Autor | |
Gatunek | horror / thriller |
Forma | proza |
Data dodania | 2024-04-17 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 240 |
Marcin był zadowolony ze swojej pracy jako specjalista wsparcia audytu finansowego dla klienta niemieckiego w wielkiej korporacji. Lubił swoją pracę, swoich kolegów i swojego szefa. Był sumienny, kompetentny i lojalny. Dlatego, gdy dostał propozycję wyjazdu na delegację do Frankfurtu, by pracować na miejscu z niemieckim zespołem, który na co dzień wspierał z Polski, nie mógł odmówić. Była to dla niego szansa na zdobycie nowego doświadczenia, poznania nowych ludzi i zwiedzenia innego kraju.
Marcin spakował swoją walizkę, zabrał laptopa i dokumenty i udał się na lotnisko. Po kilku godzinach podróży dotarł do Frankfurtu, gdzie został odebrany przez jednego z niemieckich kolegów, który przedstawił się jako Hans. Hans był miły i uprzejmy, zaprowadził Marcina do hotelu, a następnie do biura, gdzie Marcin miał pracować przez następne dwa tygodnie. Tam Marcin poznał resztę niemieckiego zespołu, który składał się z pięciu osób: dwóch mężczyzn i trzech kobiet. Wszyscy byli mili i profesjonalni, przywitali Marcina serdecznie i zapewnili, że będzie się czuł jak w domu.
Marcin szybko zaadaptował się do nowego środowiska pracy. Wykonywał podobne zadania co w Polsce, ale w innym języku i z innymi procedurami. Nie miał problemów z komunikacją, ponieważ znał dobrze niemiecki i angielski. Współpracował z niemieckim zespołem, który okazał się być kompetentny i pomocny. Marcin czuł się doceniany i szanowany. Po pracy chodził z nimi na piwo, do restauracji lub na zwiedzanie miasta. Poznał wiele ciekawych miejsc i ludzi. Był szczęśliwy i zadowolony.
Po paru dniach Marcin postanowił połączyć się na wideo ze swoim zespołem z Polski, by zapytać, jak się mają, co u nich słychać i czy potrzebują jego pomocy. Wszedł do sali konferencyjnej, w której był duży ekran i kamera. Zalogował się na swoje konto i zadzwonił do swoich kolegów z Warszawy. Na ekranie pojawiły się twarze jego polskich kolegów, którzy uśmiechnęli się na jego widok. Marcin też się uśmiechnął i powiedział:
- Cześć, chłopaki! Jak tam leci? Tęskniłem za wami!
Wtedy zapadła konsternacja w biurze. Wszyscy niemieccy pracownicy, którzy byli w pobliżu, zamarli w bezruchu i zwrócili swoje spojrzenia na Marcina. Ich twarze wyrażały zdziwienie, oburzenie i gniew. Marcin nie rozumiał, co się dzieje. Zapytał:
- Co jest? Co się stało?
Wtedy jeden z niemieckich kolegów, który był najbliżej niego, podszedł do niego i powiedział zimnym głosem:
- Marcin, co ty robisz? Wiesz, że jest to zakazane?
- Co jest zakazane? - nie rozumiał Marcin.
- Mówić po polsku! - wykrzyknął niemiecki kolega. - To jest niemiecka firma, niemiecki klient, niemiecki zespół. Tutaj mówimy tylko po niemiecku lub po angielsku. Mówienie po polsku jest naruszeniem zasad i musi być ukarane!
- Ukarane? - zdumiał się Marcin. - Za co? Za to, że rozmawiam ze swoimi kolegami z Polski? To jest absurd!
- Nie, to jest regulamin! - powiedział niemiecki kolega. - I musisz się do niego stosować. Inaczej poniesiesz konsekwencje!
Wtedy inni niemieccy pracownicy, którzy byli w sali lub w sąsiednich pomieszczeniach, wstali i zbliżyli się do Marcina. Zdejmowali paski, wypinali kable z monitorów, wyciągali jakieś bicze z szafek. Marcin zobaczył, że mają w oczach dziką determinację i złość. Zdał sobie sprawę, że ma zostać wymierzona kara cielesna. Przerażony, krzyknął:
- Co wy robicie? Odstąpcie ode mnie! To jest chore!
Na ekranie polscy koledzy Marcina też byli przerażeni i zszokowani. Nie mogli uwierzyć, co widzą. Próbowali coś powiedzieć, ale nikt ich nie słuchał. Nagle niemiecki kolega, który był najbliżej Marcina, uderzył go paskiem w twarz. Marcin jęknął z bólu i upadł na podłogę. Wtedy reszta niemieckich kolegów rzuciła się na niego i zaczęła go bić, kopać i szarpać. Marcin krzyczał, błagał i próbował się bronić, ale było ich za dużo. Był bezsilny i przerażony.
Tak zaczął się koszmar Marcina, który miał być jego wymarzoną delegacją.
Po kilku minutach okrutnego pobicia, niemieccy pracownicy przestali bić Marcina i odeszli od niego. Marcin leżał na podłodze, cały we krwi, siniakach i ranach. Nie mógł się ruszyć ani mówić. Był przytomny, ale w szoku. Nie wiedział, co się stało, dlaczego go tak potraktowali, co zrobią z nim dalej. Czuł się jak w koszmarze, z którego nie mógł się obudzić.
Na ekranie polscy koledzy Marcina nadal byli połączeni i widzieli całą scenę. Byli przerażeni i zrozpaczeni. Nie mogli nic zrobić, by mu pomóc. Próbowali zadzwonić na policję, na ambulans, na konsulat, na szefa, na kogoś, kto by się tym zajął. Ale nikt nie odbierał lub nie rozumiał, co się dzieje. Czuli się bezradni i winni.
Wtedy do sali konferencyjnej wszedł Hans, ten, który odebrał Marcina z lotniska i zaprowadził do biura. Był ubrany w garnitur i miał w ręku teczkę. Na jego twarzy nie było żadnego wyrazu. Podszedł do Marcina i zapytał:
- Marcin, jak się czujesz?
Marcin nie odpowiedział. Nie miał siły ani ochoty rozmawiać z tym człowiekiem, który był jego kolegą, a teraz stał się jego oprawcą.
- Słuchaj, Marcin - kontynuował Hans. - Przepraszam za to, co się stało. To nie było osobiste. To była tylko kara za złamanie zasad. Wiesz, że w tej firmie mamy bardzo wysokie standardy i oczekiwania. Nie możemy sobie pozwolić na żadne odstępstwa od nich. To jest dla dobra firmy, klienta i nas wszystkich.
- Dość! - krzyknął Marcin. - Nie mów mi, że to było dla mojego dobra! To było barbarzyństwo! To było znęcanie się! To było bezprawie! Nie macie prawa mnie tak traktować! Nie macie prawa nikogo tak traktować! To jest niezgodne z prawem, z moralnością, z ludzkością!
- Spokojnie, Marcin - powiedział Hans. - Nie podniecaj się tak. To tylko kwestia kultury. W Niemczech mamy inny sposób pracy i życia niż w Polsce. Mamy inny system wartości i norm. To, co dla ciebie jest barbarzyństwem, dla nas jest dyscypliną. To, co dla ciebie jest znęcaniem się, dla nas jest motywacją. To, co dla ciebie jest bezprawiem, dla nas jest porządkiem. Musisz to zrozumieć i zaakceptować, jeśli chcesz pracować z nami.
- Nie, nie muszę! - zaprotestował Marcin. - Nie chcę pracować z wami! Nie chcę pracować w tej firmie! Nie chcę być w tym kraju! Chcę wrócić do Polski! Chcę wrócić do domu!
- Niestety, Marcin - powiedział Hans. - Nie możesz wrócić do Polski. Nie możesz wrócić do domu. Nie możesz odejść z tej firmy. Nie możesz odejść z tego zespołu. Jesteś tu na zawsze. Jesteś nasz.
- Co? - zdumiał się Marcin. - Co ty mówisz? O czym ty mówisz? Jak to na zawsze? Jak to jestem wasz?
- Nie wiedziałeś? - zapytał Hans. - Nie powiedzieli ci? Nie czytałeś umowy, którą podpisałeś? Nie zauważyłeś małego druczku na dole strony?
- Jakiego małego druczku? - zapytał Marcin.
- Tego, który mówi, że zgadzasz się na przeniesienie do Niemiec na stałe, na rezygnację z polskiego obywatelstwa, na poddanie się niemieckiemu prawu i kulturze, na oddanie swojej wolności i godności, na stanie się własnością firmy i klienta, na podporządkowanie się niemieckiemu zespołowi, na akceptację kary cielesnej za każde wykroczenie, na zrzeczenie się wszelkich praw i roszczeń, na zapomnienie o swoim życiu, rodzinie i przyjaciołach w Polsce, na zrezygnowanie z mówienia po polsku i używania tylko niemieckiego lub angielskiego, na zgodę na wszelkie eksperymenty, badania i modyfikacje, które firma i klient będą chcieli na tobie przeprowadzić, na zgodę na śmierć, jeśli firma i klient tak zdecydują. Tego małego druczku.
- To nieprawda! - krzyknął Marcin. - To niemożliwe! To absurd! To oszustwo! To pułapka! To nie jest umowa! To jest niewolnictwo!
- Nie, Marcin - powiedział Hans. - To jest biznes. I ty jesteś częścią niego. I nie masz wyboru. I nie masz ucieczki. I nie masz nadziei.
Wtedy Hans się uśmiechnął i powiedział:
- Witamy w Niemczech, Marcin. Witamy w piekle.