Autor | |
Gatunek | fantasy / SF |
Forma | proza |
Data dodania | 2012-08-19 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 2923 |
Musicie wybaczyć, ale co pewien czas przedstawię wam jakąś ciekawą myśl na temat ludzi, wypowiadaną przez osoby pracujące bezpośrednio dla samego Szefa. Często je tu notuję, słysząc ich rozmowy i komentarze. Ciekawe jest to, co o nas myślą. Nie uwierzycie, ale jeśli kiedykolwiek dłubaliście w nosie, czy wkładaliście rękę w majtki, zawsze ktoś to może obejrzeć ponownie, niczym powtórkę ciekawej akcji w meczu piłkarskim, a później pokazywać innym współpracownikom. Wciąż dziwią się, czemu jedne obrzydliwe rzeczy czyniliśmy bez skrupułów publicznie, a inne w ukryciu i tajemnicy przed resztą, choć robiliśmy je wszyscy w ten sam sposób. Każdy z nas ma swoje małe grzeszki i tajemnice…
Niejako tłumacząc formę i sposób prowadzenia tej opowieści, muszę przedstawić się jako osobnik potencjalnie zagrożony za życia szaleństwem. Chyba do końca bytu było ze mną wszystko w porządku, bo dokonałem rzeczy wielkiej (patrząc wyłącznie na skalę działania), choć mam świadomość, że wariat sam nie jest w stanie określić, kiedy już postradał zmysły. Byłem zagrożony chorobą psychiczną dużo bardziej niż przeciętny człowiek. Otóż moja mama w wyniku bliżej nie zdiagnozowanych zmian w mózgu otruła się tabletkami dwa dni po moich piątych urodzinach. Ze strony ojca zaś dziadek był niezdrowy na umyśle i całkiem możliwie, że ojciec też nie był do końca normalny. Zresztą będziecie mieli możliwość ocenienia go sami, bo poświęcę mu dużo miejsca w tej książce. Mieć pomysły na opowieści fantastyczne nie może mieć osobnik trzeźwo stąpający po ziemi, a raczej ktoś, kto żyje w świecie własnych fantazji, urojeń, obaw i marzeń. I tu można dopatrzeć się w pewnym sensie wariactwa, lecz trzeba przyznać, że tato umiał tego swojego „świra” spożytkować w dobrym kierunku, bo nieszkodliwym. Ja, choć zagrożony obłędem, obdarzony nieprzeciętnym logicznym rozumowaniem, spożytkowałem go w najtragiczniejszy z możliwych sposobów – stworzyłem coś, co zabiło całą ludzką populację. Byłem specem od wykrywania trucizn do tego stopnia, że opracowałem toksynę najbardziej śmiercionośną i jadowitą ze wszystkich dotychczasowych. Jedno jest pewne – obaj byliśmy mistrzami w swoim fachu.
Gdy dorosłem i zostałem pracownikiem naukowym, naprawdę zdałem sobie sprawę jakie niebezpieczeństwo czeka moją potencjalną rodzinę. Przecież istniało olbrzymie ryzyko, że jeśli nie ja, to na pewno moje dzieci zwariują. Tak nas natura stworzyła, że geny przeskakiwały na kolejne pokolenia niczym pchły na pieski. Skupiając się na zagrożeniach genetycznych, nie doczekałem się potomstwa. Ciągle miałem obawy o zdrowie psychiczne moich dzieci i z miłości do nienarodzonych i niespłodzonych potomków, po prostu nie dążyłem do ich narodzin…
To tylko takie moje małe tłumaczenie, refleksja umarlaka. Teraz przedstawię wam troszkę mój życiorys i fakty z nim związane, mające wpływ na moje zachowanie w późniejszym życiu. Oceniajcie mnie, ale dopiero po zamknięciu ostatniej strony tej historii…
oceny: bezbłędne / znakomite
Może tylko zmieniłabym zdanie "Teraz przedstawię wam troszkę mój życiorys i fakty z nim związane".
"Troszkę" raczej zbędne. Fakty związane z życiorysem - nie jestem pewna, bo życiorys to opis życia, a więc faktów. Fakty z życia, ale nie z życiorysu.
Proponowałabym ewentualnie "Teraz przedstawię wam krótko mój życiorys i opiszę parę ... (najważniejszych czy też innych) faktów".
Albo jeszcze inaczej. :)