Go to commentsKamerad kaput
Text 29 of 44 from volume: Krew i ogień
Author
Genrehistory
Formprose
Date added2015-03-12
Linguistic correctness
Text quality
Views3192

Kamerad kaput


Czasami, w całej tej grozie otaczającej ludzi, bywały też momenty niezwykle komiczne. Jak choćby na przykład pamiętna wizyta komendanta rejonowego, poświecona sprawie kontyngentów żywności dla wojska niemieckiego.

Gmina wyznaczyła w tej sprawie kolejne zebranie wiejskie w Kamiennej Górze. Mieszkańcy patrzą nieśmiało i ciekawie zza płotów, jak do wsi przyjeżdżają nowi goście.

Główną uwagę spośród przybyłych gości zwracał mężczyzna w średnim wieku, z lekko wystającym brzuszkiem, dość szczelnie opiętym mundurem.  Towarzyszący mu wojskowi zwracali się do niego z szacunkiem, podszytym jakby lekkim strachem o to, czy zebranie w oddalonym od cywilizacji, dość dzikim i nieprzewidywalnym terenie, nie sprawi mu jakiejś przykrej niespodzianki.

Pan komisarz przybył czarnym osobowym autem, z nim dwa motocykle z przyczepami z przodu, jeden z tyłu, z uzbrojonymi żołnierzami. Cóż to za niebywała atrakcja, zwłaszcza dla dzieci. Pan komisarz kroczy w asyście przez wieś, zadaje osobom z towarzyszącej mu świty jakieś pytania  i ciekawie się rozgląda, ze zrozumieniem kiwając od czasu do czasu głową. Cała wieś się boi, bo kto to wie, co taka wielka władza może zrobić? Raczej nic dobrego. I czy nie wyjdzie z tego spotkania jakiś niepotrzebny zgrzyt? A bo to czy da się przewidzieć, co nawet niby to dobrze znani swoi ludzie ze wsi mogą wymyśleć? Ale każdy jest zarazem bardzo ciekawy, bo dotąd większość mieszkańców nie widziała z bliska Niemca.

Z nim przyjechał tłumacz – człowiek niepokaźny i szczupły, z lekka kulejący oraz kilku żołnierzy w charakterze ochrony, a także pojawili się dwaj policjanci ukraińscy. Zebranie odbywa się w dużym domu w agronomówce, bo agronom wywieziony został niedawno przez sowietów na Sybir.

Mowa jest głownie o kontyngentach, których potrzebuje armia niemiecka, niosąca bohatersko zdobycze zachodniej cywilizacji coraz dalej na wschód. Tłumacz czyta listę z gminy, na której są wymienione wielkości kontyngentu dla każdego gospodarstwa. Oczywiście, goście mówią też przy okazji o ukrywających się rosyjskich żołnierzach i zbiegłych z getta Żydach. Zabrania się surowo, aby im w jakikolwiek sposób pomagać. Grozi za to  jedna kara - śmierć. A tu wszyscy wiedzą, że ludzie w odruchu litości  karmią tych oberwańców, ukrytych w lasach, gdy przychodzą wieczorami  głodni i skamlą o kromkę chleba, czy kubek wody.

- Chłopi, jak to chłopi - mawiało się z przymrużeniem oka, aby w niektórych sytuacjach pokazać ich swoistą mentalność. Przynoszą ukradkiem z sobą bimber, czyli to,  co mają najlepszego, dając wyraz  starej polskiej gościnności. Po zebraniu chcą porozmawiać, jak człowiek z człowiekiem, chcą czegoś się dowiedzieć mniej oficjalnego, lub usłyszeć o dalekim świecie, posłuchać nowości, ciekawostek. Po oficjalnej części zebrania chcą poczęstować gości najlepszym bimbrem, chlebem i słoniną. Komisarz odmawia i udaje się w ścisłym towarzystwie do pokoju obok sali.

Tłumacz chwilowo jest mu niepotrzebny, gdyż komisarz chce porozmawiać w gronie swoich niemieckich podwładnych. Zostaje więc tłumacz w gronie  kilkunastu mieszkańców wsi. Próbują pociągnąć go za język, aby dowiedzieć się, jakie teraz „za Niemca” nadchodzą dla nich czasy. On na wszystko odpowiada - dobre, dobre, Gut, Gut. Niemcy Gut.  Ciekawie rozgląda się po surowych twarzach i próbuje wczuwać w kanciaste obyczaje  otaczających go szczelnie ludzi. Opowiada o swoim kraju, za którym zaczyna już tęsknić, o jego rodzinnej Saksonii. Co chwilę, jakby w roztargnieniu, przerywając opowieść wychyla kolejną stopkę bimbru. Stopki z grubego szkła są dwie. Jedna  przeznaczona wyłącznie dla gościa. Przypomina musztardówkę,  tylko ma o połowę mniejszą pojemność. Wszyscy swoi piją  z drugiej. Po niespełna godzinie tłumacz zapada w głęboki sen, a chłopi zamykają go w przyległej komórce. Już bez gościa kontynuują udane przyjęcie, gdy niespodziewanie nadchodzi komisarz. Rozgląda się wkoło, wreszcie pyta:

- Wo ist mein kamerad ?  (Gdzie jest mój kolega).

Ktoś mu odpowiada:

- Kamerad inwalid ist kaput.(Kolega inwalida jest martwy).

Niemiec odruchowo sięga po broń, nerwowo rozglądając się wkoło, wymachuje pistoletem, wrzeszczy coś po niemiecku, aż chłopom ciarki przechodzą po ciałach.

- Chłopy, on durny myśli, że my jego zabili, a my go tylko ugościli!

Wtedy ktoś  uchyla drzwi komórki.

Komendanta wstrząsa obrzydzenie na widok i odór, jakim przywitał go tłumacz. Cieknie mu ślina po brodzie, przewraca gałkami oczu pod przymkniętymi powiekami, coś niewyraźnie szprecha wśród krzywych uśmiechów.

Gdy niemiecki komisarz śpi w jednym z ich domów, nocą wychodzą z leśnych nor, stukają do okien  i skradają się do stodoły zgłodniali Żydzi, bo wiedzą, że w stodole spotkają wiadro z wodą, kawałek chleba i słoniny, surową marchew, rzodkiew, podpłomyka,  czy jakieś owoce czy gar ugotowanej kaszy, które przyniosła im babcia Celestyna.

Maleńką Żydówkę wyrzuconą z transportu bezdzietni Mydlarscy wzięli do domu i uznali za swoją córkę, Krysię. Inne żydowskie dziecko miało mniej szczęścia. Bogaty gospodarz Hryć podpatrzył, jak uratowane dziecię jego córka po kryjomu karmiła i gdy zostało samo, zabił dziecko.


- Zawiąż mi bacik. Podaję panu w niemieckim mundurze kij i sznurek. Słyszę - gut, gut Kind (dobre, dobre dziecko).

Mam nie tylko bacik. Dostaję miętowego dropsa.


Zimą przechowują kilku Żydów w parni warsztatu kołodziejskiego dziadka Ado. Wśród nich jest uratowany jakimś cudem z ucieczki z transportu Żyd z przestrzelonym gardłem, który dostał przezwisko `Hordło`.


  Contents of volume
Comments (5)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Wielki miłosierny Boże! Wielki, miłosierny i sprawiedliwy!
avatar
Dzięki Emilio za życzliwe spojrzenie i tak wysokie oceny.
avatar
Ha! Podoba mi się. Zadziwiające jak prawdziwe i niewymuszone mogą być opowieści z czasów wojny – a przez to bardziej poruszające.

Nie mogę wprost czytać o tym jak młodzi autorzy karykaturalnie opisują dziś tamte czasy. Zupełnie inaczej odbieram zaś takie realistyczne i prawdziwe historie. Naprawdę dobrze to napisałeś! Tak właśnie było. Podobnie czyta się dzienniki i pamiętniki naocznych świadków. To zawsze świetna lekcja historii.

Gratuluję dobrej roboty. Pozdrawia serdecznie,
Ten Śmiertelny
avatar
Proza wojenna w jej najlepszym wydaniu - jak u T. Borowskiego. Straszne, okrutne, niewiarygodnie podłe czasy.

Ludzie ludziom zgotowali ten los /Z. Nałkowska "Medaliony"/
avatar
Współcześni pisarze już nie wracają

NIE WRACAJĄ

do okropieństw hitleryzmu. To signum temporis dzisiaj obowiązującej retoryki. Alles gute, droga naszym sercom Germanio!
© 2010-2016 by Creative Media