Przejdź do komentarzyWłóczykinierzy
Tekst 255 z 255 ze zbioru: Mioklonie
Autor
Gatunekpoezja
Formawiersz biały
Data dodania2024-08-19
Poprawność językowa
- brak ocen -
Poziom literacki
- brak ocen -
Wyświetleń102

żal patrzeć, szmulą się tacy całymi garściami, 

sami straciwszy rozeznanie, gdzie i dokąd.  

jak raz się wyruszy na poniewieruchę  

– nie ma zmiłuj,  

trzeba dostrzępić się do końca,  

wydrążyć aż po najciaśniejsze zakamarki.


i tak tłuką drewniejące kości, samozwańczy konsyliarze  

Rady Nieistniejącej, odważnikowie o sercach jak  

postronki i głowach niczym szkiery, 

którym najlepiej wychodzi gramolenie się na szalkę,  

by zeskakiwać cymbałami w dół,  

na złamanie krzyża.


krąży gorzki żart o tych spariasowańcach, że 

mają niedorosłe dusze, więc po śmierci przyjdzie im  

przeczekiwać wieczność w niebiańskim powiecie  

dla zmarłych niemowląt i poronionych płodów 

(bo gdzież wpuścić takich pomiędzy poważne zbawiuchy?!).


przegnać ich na czternaście i pół wiatru? dołączyć? 

– zastanawiam się chwileńkę, dobrze znając odpowiedź.

układam plan wędrówki, żłobię linijki w powietrzu. 

może uda mi się przewrócić Znak,  

wiecie, ten wszechdrogowy zakaz wjazdu,  

który, gdy tylko się go minie – ożywa i bije  

`przestępców` swoją tarczą, natychmiast schyla się


– i robi bęęęę! –  prosto w głowy, czy dachy samochodów.

pomocuję się z Prawem, postaram się złamać Mu kark. 

wiem, nie będzie łatwo,  

zaryzykuję więcej, niż dużo.


a potem, o ile uda mi się przeżyć, usiądę  

w pierwszej lepszej knajpce i, aby wybić  

klina klinem, zamówię małą tragedię.  

w szkle, z palemką. na miejscu.


  Spis treści zbioru
Komentarze (0)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
brak komentarzy
© 2010-2016 by Creative Media
×