Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2021-10-31 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 613 |
I, nie zwracając już więcej uwagi na obu mlecznych braci, pogrążył się w uważnej obserwacji ostatniego kęsa swojego kotletu. Obejrzawszy go skrupulatnie z każdej strony, a nawet powąchawszy na pożegnanie, skierował go do ust, wypiął pierś, strzepnął z marynarki okruchy i powoli podszedł do innego urzędnika, który stał przy wejściu na swój oddział.
- I co słychać? - zapytał go, rozejrzawszy się dookoła. - Jak samopoczucie?
- Nawet się pan nie pytaj, towarzyszu Bomze, - odparł ten i, również się rozejrzawszy, dodał: - Panie, co to za życie? Nie ma żadnej przestrzeni dla indywidualności. Wciąż jedno i to samo, pięciolatka w cztery lata, pięciolatka w trzy lata.
- Tak, właśnie tak. - zaszeptał Bomze, - Toż to jakiś koszmar! Jestem z panem całkowicie zgodny. Właśnie tak: żadnej przestrzeni dla indywidualności, żadnych impulsów, żadnych osobistych perspektyw. Nawet żona, pan rozumie, zwykła kura domowa, a i ta mówi, że nie ma żadnej stymulacji, żadnych prywatnych perspektyw.
Ciężko westchnąwszy, Bomze ruszył na spotkanie drugiemu koledze.
- I jak? - spytał, już na wstępie smutnie się uśmiechając, - Jak nastrój?
- A ja dopiero co rano wróciłem z delegacji. Miałem szczęście zobaczyć kołchoz. Coś wspaniałego. Toż to potężna przetwórnia zboża! Nie wyobraża sobie pan, gołąbeczku, czym jest pięciolatka, czym wola kolektywu!
- Ależ to dokładnie kropka w kropkę to samo, co przed chwilą mówiłem! - z gorączką w głosie zawołał Bomze. - Właśnie ta wola kolektywu! Pięciolatka w cztery lata, a nawet w trzy! Oto impuls, który... Pan dla przykładu weźmie chociażby moją żonę. Zwykła gospodyni domowa, a i ta oddaje hołd należny industrializacji. Do diaska! Toż na naszych oczach wyrasta nowe całkiem życie!
Odszedłszy na bok, z entuzjazmem pokręcił głową. Już po chwili trzymał za mankiet nieśmiałego i łagodnego Borisoglebskiego i mówił:
- Pan ma rację, ja myślę to samo. Po kiego czorta budować jakieś kolejne magnitogorski*), sowchozy, wszelkie kombajny, kiedy ludzie nie mają własnego prywatnego życia, kiedy zdławiono wszelką indywidualność?!
Minutę później jego głuchy baryton dobiegał już z antresoli schodów piętro niżej:
- Toż dopiero co o tym samym mówiłem z towarzyszem Borisoglebskim. Na co to użalać się i wiecznie płakać nad indywidualnością, nad życiem osobistym, kiedy na naszych oczach rosną wielkie przetwórnie zboża, kolejne magnitogorski, wszelkiej maści kombajny, betoniarnie, kiedy kolektyw...
W ten sposób w ciągu całej przerwy śniadaniowej Bomze, który uwielbiał duchowy kontakt z ludźmi, zdążył sobie pogadać z całym tuzinem swoich kolegów z pracy. Treść każdej jego pogawędki można było precyzyjnie określić, patrząc tylko na sam wyraz jego twarzy, na której ponura gorycz z powodu utraty indywidualności natychmiast przechodziła w jasny uśmiech entuzjazmu - i vice versa. Jakie by jednak nie były emocje, które targały jego duszą, jego oblicze nigdy nie traciło rysu wrodzonej szlachetności, dlatego wszyscy - począwszy od powściągliwych panów z komitetu partii w ich miejscu pracy i kończąc na politycznie niedojrzałym Kukuszkindzie - absolutnie wszyscy uważali Bomze`go za uczciwego, porządnego i, co najważniejsze, pryncypialnego człowieka. Zresztą także on sam tak właśnie o sobie myślał.
Nowy dzwonek, wieszczący koniec śniadania, z powrotem zapędził biuralistów do ich numerów. Praca została wznowiona.
1931
.......................................................................................
*) Magnitogorsk - spore miasto przemysłowe nad rzeką Ural na granicy Europy i Azji; jego boom to lata 1928-32; dzisiaj Magnitogorsk jest wielkości /plus minus/ naszej Gdyni, która w podobnym czasie z podobnej lichej wioseczki wysiłkiem całego społeczeństwa wyrosła do rozmiarów, znanych nam obecnie; takich jak Magnitogorsk miast przemysłowych w tamtym czasie zbudowano całe dziesiątki - tak w europejskiej części Rosji, jak w głębokiej Syberii, w Turkmenii czy w innym Kazachstanie