Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2013-02-12 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 2674 |
Errata 1
Mówią, że bawię się w piewcę pokolenia i że w zwykłych słowach szukam ukrytych sensów i ukrytych złudzeń. Mówią, że nawet moje pokolenie nie dało mi żadnej szansy na głębsze zastanowienie, co mogą przynieść ze sobą te wszystkie, ciśnięte na kartki, znaki. To nie róg fortuny, mówią, to zwykłe wydarzenie. Ale wciąż wyduszają ze mnie to, co ukrywałem, odbierają sensy słowom najzwyklejszym. Nawet i tym, które przez niedbałość o ich wzajemne relacje i zwykłe lenistwo zaledwie zamieniłem w jakąś metaforę.
A ja, bardzo solidnie wytarty złudzeniami jestem wszak jedynie kolejnym numerem w poczekalni. W poczekalni po bilet do piekła własnej duszy.
1
Zgarniam pył z tamtej zapisanej, chociaż dzisiaj zagubionej planety. Zabłądziłem, skupiając się nad rzęsą by uwolnić ją od natrętnej łzy, kiedy nie cieszyło nic, a w wyuczonych uśmiechach pusto jak w kieszeniach. Zgarniałem sumiennie pył z zapomnianej planety i układałem ponoć pod powieką kawałeczek szczęścia.
W poczekalni do kolejnego mitu były kłamstwa, obrazy i światy. Wszystkie wewnętrzne i dawno już zatarte okiem Boga. Dzieciństwo przypominał tylko obraz twojej gwiazdy, ale nie starczyło mi czasu na zebranie całego kurzu.
2
Mogłabyś już nie kłamać. Poczekaj, ja znam twoją twarz. W poczekalni, tuż za następnym kątem, tkwi ukryty wyraz pogardy. Znam twoja twarz, która ma mnie za nic, chociaż jestem do niej bardzo podobny, niemal taki sam. W naszej najzgrabniejszej mowie dotyk warg przestał być najważniejszym stwórcą. Teraz jego rolę perfekcyjnie grają krocza. I tylko krocza.
Mogłabyś już nie kłamać i nie być aż tak górnolotna w swoich pianiach ulotnych.
Znam teraz wszystkie oszustwa, znam wszelakie wykręty. Żadne z naszych kroczy nie przeleci ponad czasem lecz już wkrótce obumrze razem z imieniem.
Zapomniałem jak masz na imię ty, twarzy z naprzeciwka, z mojego lusterka, zbitego na szczęście.
3
Czekałem i widziałem. Podobno dziś na rynku ktoś ściął mojego anioła stróża. A przecież on tylko czekał, tak samo bezbolesny jak ostrze, które pozbawiło go łączności z tułowiem. Bez przemówień.
I na zawsze.
4
Poczekaj chwilę i popatrz jak pięknie zmieniam kolory. A kiedy już doczekam absolutnego dostosowania się do otoczenia być może wreszcie pojmę sens tego bezowocnego oczekiwania. To będzie wielki dzień. Lecz dzisiaj już niemalże zauważam, ( prawie od niechcenia ), iż całe tło jest oceanem innych kameleonów. One także co świt zmieniają kolory i o pełnych godzinach, niezwykle sumiennie , wyrywają szczecinę własnego zdania.
Wejdź i zobacz jak się dzisiaj krótko skrzy pośród nich wszystkich tęcza !
5
No i w końcu mnie dopadła ! Ta pustka, którą starałem się wypełnić uśmiechem. Czarny bełkot wydarzeń, stek bzdur. Moją normalną reakcją było zapchanie wszystkich dziur, którymi mogłaby wejść. Ale jednak weszła, ta brzydka i niedouczona przyspieszaczka agonii, w dodatku kompletnie odgryzając się od powszedniości i pępowiny następnego dnia.
Czekałem na to, że się jej nie uda. Wszak w moim doskonałym milczeniu od dawna już mieszkały wszystkie upokorzenia, które zagłaskały na śmierć nieobecność życzliwości i dobroci. Ale ona marzyła o nienawiści i wyła. Wyła aż do pęknięcia gardła ! Pozostawiła mi tylko pustkę, bacznie czuwającą nad każdym ścierwem – nawet nad tym moim.
Drwiłem z niego teraz prawie niemym uśmiechem.
6
Czekam tu na biel, biel jaśniejszą od popiołu. Biel ze smugi zwęglonych cieni. Biel, która będzie umiała przeprosić mnie za to właśnie życie. Biel niczym cząstka ziemi, wyrazicielka niechęci do barw i przyszłości świetlanych. Czekam na tą biel, mogącą jarzyć się w czerni paleniska i głośno określającą żal i smutek po utraconych kolorach.
Biel nie potrafi spojrzeć w górę, gdzie toczą boje na chmurach obojętni bogowie i wszędobylski wiatr potrafi przeganiać całe armie. Biel nie odróżnia słońca od potwora o końskiej głowie, który nadął pysk śmiercią. Biel nie potrafi ugasić czerwieni, by dymy pierzastych grzybni przysłoniły nieboskłon chociaż na chwilę. Biel nie rozlicza upadłych i umiejących powstać błękitów. Biel już wie, że tutaj, na dole, mrówki toczą swój nędzny żywot, zagryzając się za byle co.
Biel natomiast umie wydrzeć życiu grzech przygotowania na grzech, jak czek z krwawej dłoni. Czek, jak zwykle, bez pokrycia.
7
Nie żałuję już niczego w tej poczekalni, ale ostatnio przeprosiłem bielsze życie za wszystko.
Trochę mi teraz głupio. I już sam nie wiem dlaczego.
8
Poczekalnia jest zupełnie pusta. Chmury przed poczekalnią w ogniu. Pewnego dnia nastanie tu furkot każdej dziewicy i czas na jej krocze, przyszyte i przeżyte bez prawa do żadnego ładu i porządku.
Poczekalnia jest już pusta, a twarde i skaliste powłoki na ciałach odchodzących stąd władców potrafią tylko zmącić panującą tu jeszcze ciszę, mącić bezbarwne absurdy i ogłosić spokojne sny embrionów.
Poczekalnia jest, a huragany i najgłębsze rzeki rodzą teraz ogniste popioły.
9
Jak tu teraz pięknie. Krzyk zamknięty w niebycie, poszukiwanie wszystkich zbędnych znaczeń w przestrzeniach pamięci. Wszystko zaklęte w formy i już nie zna wypaczeń, dobrych chęci i pozorów. Nawet zabłądzenie przeprasza poczekalnię za każdy, najmniejszy nawet grzech.
Jak tu teraz pięknie, jak w niebycie. Na zewnątrz tylko deszcz, który znika tuż za zakrętem albo zbudowaną w myślach woalką. Deszcz – ostatni wykręt przed tym, co może się przyśnić.
I gdyby ktoś, bez przerwy zapewniając mnie o dozgonnej przyjaźni, nie zajmował się tylko burzeniem tego porządku rzeczy sam dotulił bym już ciało do ciała.
10
Poczekam do samego końca na ostatnie zakamarki duszy, te ostoje gigantów i głupich łez, które zawsze gdzieś zalęgną się w tekście. Już zrozumiałem, że zachłanność marszandów nikogo tu nie wzruszy.
Aż do pierwszego, poważnego zachrypnięcia.
oceny: do przyjęcia / przeciętne