, co widzę. Po moim salonie spaceruje jak gdyby nigdy nic szczęśliwa Irmina. Rozgląda się po wszystkim, jakby na podstawie tego, co zobaczy, mogła wywnioskować, do kogo ta posiadłość należy. Już chcę krzyknąć, że jestem, ale przypominam sobie, że wciąż jestem diablicą. 

Wreszcie, już przebrana, w coś super modnego, staję w drzwiach. 

- Irminko, to ty. 

Rzucam się jej na szyję. Obie przez chwilę stoimy w tym uścisku, po czym obie podskakujemy i krzyczymy, coś do siebie, wzajemnie się zagłuszając. Zmęczone opadamy na fotele i milcząc patrzymy 

na siebie. Żadna z nas nie wie, jak zadać to proste pytanie. 

- Jak się tutaj znalazłaś? 

Milczenie przerywa wreszcie ona. 

- Popełniłam samobójstwo. Nie mogłam przyzwyczaić się do męża, zwyczajów i przerwanych studiów. Nie chciałam być ograniczana. Ale ty Ewelinko, nie słyszałam byś umarła. 

- Bo zdarzyło się to niedawno. - Kłamię świadomie, by niczego domyśleć się nie mogła. 

- Mój mąż zginął w wypadku i to mnie załamało. 

- Obie jesteśmy tutaj przez swoich mężów. - mówi nostalgicznie - Tylko ja już nie chcę swojego widzieć a Ty pewnie swojego odnalazłaś. Mylę się? 

I tu mnie złapała. Musiałam szybko coś wmyślić. 

- Znalazłam. Ale Marcin nie ucieszył się z tego. Przyznał się, że tam na ziemi miał kochankę i teraz tutaj czeka na nią, ja go już nie interesuję. 

- O w mordę. - Zaklęła głośno. - To ty szalejesz z miłości, a on bawi się wtedy z jakąś laską w najlepsze. Czujesz, teraz chyba, że za późno zrozumiałaś swój błąd. Dla facetów nie warto się poświęcać a już na pewno dla nich nie warto umierać z miłości. Chyba, że z nienawiści, jak ja. 

Po tej sentencji obie znowu patrzymy na siebie. W jej oczach widzę ciągle wzruszenie moją historią. Mam nadzieję, że tylko to, bo czuję się teraz jak bura suka, że nie mogę, kiedyś najlepszej przyjaciółce, powiedzieć na razie ani odrobiny prawdy o sobie. 

Aby poczuć się lepiej proponuję jej 

- Zostań ze mną. jestem taka samotna. - Biorę ją na litość, bo rzeczywiście brakuje mi tutaj kogoś, na kim mogę polegać, kogoś, takiego od serca, kto zna bez słów, moje potrzeby i problemy. 

- Nie mogę, jestem w Niebie z takim chłopakiem Bartkiem. On zmarł ponad trzysta lat temu na zarazę i do tej pory cierpi. Przyrzekłam mu, że go nie opuszczę, tak jak zrobiła to nie tak dawno, jakaś dziewczyna. Nie dość, że tęsknił za żoną i dziećmi, to jeszcze i to rozczarowanie. Wiesz Ewelinko, nawet tutaj kobiety są też okrutne. A on jest taki bezbronny. 

- I ja także o mało nie załamałam go zupełnie, gdy udało mi się dowiedzieć, co spotkało jego rodzinę. Otóż dowiedziałam się, że po jego śmierci i ich także zabiła ta sama zaraza Z tego powodu, zanim się znaleźli w Niebie, mieli już wyczyszczoną pamięć i umieszczono ich w Dzielnicy Zapomnienia. Dlatego nigdy ich nie odnalazł, bo oni go już nie znali i nie znali także siebie. 

- I tak Ewelinko, to nieszczęście zabiło ich wzajemną miłość. Teraz ma tylko mnie. Dlatego go nie opuszczę. 

Jeśli powiem, że po tych słowach poczułam się jakby ktoś mnie spoliczkował, to nie przesadzam. Ja słodka, dobra i tak czuła na zło, nieomal zniszczyłam wiarę w miłość Bartka, I to tylko dla tego, że porzucając Niebo, zostawiłam go, jak niepotrzebną mi już do niczego zabawkę. Oj Ewelino nie jesteś 

tylko kuszącą diablica, ze swoich wyobrażeń, Jesteś najstraszniejszą diablicą z ziemskich opowiadań o Piekle. 

- Tak mi przykro, że nie mogę skorzystać z twojej gościny, - kontynuowała, - ale chociaż dzisiaj będę z tobą cały dzień, to się nagadamy i nawspominamy. Niestety wieczorem przyjdą po mnie tacy dwaj fajni faceci, by mnie z powrotem odwieść windą do domu. Ale, gdy będziemy jechali to poproszę ich, abym mogła z Bartkiem ciebie odwiedzić. Chyba się zgodzą, bo wiedzą, że jesteś dla mnie ważna, zaraz po Bartku najważniejsza. 

Jej szczerość i bezpośredniość dobiła mnie zupełnie. Nie dość, że spośród miliardów mężczyzn którzy się tutaj znajdują chce mi przedstawić tego jednego, którego akurat znam i którego się wstydzę, to jeszcze i on, spośród tej samej liczby lasek wybrał Irminę. To nie jest przypadek, to jest kara za wszystkie moje dotychczasowe grzechy popełnione tutaj i na ziemi. 

Gdy wieczorem odeszła, pomyślałam, że tutaj stała się jeszcze piękniejsza, niż była na ziemi. A przede wszystkim jest spokojniejsza. Nie musi się już bać, że ktoś odbierze jej marzenia, lub zmusi do czegoś, czego ona nie chce. I jeszcze coś. Tutaj ma swojego chłopaka, którego sama wybrała i nie musi żyć z mężem wybranym dla niej przez innych. 

Gdy Azazel i Uriel wrócili, z ich min wywnioskowałam, że dumni są z niespodzianki, którą mi zrobili. Mieli rację. Tego się po nich nie spodziewałam. Nie przemyśleli niczego. Wykorzystali tylko fakt, że skoro szukam osoby z przeszłości, czyli Marcina, a jeszcze go dla mnie nie mają, to Irmina w zupełności mi wystarczy. I tak by pewnie było, gdybym sama tego nie skomplikowała. Dobrze, że chociaż mam wieczność, by to odkręcić. Gorzej, że mam też wieczność, by z tym żyć. Nie chciałam jednak robić im przykrości. Przecież tak bardzo starali się, by mnie uradować. Powiedziałam więc tylko. 

- Dziękuję. 

Marcina odnaleźli. Chcieli bym go spotkała, gdy sama zechcę. Z nim bali się ryzować. Nie to, co z Irminą. Ona wydała się im łatwiejszą dla mnie w odbiorze. I tu znowu się mylili. Ją właśnie znałam, gdy jeszcze żyłam. Jego nie. To tyko on może we mnie zobaczyć kogoś, kogo stracił. Ja nie zobaczę w nim nikogo, kto mnie wzruszy. Zna go ziemska Ewelina a nie ta, która jest tutaj. Tak, jak i ich Natalkę. Wiem, że ją tam na ziemi urodziłam, ale tutaj nie mam takich wspomnień. Tutaj nie byłam w ciąży, nie czułam bólu przy porodzie i radości z pierwszego jej ujrzenia, a potem i radości z karmienia i całej tej otoczki bycia mamą. 

Obojgu nie zrobię nic złego a Marcina nawet postaram się odesłać z powrotem na ziemię do żony żony i córki, ale z nimi nie wiąże mnie nic więcej. 

Znalezionego po kodzie genetycznym Marcina zobaczę już za kilka dni. 

Istnieje możliwość zwrócenia Ewelinie męża na stale. Lecz takie zagięcie czasoprzestrzeni jest groźne dla wszystkich, bo spowoduje, że wszystko, co wydarzyło się na świecie od tej chwili, może się nie wydarzyć, lub wydarzy zupełnie inaczej. Victoria może dokonać tego wszystkiego, lecz, czy los jednej, czy nawet kilku osób, wart jest takiego ryzyka. aby zmienić historię, która już się wydarzyła. I chociaż to mnie pośrednio dotyczy, to jestem temu przeciwna. 

Na dodatek oboje zarówno Ewelina, jak i Marcin, wprawdzie z różnych względów, ale z takim samym efektem końcowym, mogą nie odnaleźć się w ziemskiej rzeczywistości. Oboje przecież nie będą się starzeć. Ona, bo nie ma już duszy, on, bo tak naprawdę już nie żyje. 

Jedyne, co mogę dla nich zrobić, to ofiarować im całodniowe spotkanie, by mogli się pożegnać i by Ewelina mogła żyć nadal ze świadomością, że on na nią czeka. 

Uriel i Ariel, gdy im o swojej decyzji opowiedziałam, uznali, że zdecydowałam się na jedyne mądre w tej sytuacji rozwiązanie i, że są ze mnie dumni, bo mogą mi w każdej sytuacji zaufać. 

- Wierzycie we mnie bardziej niż ja sama. Obyście się nie mylili. Czy losy wszechświata w ręku jednej dziewczyny są bezpieczniejsze niż w rękach wielu doświadczonych mężczyzn. Przekonamy się niebawem.

Minęły dwa dni. W tym czasie mogłam myśleć tylko o jednym. Czy mój plan powiedzie się? 

- Przyprowadźcie Marcina. 

- Przemyślałaś to sobie? 

- Tak. Nie chcę już dłużej czekać, bo i tak niczego więcej nie wymyślę. 

Po godzinie byli już z powrotem. 

- Oczy Marcina mówiły wszystko. 

- To ty... - Przeciągnął tę krótką frazę, jakby chciał w niej zawrzeć całe swoje zdziwienie, niepokój i radość zarazem. 

- Niestety dla ciebie, nie jestem Eweliną. Kiedyś nią byłam. Zaraz zobaczysz, że nie oszukuję. Chodź ze mną i patrz. 

Podeszliśmy do lustra. 

Zastaliśmy jego żonę pomagającą Natalii w odrabianiu jakiejś pracy domowej. Już po kilku minutach zorientował się, że ta jej pomoc polegała tylko na patrzeniu nic niewidzącym wzrokiem w pustą ścianę. 

- Ona cierpi - domyślił się Marcin. 

- Tak, cierpi i musimy jej pomóc. 

Odsunęłam rękę od lustra.. 

- Jeszcze ją zobaczysz. - Powiedziałam mu na pocieszenie. 

- Kim ty jesteś? - spytał. 

- Kiedyś byłam nią. Teraz już nie. Tylko tyle mogę ci powiedzieć i to musi ci wystarczyć. 

- Dlaczego nie mówisz mi wszystkiego? 

- To skomplikowane. I uwierz mi, nie chcesz znać tej prawdy. 

- To dlatego, nie ucieszyłaś się na mój widok. 

- Ależ ucieszyłam się. Tylko nie w swoim, ale w imieniu twojej żony. Znalazłam się tutaj znacznie wcześniej niż się poznaliście, dlatego i ty mnie nie znasz, więc się nie dziw, że nic do ciebie nie czuję. 

- To dlaczego to robisz? 

- Ewelina jest załamana, dużo pije, nie opiekuje się waszą córeczką i za chwilę straci pracę. Ty będziesz miał szansę wrócić, jej wiarę w życie, by mogła przetrwać ten czas, który jej na ziemi pozostał. Trochę mi przecież zależy, bym w jej ciele nie cierpiała. Zauważyłam, że wszystko, co odczuwa ona i ja czuję. 

- Ale to nie jest znowu cała prawda, ani o tobie, ani o nas. - Domyślił się. 

- Masz rację. Nie jest. 

- Czy ona ciebie też zobaczy? - spytał jeszcze. 

- Nie. Jeśli zdołasz ją uspokoić i uwierzy, w twoje słowa. Inaczej, czego ja bardzo nie chcę, sama będę ją musiała uspokoić. 

- Zrobię wszystko, co chcesz. - Przyrzekł, nadal wpatrując się we mnie i próbując zrozumieć cokolwiek, z tego, co mu tłumaczyłam. Jest tutaj już parę lat i dopiero teraz przekonał się, że i po tej stronie życia, nie o wszystkim może się dowiedzieć. 

Po długim milczeniu spytał. 

- Kiedy to zrobimy? 

- Za chwilę. 

W windzie, dzięki mojemu kluczowi, tajemniczy przycisk poziom 0 zareagował natychmiast. Wyszliśmy. Podmuch świeżego powietrza orzeźwił mnie. Już nie pamiętałam prawie, jakie zapachy ma moje miasto. aby to sobie przypomnieć wdychałam je pełną piersią. Po raz pierwszy od lat poczułam też, jak drobne krople deszczu osiadają na mnie. Nostalgia wróciła. Dlaczego mnie tu nie ma. Dlaczego tutaj nie żyję. Rozkleiłam się zupełnie. I znowu łzy płynęły po moich policzkach, łącząc się w drobne stróżki z padającym coraz mocniejszym deszczem. Jak podoba mi się, że stoję tutaj zmoczona całkowicie i mogę patrzeć na prawdziwych ludzi i na prawdziwe życie. 

Jest mi ogromnie przykro, że tan stan potrwa tak niedługo i będę musiała stąd odejść, bo chociaż nadal ten świat istnieje dla mnie, to ja już nie istnieję dla tego świata. 

Czy będąc tutaj, robię to dla Eweliny, czy dla siebie? Czy to sprawiedliwe dla nas obu, że gdy ona tutaj cierpi, ja tam zaczynałam kwitnąć? Nie wiem też, czy teraz mam pędzić i patrzeć, o czym oni teraz rozmawiają. O czym ja mówiłabym do Marcina, gdybym nią była. Gdyby nie to, że właściwie, to ja podjęłam się tej misji, podglądanie samej siebie musiałabym uznać za niemoralne i nieetyczne. Jest jednak konieczne. 

Widzę, jak w saloniku stoi roztrzęsiona kobieta, która z całych sił opiera się o oparcie fotela, aby nie upaść. Obok niej stoi Marcin. 

- Nie wierzę, nie wierzę w cuda. - Szczypie się w rękę kobieta. - Kim ty do diabła jesteś? Mistyfikacją, czy moim urojeniem? A może jesteś tylko jakimś potwornym żartem zrobionym mi przez sprytnego specjalistę od efektów specjalnych. Zedrę ci tę maskę, by zobaczyć, co się pod nią kryje. 

- Zedrzyj i sprawdzaj. - Mówi Marcin przybliżając się do niej. A ona bije go mocno po całym ciele i drapie w policzki. 

- Nie chcę cię słyszeć i nie chcę cię słuchać. - Wykrzykuje kilka razy tę samą kwestię – Nie istniejesz już, lecz zjawiłeś się tutaj, jako kolejne moje przywidzenie, po upojeniu alkoholowym. 

- To ja. - Powtarza kilkakrotnie. - Masz rację nie żyję. Ale mogę przez cały dzień być z tobą. 

Takie wyjaśnienie powoduje, że Ewelina sięga po stojącą na stole prawie pełną butelkę wina i po chwili cała ta zwartość trafia do jej żołądka. Teraz, wystarcza kilka minut, by specyfik zadziałał a ona mogła bezładnie opaść na krzesło i kołysząc się na boki móc powtarzać. 

- To tylko emanacja twoich koszmarów Ewelinko. Już nic dobrego w tym życiu cię nie czeka. 

Uspokojona tymi swoimi wyjaśnieniami kobieta zasypia, chorym pijackim snem. 

- Co ja najlepszego zrobiłem. - Łapie się za głowę Marcin - Myślałem tylko o tym, jak Ewelinka ucieszy się, gdy mnie zobaczy. A stałem się jej koszmarem. Zanim teraz powróci do rzeczywistości, minie dużo czasu, a ja mam tylko jeden dzień, by mnie poznała i zrozumiała. 

Przesuwa drugie krzesło w pobliże krzesła żony. Siada i biorąc ją za bezwładną rękę, przytula ją do swojego ciała. Żona nie reaguje. 

Patrzę na tę sytuację niemniej przerażona, niż on. Też nie pomyślałam o szoku, jaki wywoła w niej nagłe pojawienie się Marcina. Czy też bym była taka słaba i nic by mnie nie przekonało do podjęcia próby zrozumienia tego niedającego się zrozumieć przeżycia. Oczywiście, że tak. Zawsze bałam się duchów, chociaż nigdy żadnego z nich nie widziałam, a co dopiero, gdybym zobaczyła coś tak niewyobrażalnego. Chyba bym się zsiusiała ze strachu. 

Ale dość już tych moich rozważań. Przecież nie po to tu jestem, aby tylko biadolić o niepowodzeniach mojej misji z Eweliną w tle. 

Nie zważając już na to, że widzi to Marcin, pojawiam się nagle przy nich i dotykam kobiety. 

Reaguje natychmiast. Przez chwilę budząc się z tego chorego snu, patrzy na mnie jak na swoje odbicie w lustrze. Po chwili jednak już wie, że się pomyliła. Mój dotyk jednak ją uspokaja. Mimo, iż czuję, jak chce zerwać się do biegu i uciec stąd, to wytrzymuje. 

- Dobrze, - pyta spokojnie - czym jesteś? 

Zaczynam opowiadać o jej pechowej trzynastce, o domówce u Damiana, łazience i odbiciu w lustrze. Już przy tych słowach wiem, że trafiłam a ona zaczyna mi wierzyć. O wszystkim tym nikomu nigdy nie opowiadała. Tę tajemnicę znała tylko ona, więc pyta, patrząc prosto w moje oczy i głaszcząc moją dłoń. 

- Jak możesz być mną? 

- Też tego nie wiem - tłumaczę jej krótko, by nie zapętlić się w obszerniejszych wyjaśnieniach. Po raz pierwszy w życiu sama sobie nie mówię wszystkiego. 

Dalej tłumaczyć już jej nie muszę. Ewelina rozgląda się szukając wzrokiem Marcina. Gdy go odnajduje, skinieniem głowy przywołuje go siebie. 

Odchodzę, zostawiając ich samych. Znikam z ich życia, które już nie jest moje. Zanim wyszłam, dostrzegłam jeszcze całującą się parę. 

Znowu spaceruję ulicami miasta, w którym tak wiele i niewiele zarazem przeżyłam. Nagle przypominam sobie, co powinnam jeszcze zrobić, nim będę musiała stąd odejść. Moi rodzice. Muszę koniecznie ich zobaczyć. Mogę pokazać się u nich jako ich córka, lecz tym razem, to ja mogę nie wytrzymać takiego spotkania. Staję się niewidoczna. Nie będzie łez radości, nie będzie wzajemnych uścisków, ale zajrzę do nich choćby na chwilę. 

Mama krząta się przy kuchni. Jest przecież pora obiadowa. Przez te osiem lat postarzała się znacznie. Pasma siwych włosów przecinają jej kruczoczarną fryzurę. Wyraźnie widzę, że zaniepokojona swoją córką, przestała dbać o swój wygląd. W pokoju, tato nakrywa na dwie osoby do stołu. Widocznie dzisiaj nie będzie u nich żadnych gości. Dokładnie układa sztućce i poprawia kwiaty, które dość opornie dają się umieszczać w wazonie według jego pomysłu. Uśmiecha się i nagle słyszę: 

- Wiem Ewelinko, że jest ci trudno żyć, ale nie uważam, byś mnie zawiodła. 

Znowu płaczę. Kochają mnie. Kochają ją, poprawiam się, Mimo wszystkiego, co się wydarzyło, ich córeczka może na nich zawsze liczyć. 

Odchodzę powoli. Tutaj na ziemi wszystko mnie roztraja i przygnębia. A najbardziej to, że nie mogę być tutaj. Na dobre i na złe. Szczęśliwa, czy zmartwiona. Dlaczego właśnie ja jestem tą niezwykłą, której trzeba było przerwać młodość, tylko po to, że to życie tutaj, dla wieczności nie liczy się zupełnie i ta wieczność robi z nami, wszystko, co tylko zechce. 

Już w windzie staram się przywrócić w sobie równowagę. Bo chociaż, tłumaczę sobie, że zbyt wcześnie i nie do końca zostałam zabrana od rodziny, to jednak teraz, już nie ja będę pisała swoją ziemską historię, tylko ona. 

Wreszcie jestem już w domu. Dotykam lustra. Marcin jest nadal z Eweliną. Natalii nie ma w domu. Pewnie jest u którejś z babć. Kobieta śmieje się serdecznie, on jest w nią wpatrzony. Odsuwam dłoń. 

Mogę teraz spokojnie zadbać o siebie. Myślę, że po powrocie moich panów, powinniśmy iść do jakiejś przytulnej knajpki, bym przy nastrojowej muzyce wróciła do swojej rzeczywistości. Nie chcę się ukrywać. Chcę trochę poszaleć, chcę zapomnieć o sobie. Chcę stać się małą Ewelinką, której nikt nie szuka. Ziemia mnie już nie chce, to niech całe Piekło mnie widzi. 

Po chwili, Mam już nową fryzurę, nowy makijaż i miniówkę z dekoltem do kolan. Wyglądam bosko. Jak to cudownie brzmi. Boska Bogini. Lubię takie powtórzenia, jeśli tylko dotyczą mnie. Czekam niecierpliwie, aby wreszcie wrócili. Są. 

- Marcin odtransportowany. - Melduje Uriel. - Czyżbyśmy gdzieś wychodzili? 

- Należy nam się. 

- Oj należy, należy. Wieki nie byłem na ziemi. Wieki nie widziałem prawdziwych ludzi. Wiesz co Ewelinko, tam nie jest teraz tak źle. I na dodatek prawie wszystko wygląda jak tutaj. Jedyne, czego tam nie mają, to wieczność. Ale kontynuację życia zapewniamy my. I tylko dlatego, jesteśmy jeszcze potrzebni. 

Nasz ulubiony klub z dobrą orkiestrą i towarzystwem, które nigdy nie wchodzi z nami w konflikty. Na naszym stoliku pojawia się zaraz wszystko, co lubimy. Obsługa zawsze trafia w gusty swoich stałych gości. Tym razem jednak było za mało deserów a za dużo drinków. Czyżby po ostatniej naszej wizycie doszli do wniosku, że właściwie przychodzimy tutaj tylko po to, aby się porządnie urżnąć. Ale pomylili się. Tym razem Azazel pałaszował ciastko z wiśniami, ja deser lodowy i tylko Uriel, wpatrzony w jakąś blondynkę w końcu sali prawie bezwiednie sączył alkohol. Gdy orkiestra zagrała jakiś romantyczny kawałek powiedziałam: 

- Idź do niej. 

Wziął swojego drinka w rękę i poszedł. 

Tymczasem do stolika stojącego naprzeciw nam przysiadł się starszy od nas mężczyzna w dżinsach i rozpiętej do połowy torsu koszuli. Na jego szyi wisiały niezliczone ilości złotych łańcuchów, takie same ilości miał zapięte wokół obu nadgarstków. To wszystko świadczyło o dwóch rzeczach: po pierwsze ma bardzo puste wnętrze a po drugie, nie grzeszy dobrym gustem. 

Gdy na niego spojrzałam, podniósł się na chwilę i zapraszającym gestem wskazał miejsce obok siebie. 

- Idę. - Powiedziałam Azazelowi. - Ale pozwolę ci podsłuchiwać. 

- Jestem Victor, syn Lucyfera - powiedział podając mi swoją dłoń. 

- Jestem Ewelina, córka swojej matki. 

- Chciałbym cię bliżej poznać. - Wystartował bezceremonialnie. 

- To przysunę się bliżej ciebie, jeśli niedowidzisz. 

- Bystra jesteś. 

- A ty? 

- Za mną stoją wieki doświadczeń. 

- Oj, to jesteś pewnie mumią po botoksie. 

- Jesteś bezczelna. 

- Nie spostrzegawcza. 

- Zatańczymy? 

- Tak. 

Grali właśnie gorące diabelskie tango. Prowadził dobrze, lecz chociaż na sam koniec otrzymaliśmy ogromne brawa od wszystkich siedzących przy stolikach, to czułam, że wprawdzie cały taniec wykonaliśmy wzorowo, to jednak przy braku chemii między nami, nie zrobiliśmy nic więcej. 

Podziękował mi i odprowadził mnie do Azazela. 

- Jeszcze się zobaczymy. - Ni to poprosił ni to stwierdził. 

Zanim zdążyłam usiąść, Azazel wziął mnie mocno za rękę i pociągnął za sobą. 

- Wychodzimy. 

Gdy tylko weszliśmy do domu, rzucił mnie na łóżko. Przez chwilę, bez ruchu leżałam na brzuchu ssąc swoją dłoń. On błyskawicznie zrzucił z siebie wszystko, co krepowało jego ruchy. Położył się lekko na mnie i zaczął całować. Moje ciało zaczęło budzić się. Po całym pomieszczeniu zaczęły rozchodzić się różne zapachy, zależne od miejsca którego dotykał. Gryzłam się z rozkoszy w nadgarstek. Jego smak zmieniał się także w miarę zaciskania na nim moich zębów. 

Chwilę później odwrócił mnie i gdy leżałam już na wznak, szybkimi ruchami zdarł ze mnie sukienkę 

- Mogę? - spytał patrząc wyżej. 

- Tak. 

- Mogę? - spytał patrząc niżej 

- Tak. 

Jego język zaczął błądzić po moim ciele. I w końcu cała sypialnia napełniła się moim krzykiem 

Gdy wychodziliśmy spytał cicho: 

- Pomożesz nam. 

- Tak. Powiedziałam ściskając mocniej jego dłoń. - Przecież obiecałam. 

Wróciliśmy. Nikt chyba nie zauważył naszego braku. Nad ranem szliśmy już do domu i tylko muzyka grała jeszcze w naszych uszach. 

Po tej imprezie całą naszą trójkę obgarnęło słodkie lenistwo. Przez kilka dni nie wychodziliśmy nigdzie. Ja podglądałam czasem, jak ziemska Ewelina z totalnej apatii wpada teraz w totalny entuzjazm nadrabiając stracony czas. Nic nie było teraz dla niej za trudne i za ciężkie. W czasie któregoś z tych moich seansów, Uriel, który patrzył razem ze mną powiedział nagle: 

- Jej córka też nie ma także duszy. 

- Dusze tworzą się tak jak embriony z dwóch połówek. Pojedyncza połówka duszy, którą przekazał jej Marcin nie wystarczyła. Dlatego tak jak o jej mamę, tak i o nią śmierć się nie upomni, bo nie ma jej co zabrać. Gdy Natalia osiągnie wiek o dokładnej liczbie dni twojego ziemskiego życia i ona także przestanie się starzeć. 

- Czyli, że będę musiała kiedyś zabrać stamtąd obie. 

- Niestety nie. Tutaj nigdy już nie zamieszkają.

Gdy Irmina wróciła do Bartka, coś w niej jednak pękło. Zaczęła z troską przyglądać się ich związkowi i zauważyła, że zamiast odczuwać wszechogarniającą ją miłość, o której kiedyś tak bardzo marzyła, doświadczała tylko lekkiego uczucia litości a to przecież jest tak mało nawet dla miłości ziemskiej, a dla miłości wiecznej jest niczym. W końcu Bartek, który zaczął zauważać zmiany w jej zachowaniu zapytał ją kiedyś: 

- Kochasz mnie?. 

Odpowiedziała krótko. 

- Nie. 

- To co teraz z nami będzie? - Spytał ze smutkiem. 

- Możemy tak trwać. 

- Ale to nie ma sensu. 

- Nie ma.- Po czym smutno patrząc mu w oczy powiedziała: 

- Ty także mnie nie kochasz. Zastępuję tylko twoje wspomnienia o żonie, więc, gdy mnie obejmujesz ramionami, to ona wtula się w ciebie. 

- Masz rację, to co mam zrobić? 

- Wiesz że życzę ci jak najlepiej, dlatego proszę, daj sobie szansę i spojrzyj w taflę Jeziora Zapomnienia. Pozwól sobie zacząć cieszyć się wiecznością.


  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×