Autor | |
Gatunek | publicystyka i reportaż |
Forma | artykuł / esej |
Data dodania | 2022-01-09 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 777 |
DOMOWA KATASTROFA
Niewiele zdarzeń niesie ze sobą taki poziom dramatyzmu jak domowe katastrofy dla osób nimi doświadczonych. Nasza cywilizacja zdemoralizowała nas do głębi, uczyniła leniwymi i wygodnymi. Tu taka czy inna wyznawana religia niewiele ma do powiedzenia na temat tego rodzaju nagłych wyzwań. Modlitwa tu nie działa, nie pomaga, co najwyżej praktykowanie różnorakich postów może pomóc znieść te dolegliwości w sposób mniej bolesny. Z godnością, pozwalając unieść się ponad skłonnościami do histeryzowania.
Woda, prąd, gaz. Wyeliminowanie jednego z tych mediów wywraca nasze życie na nice. Ze spokojem do tych tragedii mogą odnieść się posiadacze domków, ale już dla mieszkańców bloków brak tego czy tamtego medium to prawdziwe dup! cywilizacyjne. Jako mieszkaniec bloku doświadczyłem w ostatnim czasie kilkakrotnie takiego cywilizacyjnego resetu. Z pominięciem prądu – ale, jak to mówią, jeszcze najciekawsze przed nami.
Jakżeby mogło być inaczej? Zawsze zdarza się to w środku tygodnia, albo tuż przed świętami, nigdy zaś przed urlopem, który zamierzałem przeleniuchować, czyli mając dość czasu i przestrzeni na zmierzenie się ze skutkami katastrofy. Efekt? – histeria, nerwowość współdomowników i pustka w głowie, gdy poszukiwałem patentów na poradzenie sobie, stawienie problemowi czoła. Teraz już wiem, że jestem z tą sytuacją z reguły sam na sam – choć raz wsparła mnie córka.
Rok 2021 doświadczył mnie pod tym względem kilkakrotnie. Zaczęło się od gazu. A raczej od wygodnictwa panów gazowników. Przyszli skontrolować stan instalacji w czasie, gdy nikogo z dorosłych nie było i zastali tylko mą niepełnoletnią córkę, przy jej obecności dokonali kontroli, tej zaś konkluzje natychmiast wprowadzili w życie. Wracam wieczorem do domu i co mnie czeka? Mamy odcięty gaz, bo się ulatnia przy liczniku ( zmienianym rok czy dwa lata temu) – po ich stronie! Raz, że jakoś nie zadziałały te tłoczone dzieciom od przedszkola reguły: bez obecności rodziców nie wpuszczamy ŻADNYCH obcych do domu. Dwa: że oni nie widzieli nic zdrożnego w tym co robią. Trzy: wyciek jest po stronie operatora, czyli gazowni, więc przy obecności dorosłego temat jest załatwiony jeszcze tego samego wieczora. Detale są takie a nie inne, więc tu akurat finanse nie grają – dla mnie – roli. Katastrofa – nie ma gazu, więc nie ma ciepłej wody i nie ugotuje sobie nawet wody na kawę. Panowie fachowcy są na tyle mili, że zostawiają telefon kontaktowy do autoryzowanego konserwatora. Jest już głęboki wieczór, pan konserwator nawet jest chętny, ale z żalem wyjaśnia, że to nie jego działka, tylko gazowni. Używam gazu na swoją odpowiedzialność, a następnego wieczora, po powrocie z pracy, wzywam patrol z gazowni. Panowie melancholijnie naprawiają zaniedbanie swego kolegi, zmieniacza liczników. Ale czemu panowie kontrolerzy od razu nie powiadomili pogotowia gazowego wiedząc, że w domu jest tylko dziecko? Aż tak cywilizacja mnie nie spaczyła – nie boję się mycia w zimnej wodzie, ciepłych posiłków spożywać nie muszę. Dla mnie nie ma tragedii, dla domowników owszem, no i jest dopiero wrzesień. Poziom nerwowości w domu niewielki.
Kolejne uderzenie następuje w ostatnim tygodniu października. Pierwsze objawy to: leje się z kranu w kuchni. Mam akurat II zmianę, więc rano się wysypiam, a potem szybko do tyrki, czasu/ przestrzeni manewrowej mało. Gary zawsze można umyć w wannie, ograniczyć ich zużycie – kolejną herbatę ( bleee!) pić w tym samym kubku. Mój plan jest taki, że sobotę mam wolną i to będzie czas na zadziałanie w tym kierunku. Gdyby ktoś z domowników kupił taki kran na wymianę, to ja między 10.00 a 11.00 bym go wymienił, by o 11.10 wyruszyć na autobus. Nie? – to czekam do soboty. Kiedy w sobotę kran już wymieniony – nikt nie poinformował mnie o tej diagnozie – córka mówi, że to nie kran stanowi problem i prezentuje mi dziarską dziurę w rurze w pionie, ale, niestety, już po naszej stronie wodomierza. To musiało zadziać się czas jakiś temu, ale akurat tuż przed tym weekendem ( w poniedziałek 1 listopada) nastąpiła kulminacja. Piątek wieczorem ( jeszcze jestem w pracy, dość daleko od domu, niezmotoryzowany, więc komunikacja miejska) leje się już grubo – sąsiedzi dwa piętra w dół zalani. Jesteśmy ubezpieczeni od takich wydarzeń, ale to niewiele uspokaja nastroje w domu. Sobota przed 1 listopada. Hydraulicy albo piją albo szykują się do odległych wyjazdów na groby i będą gotowi we wtorek przed południem. Trzy dni bez bieżącej wody. Po prostu bajkowo. Pan, który czas jakiś temu wykonywał nam remont kuchni po prostu wykorzystał akurat do wykonania przyłącza kawałki rur pozyskane ze starej instalacji. A w epoce późnego Gomułki wykonujący te instalacje korzystali z nowych rur, czy też brali odzyskane? Poprosimy Bogusia Wołoszańskiego, może on to wyjaśni. Bezsilność, bezradność. Chcielibyście być wtedy w mojej głowie? W mojej sytuacji? Całe szczęście córka znała pana, który, mimo kontekstu, podszedł do tego jako do wyzwania i podołał, choć kosztem umiarkowanego rozdupczenia ściany w kuchni, przywracając nam dostęp do wody bieżącej. I w sobotę wieczorem: ufff, woda z kranu leje się, bez lęku o sąsiadów poniżej.
W razie gdyby podstawowe narzędzia, konopie, taśmy teflonowe, kilka kształtek plus umiejętność ich wykorzystania mam. Ale tego rodzaju wydarzenia to zawsze „radosne” niespodzianki są. Na całe szczęście to instalacje wykonane w metalu, a nie w tych ładnych plastikach, więc tego rodzaju amatorska – moja – interwencja jest możliwa, choć nie zawsze wykonalna.
Już tak na dowidzenia z 2021, i to moja ewidentnie jest sprawka. Może za bardzo się z tym rokiem żegnałem, może trzeba było poprosić, żeby jeszcze z nami został… To żegnanie zaowocowało porażeniem błędnika – poza radością ogólną – a siłę miałem berserkową, i w kulminacji siłowaniem się z sedesem. On na krótko przegrał, zaś w dłuższej perspektywie przegrałem ja. Leje się, a jak z takich miejsc się leje, to już pozostaje zapisać się do PiS albo PSL. W perspektywie jest pokerowe święto, jest tuż po nowym roku, więc większość sklepów oferujących tego rodzaju produkty właśnie ma inwentaryzację i otworzy się 10 stycznia. Naprawiłbym skutki swych radości, ale tu nie ma tego detalu, tam tamtego, a zaczynając grzebanie w temacie okazuje się, że tego jeszcze brak, tamtego. No i to, że to blok. Siurnąć można tu i tam, w jakimś osiedlowym zakamarku, ale wyganianie szczura gdy na trawnikach leży śnieg to wyzwanie dla twardziaków. NAWET PREPERSI NIE TRENUJĄ SRANIA MIĘDZY BLOKAMI, tylko gdzieś w zaroślach. Próbowaliście kiedyś stanąć przed takim wyzwaniem: mieszkacie w bloku, ale kibel u was nie działa? Co wtedy? Jestem tuż przed wzięciem tego problemu w nawias, dwa detale przede mną, ale właściwie to zwalczyłem tą katastrofę. Ufff. O jak to czyni życie ciekawym!
Kto się do takich dramatów przyzna? A one doświadczeniem są milionów Polaków. O jakie jest wygodne mieszkanie w bloku – często to słyszę. Ale posiadacz domku może postawić klocka w ogródku, a ja, mieszkaniec bloku…? Co zrobić w razie takiej katastrofy? Czasem pomagają więzi społeczne, znajomi, rodzina. Wiec pójdę na kupę/ prysznic dwa bloki dalej. Albo pojadę taksówką dwa osiedla dalej. Mieszkamy w bloku? – o, jaka to wygoda. A wystarczy z tego pakietu wyjąć jeden klocek.
Hahaha, mieszkam w domku i nie mam kłopotliwie uciążliwych sąsiadów, potrafię zaoszczędzić na tym i owym, ale jak nastąpi dup w dostawie prądu to… I tu nie pomoże własna inwencja i wsparcie fachowca.
Jest tuz po nowym roku i w mediach widzę: wymieniliśmy kopciucha na gazielsca, a tu dup i ceny gazu poszybowały. Miało być fajnie, a przy stosunku od tyłu znowu jesteśmy z przodu. No cóż, mieszkam w bloku – moim rówieśniku zresztą – późny Gomułka – i któregoś dnia znów mogę spodziewać się kolejnej katastrofy. To nie hartuje. Że takie rzeczy przetrwałem, to… Nie, w bloku ma być wygodnie: wchodzę, śpię i wychodzę. Ale tak nie jest.
Są modlitwy w intencji dobrze działającej instalacji? Są modlitwy w intencji: zachowaj nas, Panie, od awarii? Działają?
oceny: bezbłędne / znakomite
W Polsce to ponad 2 miliony kobiet - i 20% polskich rodzin
oceny: bezbłędne / znakomite