Przejdź do komentarzyCafe UFO
Tekst 114 z 255 ze zbioru: Arcydzieło
Autor
Gatunekfantasy / SF
Formaproza
Data dodania2022-02-28
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń674

Ominęły mnie wojny. Tam siedząc na tym odosobnieniu. Wojan o Karniblihal, i wojna o San Sebastian. No, wreszcie, wypuścili mnie. Na razie na korytarz. Rozejrzałem się. Ni pies ni wydra, galopował ujadając. Ale we wrota trafił i już się kurde nie podniósł z onego łoża. Tylko ślipami łypał.

Dostałem zatyczki do uszu. TAkie oryginalne, z Hongkongu. Pół mydła, jadłospis, a ręcznik z umywalni nosił już moje imię. Wchodzę do swojej nowej sypialni, a tu za sąsiada ksiądz. Nie siedział przecież w koloratce. Normalnie, jak ja, w nowej pidżamie. Ale się przedstawiłem, że jestem Józek. On na to - proszę się do mnie zwracać Księże dobrodzieju. Teraz wiadomo że ksiądz.

Napryskałem trochę wodą z mydłem, żeby się uchronić od stwora. A bo to wiadomo, ż którego on jest Loch Ness?

  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×