Autor | |
Gatunek | poezja |
Forma | wiersz biały |
Data dodania | 2024-04-16 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 215 |
zdarza mi się rozmawiać przez internet (cenzuralnie
i przeważnie o poezji) z pewną panią. atrakcyjna i dojrzała,
niestety — fanatycznie religijna. nie, żebym od razu
chciał fantazjować o niej, skórze, łóżku, ale...
matko jedyna, aż spotwarnia ją w moich oczach
ta kosmiczna krzyżowatość. nie mógłbym sobie
wyobrazić nic, nawet jednej niegrzecznej sekundy.
z wyglądu jest całkiem, całkiem, ale w ustach
— chropowaty wałek, obracane językiem nuty
wyjątkowo zgranych melodii. kobieta-jeż obrośnięta
mentalnymi kolcami, a każdy w kształcie brodacza
przybitego do dwóch belek.
tak sobie myślę, że gdybyśmy byli jedynymi ocaleńcami
z katastrofy wycieczkowca, dodryfowali do bezludnej
wyspy — resztę życia spędzilibyśmy w czystości,
zamknięci w osobnych wymiarach.
stałyby między nami trzy zmyślone postaci.
kuriozum tego typu: chłodna noc, ogniska rozpalone
na przeciwległych krańcach plaży. i Duch, Ojciec, Syn
straszący przy księżycowym świetle.
wydaje mi się, że gdybyśmy jakimś cudem wychynęli
za bariery, spróbowali się pocałować — stałaby się
tragedia na naszej Unlove Island: wałek z nabitymi kołkami
w ustach kobiety zacząłby kręcić się w przeciwną stronę
niż zwykle, wirować szybciej i szybciej, aż, zanim
zdołałbym zareagować, lub choćby krzyknąć
— roztarłby biedaczkę od środka.
sekunda — i miałbym pod stopami
kupkę wilgotnego proszku.
oceny: bezbłędne / znakomite