Autor | |
Gatunek | fantasy / SF |
Forma | proza |
Data dodania | 2022-03-02 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 685 |
W moim pobliżu gniazdo se miał jeszcze jeden gość, który zwrócił moją uwagę. Leżał w płaszczu w kratkę, na głowie cyklistówka. Miał ze sto lat, albo i więcej. Chyba że mniej, lecz tak się skurczył że tak wyglądał. Spod łóżka wyzierała czerń ogromnej walizy. Obciągnął płótno prześcieradła, jak się zorientował, że się zainteresowałem jego siedliskiem. Usiadł, ziewnął. I wstał. Łypnął wzrokiem. Czasami w łypnięciu nic nie ma, a czasami jest. W tym jego łypnięciu coś było. Widzenie czegoś, co miało nadejść. Lecz nie tak oczywistego jak coca cola zamóiona w Mc. Donaldsie. Coś bardziej tajemniczego.
Byli my już na korytarzu. Szedłem se w towarzystwie księdza, bo mi wiadomo, że ksiądz to jest prestiż i pokazywać się w jego bliskości to jest wskazane, jakby luna z niego spływała na ciebie, a na tylu oryginałów ktoś musiał być przecież katolikiem. Za nami dreptał gość w cyklistówce. Połączyła nas nić porozumienia. A może nieporozumienia. Nie wiem.
Na ścianach wisiały obrazy. Żaden ze mnie rzeczoznawca, ale od razu poznałem że to było namalowane przez tych, co nigdy nie umieli malować. I nagle się odnaleźli w etym świecie, bo nic innego nie mieli do roboty. W świecie sztuki. Kaczki jakieś, mgły, lisi pysk, to wszytstko se wisiało na ścianach. Brzęczała jarzeniówka. Niejeden by zapalił papierosa. Do parkingu była droga daleka, a my mieli iść przecież na terapeutum. Więc tylko oblizywali się i odwracali wzrokiem. Mnie się nie chciało palić. Nawet ciekawy byłem owego Salcesona.
Posadzka błyszczała się wyczyszczona. Skręcili my korytarzem w prawo. I drzwi odemkły się.
oceny: bezbłędne / znakomite
Kiedyś w zamierzchłych Prapoczątkach tego nie było, to i z mety żeś wiedział, kto zacz, a kto wcale ;(