Autor | |
Gatunek | poezja |
Forma | wiersz / poemat |
Data dodania | 2012-07-21 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 1984 |
Demony wychodzą z poczerniałej krypty ciemności,
Stare dęby chylą grzbiety ku nicości.
Księżyc wypala swym światłem oczy,
Wicher z jękiem w otchłań kroczy.
Prowadzą dusze przez pustynie marności.
Jak pył pustyni w zwiewną piramidę,
Mogił swych kryją trupiość i ohydę.
Jak zimny wiatr na zgniłych stawu trzcinach,
Idą, jak pogrzeb w błotnych nizinach.
Rozpoczynają duchową zagładę.
Demony wrzeszczą, wciągają mnie do swego królestwa,
W którym dusze planują kolejne morderstwa.
Dziewięć kręgów, Lucyfer w najgłębszym,
Tkwi w lodzi, z głosem od dzwonu silniejszym.
Dusze wykrzykują bluźnierstwa.
Przekraczam wrota piekła, zapalam czerwień zorzy,
Nędzny Brutus pokłon Mu złoży.
Czuję śmierć pożerająca,
Śmierć wszystkim wokół mnie kierującą.
Blask wulkanu kres istnieniu położy.
Władco otchłani, zacień moją duszę!
Mój umysł i ciało przechodzą katusze.
Gorycz twą i ciepło czuję coraz bliżej,
Spraw, błagam, abym była wyżej.
W pogoń za prawdą zaraz wyruszę.
Zjednoczyłam z Nim swoje ciało,
Takiej męki żadne istnienie nie widziało.
Dotykam granic mroku,
Dłonie są narządem mego wzroku.
Istnienie tak strasznie bolało.