Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2022-11-18 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 507 |
Już nie wiedziałam, czy będę w stanie dziś napisać ten wpis. Cała ta sprawa z rakietami dość blisko mojej miejscowości trochę mnie wystraszyła. Doszedł też problem, o którym przeczytacie niżej. Aczkolwiek wczoraj był Międzynarodowy Dzień Wcześniaka i to mi poprawiło trochę nastrój. W sumie to i tak do opowiadania mam głównie sprawę z poniedziałku. Sama nie wiem czy postąpiłam wtedy właściwie. No, ale to już sami ocenicie.
Poniedziałek, Czternasty listopada.
To, że zjawiam się w szkole sporo przed czasem, jest dla mnie normą ze względu na pracę mojej matki. Również to, że pani Kasia czeka na mnie na parkingu, jest całkowicie naturalne. Niby ten szkolny poranek zaczął się dla mnie tak jak każdy inny. Przed szkołą czekała na mnie nauczycielka wspomagająca z parasolem. Wzrok miała jednak taki sam jak w dniu, w którym oznajmiała mi, że będę rozmawiać z wychowawcą. Aż mnie zmroziło. Chciałam zapytać, o co chodzi, lecz moja sztuczna przebojowość utknęła mi w gardle i nie mogła się wydostać. Szłam więc przy nauczycielce posłusznie. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że nie idziemy w stronę naszej stałej sali lekcyjnej. Dopiero kiedy stanęłyśmy przed drzwiami gabinetu dyrektora, poczułam uporczywe zawroty głowy. Czyżby Mariolka doniosła o ognisku?! Przecież wczoraj Tomek napisał na messengerze, że dzisiaj pójdzie załatwić tę sprawę z samego rana. Czy już był? A jeśli był to, dlaczego wzywają też mnie?
Tak, był. Właśnie wyszedł z gabinetu i stanął przede mną. Wyglądał na wyczerpanego i zrezygnowanego. Chyba chciał położyć mi rękę na ramieniu, ale pod wpływem wzroku pani Kasi cofnął rękę w połowie gestu. Nie było czasu na moją reakcję, bo właśnie zostałam zaproszona do gabinetu. Kiwnęłam jedynie przepraszająco głową. Mam nadzieje, że zrozumiał.
Gabinet dyrektora jest długi, wąski. Włożony szarą wykładziną i pomalowany na taki sam kolor co ta pseudo rehabilitacyjna salka w tej budzie. Czemu wtedy myślałam o takich pierdołach?
Dyrektor Kwiatkowski gestem ręki zaprosił mnie, żebym usiadła. No pięknie, krzesło nieoparte o ścianę, nie ma to jak kolejny powód do stresowania się! Dopiero gdy pani Kasia wyszła, zajął swoje miejsce po drugiej stronie biurka.
Czemu czuję się jak główna bohaterka książki „Magda.doc”? Tam tytułowa bohaterka też miała trudną rozmowę z władzami szkoły, tyle że u niej chodziło o nastoletnią ciążę.
- Widziałaś jak pan Kalisz wychodził, więc chyba wiesz, na jaki temat będziemy rozmawiać, prawda?
- Tak. - ledwo dałam radę się odezwać. – Tyle że ja nie mam nic do dodania. Pan Kalisz powiedział prawdę.
- Rozumiem cię. To nie tak, że ja wam nie wierzę. Po prostu muszę was mieć na oku, chyba rozumiesz?
- Jeśli mam być szczera to niezbyt. Gdybyśmy mieli coś do ukrycia, to raczej nie przyszlibyśmy do pana, żeby się za przeproszeniem wystawić na pierwszy ogień.
Dyrektor zdecydowanie poczerwieniał na twarzy.
- Panno Piotrowicz, zaczynam myśleć nad obniżeniem twojej oceny z zachowania na jeszcze niższą. Nie będzie to dla ciebie najlepsza decyzja. W dodatku oceny masz mocno przeciętne, żeby nie powiedzieć — kiepskie. Poza tym nie zapominaj, że uderzyłaś uczennicę...
- Za przeproszeniem nie uderzyłam, tylko rzuciłam w nią piórnikiem. I to miękkim.
- Mniejsza z tym, zaatakowałaś uczennicę...
- Pana córkę... - Na wszystkich bogów greckich! Sama nie wiem czemu, ale dalej go prowokowałam! Czasami myślę, że mam rozdwojenie jaźni i są dwie Niny. Jedna to odważny i zarozumiały tygrys, druga to przestraszone kociątko. Tylko która jest prawdziwa?
- Mniejsza z tym! Najgorsze jest właśnie to, że nie wykazujesz żadnej skruchy! Nie przeprosiłaś nawet Dagmary! Jeśli ta sprawa z romansem potwierdzi się albo wywiniesz kolejny numer, to pomyślę o wydaleniu cię ze szkoły! Orzeczenie o niepełnosprawności nie uratuje cię przed wszystkim. Na razie nie masz zajęć z Kaliszem w tej szkole. Do odwołania!
- Nie może pan! - Mój głos stał się płaczliwy i łzy były już gotowe na popłynięcie po policzkach.
- Ależ mogę! To i tak łagodna kara. Pewnie niczym nie różnisz się od swojej matki! Najgorsza nauczycielka w całej szkole!
- Ale pan Maciołek mówił... - Nie wiem czemu zebrało mi się na bronienie matki. Dyrektor jednak przerwał mi w pół słowa.
- Pan Maciołek? Ha, dobre sobie! To kolejny gość z jej haremu. Aż dziwne, że taka lodówka jak Nowakowska miała aż takie grono adoratorów! Nauczycielką też nie jest świetną, gdyby nie braki kadrowe to nawet by nie przeszła rozmowy kwalifikacyjnej! - W tej chwili zamilkł sam z siebie. Chyba zrozumiał, że powiedział za dużo. Nie obchodziło mnie to jednak. Wstałam i ruszyłam ku wyjściu, pomimo że bałam się iść. Nie wiem, czy to ze strachu, emocji czy z nieuwagi, ale kula pośliznęła mi się i upadłam na ziemię w połowie drogi ku wyjściu. Z hukiem. Poczułam ból w okolicach brody, a następnie ciepło. Dyrektor zbladł z przerażenia, kazał mi się nie ruszać i szybko gdzieś pobiegł. Wrócił ze szkolną pielęgniarką i panią Kasią. Obie zaprowadziły mnie do gabinetu tej pierwszej. Dopiero tam zeszła ze mnie adrenalina i doszło do mnie, że rozwaliłam sobie brodę. Obie panie chciały mnie przekonać, abym wróciła dziś do domu. Jednak uparłam się, żeby zostać w szkole. I tak już miałam przewalone u rodziców. Po rozmowie u Kwiatkowskiego pewnie czeka mnie jeszcze wymowniejsza cisza niż dotychczas, więc nigdzie mi się nie śpieszyło. Do końca pierwszej lekcji zostałam w gabinecie pielęgniarki. Dla pewności.
Drugą lekcją było wychowanie fizyczne. Teoretycznie powinnam mieć rehabilitację, ale z wiadomego powodu tylko Daga tam się udała. Dobrze, że pani Kasia gdzieś wyszła. Mogłam sobie spokojnie popłakać w pustej sali lekcyjnej. Odczytałam też wiadomość, którą napisał mi Tomek podczas pierwszej godziny lekcyjnej. Przeprosił za to, że pogorszył sprawę. Napisał też, żebym przez ten tydzień nie przyjeżdżała również na rehabilitację pozaszkolną. Musi sobie to wszystko poukładać w głowie. To tylko wzmogło mój atak płaczu. Aż dziwne, że jako tako uspokoiłam się do trzeciej lekcji. Na przerwach natomiast dalej sobie popłakiwałam. Pani Kasia chyba udawała, że tego nie widzi.
Natomiast Dagmara wręcz upajała się moim stanem. Na początku myślałam, że tylko mi się wydaje i mam już majaki od tego ryczenia. Jednak panna Kwiatkowska sama dała mi dowód na to, że to nie była moja nadinterpretacja. Podeszła do mnie na długiej przerwie. Miałam na głowie kaptur na tyle szeroki, by zakrył moją opuchniętą twarz. W takich chwilach żałuję, że nie umiem się malować.
- Co to za mina Ninuś? Czyżby twój kochanek cię zostawił? Pewnie jeszcze cię pobił za to, że wszystko się wydało, co nie? Był chociaż pożegnalny seks po ognisku? - Cała klasa wybuchła gromkim rechotem. Czemu oni wszyscy nie są na korytarzu?!
Chyba musiałam mieć sztylety w oczach, bo gdy na nią spojrzałam to wszyscy zamarli.
- Biedulko, dokonujesz projekcji. Sama nigdy nie doświadczysz seksu, więc wmawiasz wszystkim, że puszczają się po kątach. Dla twojej wiadomości: Do niczego między mną a Tomkiem nie doszło. Ani wtedy, ani kiedykolwiek indziej. Tomek sam powiedział twojemu tatusiowi o plotkach. I następnym razem niech twoi sługusi lepiej się pilnują, gdy kogoś szpiegują, bo tym razem Mariolce nie wyszło. A kto mnie pobił? Hmm. Twój tatuś, można to tak nazwać! - Nie wiem skąd, po takich napadach płaczu było u mnie tyle hardości, ale powiedziałam, co myślałam. Dagmara była aż purpurowa ze złości. Założyłam jednak słuchawki na uszy, miałam już gdzieś regulamin szkolny.
Czwartek, siedemnasty listopada.
Siedziałam sobie dzisiaj w pokoju po kolejnym ataku płaczu. Od poniedziałku moje całe dnie to jedno wielkie ryczenie. Jedynie w szkole się powstrzymuję, by Daga i jej zgraja mnie nie zaatakowały swoim głupim gadaniem. Kiedy usłyszałam pukanie do drzwi, nieźle się zdziwiłam. Od tygodni nikt do mnie nie pukał. Szybko otarłam łzy z policzków.
- Proszę! - Drzwi się otworzyły i stanęła w nich Patrycja!
- Biedulko, strasznie dziś wyglądasz! Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Wcześniaka, wcześniaku! - W dwóch susach znalazła się obok i uściskała mnie mocno. Chyba tego potrzebowałam, bo poczułam się troszkę lepiej.
- To od Tomka. - Kiedy już mnie wyściskała, wręczyła mi czekoladę.
- Od Tomka...?
- Tak. Przemyślał całą sprawę. Chce żebyś wróciła na zajęcia. Pogada z tobą o wszystkim osobiście. Ma zamiar też udowodnić dyrektorowi, że nie macie romansu.
- Czy ma to w ogóle sens? Zresztą nie wiem, czy tata zechce mnie wozić na rehabilitację po tym wszystkim...
- Ma, ma! Byleby tylko się z tego nie wycofał. Czasami mojemu mężowi brakuje odwagi cywilnej, ale i tak go kocham. Ja już muszę lecieć, bo zaraz mi się przerwa kończy. A jeśli twój tata nie zechce cię wozić, to zawsze możesz zadzwonić po mnie. Ostatnio mam dużo wolnego, więc mogę robić za taksówkę. No i nie smuć się, pa! - Potargała mi włosy i już jej nie było.
Po chwili uświadomiłam sobie, że czuję się lepiej. Było mi już troszkę lżej. Wpatrywałam się w czekoladę z wdzięcznością, jakby mnie uratowała. Prawdziwa czekolada nadziei.
I tym pozytywnym akcentem kończymy na dziś.
Trzymajcie się!