Przejdź do komentarzyRozdział 2. 30 synów lejtnanta Szmidta /8
Autor
Gatunekobyczajowe
Formaproza
Data dodania2021-09-13
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń727

- To, że odkrył tę tajemnicę panu, to jeszcze nic. Płakał tak strasznie i ciężko przeżywał wcale nie z tego powodu. Z pewnością czuł, że cały ten sekret opowiecie właśnie komuś takiemu jak ja. A to dla biednego Prużyńskiego murowana strata. Do tego czasu, aż opuści więzienie, Koriejko będzie mógł się pocieszać jedynie nędznym porzekadłem *Bieda to nie hańba*.


Ostap zdjął swoją letnią furażerkę i, pomachawszy nią w powietrzu, zapytał:


- Czy ja mam siwe włosy?


Bałaganow wciągnął brzuch, rozstawił czubki swoich butów na szerokość kolby karabinu i jak przykładny szeregowy wrzasnął:


- Nic a nic, ob..atelu p.łko.niku!

- A to znaczy, że będą! Przed nami wielkie bitwy. Pan też osiwieje, Bałaganow.


Drugi syn lejtenanta Szmidta ni z tego, ni z owego zachichotał:


- Że jak mówiliście? Że sam przyniesie swoją kasę na złotej tacy z niebieską obwódką?

- Mnie tak ją przyniesie. Wy dostaniecie na małym spodeczku.

- A co z tym Rio de Janeiro? Też chcę nosić białe portki.

- To tylko kruche jak kryształ marzenie mego dzieciństwa, - surowo odparł Wielki Kombinator, - i łapy przy sobie. Skup się pan na robocie. Ma pan przekazać swoich ludzi do mojej dyspozycji. Grupy operacyjne muszą dotrzeć do Czarnomorska w jak najkrótszym czasie. Jeśli chodzi o ubiór, obowiązkowe nie rzucające się w oczy barwy ochronne. I trąb pan już na wymarsz! Dowódcą całej tej parady będę ja!




ROZDZIAŁ 3.   BENZYNA  WASZA  -  LECZ  IDEE  NASZE



Zanim Panikowskij naruszył konwencję, przenikając do cudzego rejonu eksploatacyjnego, rok wcześniej w niewielkim Arbatowie pojawiło się pierwsze auto. Ojcem miejskiej komunikacji samochodowej był kierowca o nazwisku Adam Koźlewicz. Do niezwykłego jak na tamte czasy kółka kierownicy zaprowadziło go twarde postanowienie radykalnej zmiany w osobistym życiu. Przedtem było ono więcej niż grzeszne. Na swoim sumieniu miał nieustanne kolizje z prawem karnym Rosyjskiej Sowieckiej Federacji Socjalistycznych Republik, konkretnie z artykułem 162. dotyczącym cichej kradzieży cudzego mienia z włamaniem.


Artykuł ten ma mnóstwo podpunktów, jednak naszemu grzesznikowi, Adamowi Koźlewiczowi, całkowicie obcy był ten pierwszy, czyli podpunkt *a* (kradzież bez użycia środków technicznych), gdyż było to dla niego zbyt prymitywne. Podpunkt *d*, przewidujący karę pozbawienia wolności do lat 5, również w ogóle mu nie pasował. Nie lubił siedzieć w więzieniu. A ponieważ od małego ciągnęło go do techniki, z całego serca poświęcił się punktowi *c* (skryta kradzież cudzego mienia z użyciem środków technicznych jednokrotna lub wielokrotna samemu lub w zmowie z innymi osobami na dworcach kolejowych, na przystaniach, na parostatkach, w pociągu i w hotelach).


Niestety, chłop wcale nie miał szczęścia. Przyłapywano go zawsze: i kiedy stosował swoje ulubione środki i narzędzia techniczne, i także wówczas, kiedy obchodził się bez niczego. Aresztowano go i na dworcach, i na przystani, i na parowcach, i w hotelu. W wagonach również. Łapano go nawet wtedy, gdy pełen rozpaczy zaczął kraść to cudze mienie w zmowie z innymi.



  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×