Autor | |
Gatunek | publicystyka i reportaż |
Forma | artykuł / esej |
Data dodania | 2024-08-24 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 149 |
TYLKO DWOJE?
No i znowu mamy show. Wybory w USA. I to jak nam je sprzedają. Tak narracja momentami się sypie, ale kto to zauważa? Oficjalnie Donald i Kamala – dla nas, bo dla mieszkańców USA niekoniecznie jest tak samo.
Liberalny ściek, czyli „Angora”, przy okazji zaprezentowała wyniki wyborcze od 1976 do dziś, oczywiście prezentując dwóch kandydatów.
1976. Carter ( 50,1 %) kontra Ford ( 48%). Czyli 1,9 % gdzieś się zapodziało.
1980. Reagan ( 50,8 %) kontra Carter ( 41 %). Tu zapodziało się 8,2 %.
1984. Reagan ( 58,8 %) kontra Mondale ( 41%). Tym razem wszystko wydaje się być w porządku jeśli chodzi o to co do nas gadają.
1988. Bush ( 53,4 %) kontra Dukakis ( 45,7 %). Brakuje do rachunku tylko jakieś duperelki.
1992. I tu jest bomba. Clinton ( 43 %) kontra Bush ( 37,5 %). Brakuje 19,5 %.
1996. Clinton ( 49,2 %)) kontra Dole ( 40,7 %). Brakuje 10,1 %.
2000. Bush ( 47,9 %) kontra Gore ( 48,4 %). 3 procent z górką to tyle co nic.
2004. Bush ( 50,7 %) kontra Kerry ( 48, 3 %). Błąd statystyczny?
2008. Obama ( 52,92 %) kontra McCain ( 45,66 %). Brakuje tylko trochę.
2012. Obama ( 51,06 %) kontra Romney ( 47,21 %). Tylko niecałe 2%.
2016, Trump ( 46,09 %) kontra Clintonowa ( 48,18 %). Tu brakuje prawie 5%.
2020. Biden ( 51,31 %) kontra Trump ( 46,85 %). Niby się domyka ten bilans.
Czytając to zestawienie zastanowienie budzi ta ginąca gdzieś w otchłani liczba głosów. Nie dostali ich ci dwaj, tylko ktoś inny. Startowali tylko ci dwaj?
Mnie tu się na szybko przypominają 2 nazwiska: Ralph Nyder i Ross Perrot. Kilkakrotnie kandydowali i dlatego mi się zapamiętali.
Lata 1980, 2016 to czas, gdy ktoś brał głosy dla się zarazem dając poczucie straty tym, którzy spodziewali się te głosy mieć.
Tąpnięcie systemu nastąpiło w 1992. Co piąty głos – 19,5 % - był oddany na kogoś trzeciego. To wtedy wygrał Clinton.
Gdzie giną te malutkie procenciki? Bo jak startuje ktoś charyzmatyczny to od razu widać to po wynikach: nagle brakuje do zbilansowania kilku procent. Media nas krzywdzą ta niewiedzą, bo może nadejść taka chwila, że na tym tronie zasiądzie ktoś z drugiej ławki. Perrot albo ten brodaty. Czy polskie służby wiedzą co taki brodacz, albo Jill sobą reprezentują i czego można się po nich spodziewać? Gdyby wygrali.
To nam powiedzieli, że Kennedy rezygnuje. Zostało ich pięcioro, dwie facetki, trzech misiów. Wizerunkowo najlepiej, najciekawiej wypada ten brodacz. Zagłosowałby pan na kobietę? – Tak, na Jill. Bo jakoś kandydat libertarian mnie raczej odstręcza.
Ale to jakoś to sięganie pamięcią wstecz jest krótkie. Może to jakoś mi się jakoś pomerdało pamięciowo, ale rok 1886 kiedy startował kandydat Zakonu Rycerzy Pracy. Wśród jego postulatów było to, by obywatele tego państwa mogli bić dalej srebrne dolarówki we własnym zakresie, co wolno było dotąd robić, a czego pewne środowiska chciały zakazać. Nie wygrał, nie dostał się, i odtąd nie wolno było dozwolić obywatelom państwa produkować pieniądze uznawane przez wszystkich, przez państwo i banki. Bo banki są lekko ponad państwem. Ale dotąd obywatele USA mogli, a odtąd nie.
Taka demokracja.
oceny: bezbłędne / znakomite