Autor | |
Gatunek | przygodowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2013-11-18 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 2716 |
Wszedłem do środka. Uderzyło we mnie ciepło, zapach potu, alkoholu i papierosów. Byłem już pod takim wpływem, że moje nogi uginały się pod ciężarem sytuacji z dzisiejszego wieczoru. Jedynym wyzwaniem było ominięcie wszystkich przeszkód, które napotkam na swojej drodze. Odwróciłem głowę, zamknąłem drzwi i w tej samej chwili wytrąciłem barmanowi tacę z browarami. Jakimś cudem przewróciły się tylko dwa, lecz nie wnikałem w to. Cel był inny. W jednym momencie o mało co nie wpadłem na wijącą się w ekstazie lesbijkę w rudych włosach i piegach na całej twarzy. Całą siłą woli skierowałem się w kierunku toalety. Czułem, że coś chcę się uwolnić z mojego żołądka pod dość dużym ciśnieniem. Nie ważne co, ważny był czas. Aby mnie jeszcze bardziej pogrążyć w kolejce stały trzy osoby. Miałem problem z dokładną matematyką, dwoiły i troiły się głowy uczestników. Mój poziom upojenia zezwalał na maksymalnie jedną osobę w kolejce. Jednak lekko kiwając się stałem dzielnie. Po chwili podszedł do mnie wysoki facet wyglądający na informatyka po trzydziestce.
- Miszczu, zajmij mi tutaj kolejkę, bo nam się tam wódka grzeje, kumasz?
- Ta, jasne – to dziwne, że czasami dwa słowa potrafią tak zmęczyć człowieka.
Odszedł z rękami w górze wykrzykując na całe gardło słowa pieśni patriotycznej. A ja dalej stałem dzielnie, jakby od tego zależało powodzenie sprawy wagi państwowej.
Ze skupienia wyrwała mnie Mała Czarna. Zbliżała się w kierunku kolejki oglądając się delikatnie na lewo i prawo. Wtedy poczułem, jaki ten los potrafi być bezczelny, przysyłając mi takie piękne stworzenie teraz, w tym stanie. Co dziwne, zauważyłem, że na cały pub jest tylko jedna toaleta. Próbując zachować wszystkie normy dotyczące bezstresowego stania w kolejce do toalety publicznej, czekałem. I wszystko zmierzało już w zajebiście dobrym kierunku, bo właśnie w kolejce zostały tylko dwie osoby. Tymczasem tylko Mała Czarna nie chciała współpracować. Przystanęła i zaczęła spoglądać lekko wstydliwie w moją stronę. „Tylko nie teraz, błagam dziewczyno, nie dość, że Cię obrzygam, to jeszcze wyprodukuję Ci taki uraz w psychice tym wszystkim co powiem, że po mnie będziesz musiała pójść na kurację, a z toalety będziesz musiała korzystać w domu, i tylko w domu” mówiłem do siebie w myślach. Jednak tym razem to musiało potoczyć się inaczej.
Mała czarna przysunęła się bezszelestnie.
- Tamten facet mówił, że Ty mu kolejkę zajmujesz.
- No tak, staram się.
- I nazwał Cię Andy Warholem.
- Mhm...
- Ja tak nie uważam, w każdym bądź razie. On myli postacie i to dosyć konkretnie – przez alkohol miałem lekkie problemy z wyciąganiem wniosków, więc nie poczułem czy była to obraza czy wręcz przeciwnie.
-Dla mnie Andy to był ktoś wielki – kontynuowała Mała – Zdecydowanie wyprzedził epokę. Uwielbiam jego pracę. Po prostu kocham to, w jaki sposób przedstawia uniwersalność istoty ludzkiej. W swojej hierarchii, cenił na równi ludzi jak i rzeczy, które zaliczyłbyś do podstawowego użytku. I tutaj właśnie lubię się z nim zgadzać, bo to nie jest taki proste pokochać np. skórkę od banana albo zignorować tak człowieka, aby stał się porównywalny do skórki od banana. Ja i mój chłopak kochamy pop-art.
Spojrzałem w tłum. Przy jednym stoliku siedział przeraźliwie chudy dresik, wytatuowany chyba w każdym zakątku ciała. Rozglądał się i szukał kogoś.
-Kontynuując, Andy to jednak wyższa półka, no bo spójrz na siebie, no nie błyszczysz tutaj. Masz słabą fryzurę, ubierasz się w słabych sklepach, masz słabe oprawki, chyba słabo tanie były, bo jeszcze widać, że dosyć nowe, no i ogólnie to raczej do Andy’ego to długa droga Cię czeka – nie przerywając spojrzała w kierunku toalety. Została jeszcze jedna osoba. – Mój chłopak to właśnie się trochę stylizuje, no i wiesz, on to ma look. Podobnie chyba jak ja, bo raczej to ja mam look, co nie?
Pieprzyła niemiłosiernie. O ciuchach, sklepach, chłopaku, pillingu, pedicure, wyrywaniu damskich wąsików pincetą, o wizytach w salonie odnowy biologicznej, u fryzjera intymnego. Moja głowa już nie mogła przyjmować więcej informacji. Helikopter nie pozwalał mi myśleć, a co dopiero słuchać tych bzdur. Pozostawało mi tylko kiwanie głową.
- Co nie? Halo, słyszysz!
- Tak, tak..
- Jak Ty się w ogóle nazywasz? Bo ja...
Spojrzałem na bar. Barman tylko czekał na moje potknięcie, aby mieć powód do wyjebania mnie na zbity pysk. Niepotrzebnie wylałem na niego browar. Czy ona właśnie się przedstawiła?
- No to super, że się ze mną zgadzasz. Wracając..
Chociaż czy tak naprawdę ja sterowałem tą ręką? Nie byłem pewien, ale to i tak szczęście, że jeszcze tutaj jestem, względnie cały i zdrowy. No może bez tego drugiego.
- No bo to jest tak, że idziesz, zapisujesz się, chociaż, może Ty tam już byłeś co?
Pociłem się, bujałem wokół własnej osi. Zamazywała mi się chronologia, na dodatek nie mogłem wydusić z siebie słowa. Pozostało mi tylko przytakiwanie w rytm wypowiadanych przez Małą sylab.
- No to Ci opowiem, bo widzę, że by Ci się trochę przydało.
Spojrzałem znowu w głąb sali. Jej domniemany facet, tym razem nie siedział sam. Siedział z dwoma karkami, rozglądając się nerwowo. Więc teraz to już pewne. Bezapelacyjny Wpierdol przy wyjściu.
- No bo jak chodzisz na tą jogę, to wiesz, czujesz się taki wolny. Ja z chłopakiem tak właśnie chodzimy.
Ostatnia osoba musiała tam wciągać kilo fety, bo według mnie trwa to już pół wieku. Znowu podeszły mi wymiociny do gardła. Tym razem sytuacja była krytyczna, bo nie dość, że miałem mały silniczek w głowie, który pierdolił mi obraz, rozpędzając go do granic możliwości, to jeszcze wzrok skupiał się na rozmytym od potu makijażu Małej Czarnej, na barmanie wycierającym z wściekłością umyte kufle, oraz na tym kutasie mojej współtowarzyszki i siedzących obok niego jądrach.
Sytuacja zaczęła się więc zbliżać do punku kulminacyjnego. Czułem się coraz gorzej, cycki Małej zaczęły zgrabnie falować, a jej chmielowe usta zaczęły ponętnie pożerać moje resztki silnej woli. To się musi źle skończyć. Ale zanim się skończy będę miał jeszcze czas na zachowanie resztek godności.
Usłyszałem powolne kroki za drzwiami łazienki. Mała wprowadzała mnie teraz w tajniki zbawiennych skutków okładu z rozżarzonych węgielków na piętach. Jej facet wstał i zmierzał w moim kierunku, a do niego dołączył się barman. Dźwięk klamki, drzwi się otwierają i mam jakieś pięć sekund na działanie.
- No i wtedy właśnie możesz… popatrz możesz już wchodzić, tylko Ci dokończę jeszcze- zaczęła kolejną kwestię.
Zbliżyłem głowę do jej twarzy. Jej włosy musnęły lekko moje policzki. Poczułem jej perfumy, wymieszane z dymem papierosów. Jej źrenice rozszerzyły się.
- Wchodzisz ze mną?
Cisza. Myślę, że była w takim szoku, że nie mogła wydusić z siebie ani jednego dźwięku. Była zbulwersowana zarówno propozycją jak i tym, że w moim bogatym słowniku, jest więcej zwrotów niż kilka tych, które wymieniłem. Dla mnie ta chwila trwała wieczność. Kiwnęła głową.
Teraz albo nigdy.
Weszła lecz wyraz niedowierzania nie znikał z jej twarzy. Zatrzasnąłem drzwi miotłą. Spojrzałem na nią. Przez to, że szybko musiałem stać się stuprocentowo męski, mój żołądek stanął na wysokości zadania. Promile we krwi przestały być ważne.
- Mamy jakieś dwie minuty – powiedziałem jej na ucho. Ustami lekko dotknąłem jej karku.
Dotychczas rozbierałem ją tylko w myślach. Teraz mogłem to urzeczywistnić.
KONIEC
oceny: bardzo dobre / bardzo dobre
Życzę sukcesów, trzymam kciuki.