Autor | |
Gatunek | historyczne |
Forma | proza |
Data dodania | 2015-03-12 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 3199 |
Kamerad kaput
Czasami, w całej tej grozie otaczającej ludzi, bywały też momenty niezwykle komiczne. Jak choćby na przykład pamiętna wizyta komendanta rejonowego, poświecona sprawie kontyngentów żywności dla wojska niemieckiego.
Gmina wyznaczyła w tej sprawie kolejne zebranie wiejskie w Kamiennej Górze. Mieszkańcy patrzą nieśmiało i ciekawie zza płotów, jak do wsi przyjeżdżają nowi goście.
Główną uwagę spośród przybyłych gości zwracał mężczyzna w średnim wieku, z lekko wystającym brzuszkiem, dość szczelnie opiętym mundurem. Towarzyszący mu wojskowi zwracali się do niego z szacunkiem, podszytym jakby lekkim strachem o to, czy zebranie w oddalonym od cywilizacji, dość dzikim i nieprzewidywalnym terenie, nie sprawi mu jakiejś przykrej niespodzianki.
Pan komisarz przybył czarnym osobowym autem, z nim dwa motocykle z przyczepami z przodu, jeden z tyłu, z uzbrojonymi żołnierzami. Cóż to za niebywała atrakcja, zwłaszcza dla dzieci. Pan komisarz kroczy w asyście przez wieś, zadaje osobom z towarzyszącej mu świty jakieś pytania i ciekawie się rozgląda, ze zrozumieniem kiwając od czasu do czasu głową. Cała wieś się boi, bo kto to wie, co taka wielka władza może zrobić? Raczej nic dobrego. I czy nie wyjdzie z tego spotkania jakiś niepotrzebny zgrzyt? A bo to czy da się przewidzieć, co nawet niby to dobrze znani swoi ludzie ze wsi mogą wymyśleć? Ale każdy jest zarazem bardzo ciekawy, bo dotąd większość mieszkańców nie widziała z bliska Niemca.
Z nim przyjechał tłumacz – człowiek niepokaźny i szczupły, z lekka kulejący oraz kilku żołnierzy w charakterze ochrony, a także pojawili się dwaj policjanci ukraińscy. Zebranie odbywa się w dużym domu w agronomówce, bo agronom wywieziony został niedawno przez sowietów na Sybir.
Mowa jest głownie o kontyngentach, których potrzebuje armia niemiecka, niosąca bohatersko zdobycze zachodniej cywilizacji coraz dalej na wschód. Tłumacz czyta listę z gminy, na której są wymienione wielkości kontyngentu dla każdego gospodarstwa. Oczywiście, goście mówią też przy okazji o ukrywających się rosyjskich żołnierzach i zbiegłych z getta Żydach. Zabrania się surowo, aby im w jakikolwiek sposób pomagać. Grozi za to jedna kara - śmierć. A tu wszyscy wiedzą, że ludzie w odruchu litości karmią tych oberwańców, ukrytych w lasach, gdy przychodzą wieczorami głodni i skamlą o kromkę chleba, czy kubek wody.
- Chłopi, jak to chłopi - mawiało się z przymrużeniem oka, aby w niektórych sytuacjach pokazać ich swoistą mentalność. Przynoszą ukradkiem z sobą bimber, czyli to, co mają najlepszego, dając wyraz starej polskiej gościnności. Po zebraniu chcą porozmawiać, jak człowiek z człowiekiem, chcą czegoś się dowiedzieć mniej oficjalnego, lub usłyszeć o dalekim świecie, posłuchać nowości, ciekawostek. Po oficjalnej części zebrania chcą poczęstować gości najlepszym bimbrem, chlebem i słoniną. Komisarz odmawia i udaje się w ścisłym towarzystwie do pokoju obok sali.
Tłumacz chwilowo jest mu niepotrzebny, gdyż komisarz chce porozmawiać w gronie swoich niemieckich podwładnych. Zostaje więc tłumacz w gronie kilkunastu mieszkańców wsi. Próbują pociągnąć go za język, aby dowiedzieć się, jakie teraz „za Niemca” nadchodzą dla nich czasy. On na wszystko odpowiada - dobre, dobre, Gut, Gut. Niemcy Gut. Ciekawie rozgląda się po surowych twarzach i próbuje wczuwać w kanciaste obyczaje otaczających go szczelnie ludzi. Opowiada o swoim kraju, za którym zaczyna już tęsknić, o jego rodzinnej Saksonii. Co chwilę, jakby w roztargnieniu, przerywając opowieść wychyla kolejną stopkę bimbru. Stopki z grubego szkła są dwie. Jedna przeznaczona wyłącznie dla gościa. Przypomina musztardówkę, tylko ma o połowę mniejszą pojemność. Wszyscy swoi piją z drugiej. Po niespełna godzinie tłumacz zapada w głęboki sen, a chłopi zamykają go w przyległej komórce. Już bez gościa kontynuują udane przyjęcie, gdy niespodziewanie nadchodzi komisarz. Rozgląda się wkoło, wreszcie pyta:
- Wo ist mein kamerad ? (Gdzie jest mój kolega).
Ktoś mu odpowiada:
- Kamerad inwalid ist kaput.(Kolega inwalida jest martwy).
Niemiec odruchowo sięga po broń, nerwowo rozglądając się wkoło, wymachuje pistoletem, wrzeszczy coś po niemiecku, aż chłopom ciarki przechodzą po ciałach.
- Chłopy, on durny myśli, że my jego zabili, a my go tylko ugościli!
Wtedy ktoś uchyla drzwi komórki.
Komendanta wstrząsa obrzydzenie na widok i odór, jakim przywitał go tłumacz. Cieknie mu ślina po brodzie, przewraca gałkami oczu pod przymkniętymi powiekami, coś niewyraźnie szprecha wśród krzywych uśmiechów.
Gdy niemiecki komisarz śpi w jednym z ich domów, nocą wychodzą z leśnych nor, stukają do okien i skradają się do stodoły zgłodniali Żydzi, bo wiedzą, że w stodole spotkają wiadro z wodą, kawałek chleba i słoniny, surową marchew, rzodkiew, podpłomyka, czy jakieś owoce czy gar ugotowanej kaszy, które przyniosła im babcia Celestyna.
Maleńką Żydówkę wyrzuconą z transportu bezdzietni Mydlarscy wzięli do domu i uznali za swoją córkę, Krysię. Inne żydowskie dziecko miało mniej szczęścia. Bogaty gospodarz Hryć podpatrzył, jak uratowane dziecię jego córka po kryjomu karmiła i gdy zostało samo, zabił dziecko.
- Zawiąż mi bacik. Podaję panu w niemieckim mundurze kij i sznurek. Słyszę - gut, gut Kind (dobre, dobre dziecko).
Mam nie tylko bacik. Dostaję miętowego dropsa.
Zimą przechowują kilku Żydów w parni warsztatu kołodziejskiego dziadka Ado. Wśród nich jest uratowany jakimś cudem z ucieczki z transportu Żyd z przestrzelonym gardłem, który dostał przezwisko `Hordło`.
oceny: bezbłędne / znakomite
oceny: bezbłędne / znakomite
Nie mogę wprost czytać o tym jak młodzi autorzy karykaturalnie opisują dziś tamte czasy. Zupełnie inaczej odbieram zaś takie realistyczne i prawdziwe historie. Naprawdę dobrze to napisałeś! Tak właśnie było. Podobnie czyta się dzienniki i pamiętniki naocznych świadków. To zawsze świetna lekcja historii.
Gratuluję dobrej roboty. Pozdrawia serdecznie,
Ten Śmiertelny
Ludzie ludziom zgotowali ten los /Z. Nałkowska "Medaliony"/
NIE WRACAJĄ
do okropieństw hitleryzmu. To signum temporis dzisiaj obowiązującej retoryki. Alles gute, droga naszym sercom Germanio!