Go to commentsMecenas
Text 4 of 21 from volume: Jack Wolf z życia treści
Author
Genrecommon life
Formprose
Date added2015-11-06
Linguistic correctness
Text quality
Views1965

Oddy­cham sobie w małym labi­ryn­ciku na Kocha­now­skiego. Dużo jest tego psy­chicz­nego odde­chu bo przy­tul­niej. Widoki inne. Gdzieś tam zie­lone kopuły gar­ni­zo­no­wego, gdzieś tam stary słup ogło­sze­niowy, pod któ­rym cało­wa­łem się z miło­ścią cza­sów lice­al­nych. A mie­li­śmy fon­tannę tam­tego czasu, to powtórka poca­łunku odbyła sie na fon­tan­nie. Gdzie ja bym wtedy pomy­ślał, że kie­dyś w tym miej­scu stanę mię­dzy pół­kami? Gdzie ja bym wtedy pomy­ślał, że kie­dyś jesz­cze bedę się zasta­na­wiał, jak to wła­ści­wie można kogoś kochać? 

Nie potra­fię teraz tego. Koja­rzy się z wyłą­cze­niem hamulca w aucie, lub wyprawą po pija­nemu do obozu prze­ciw­nika. Eeech.....  

Mece­nas pan, skoro do rze­czy przy­stą­pić mamy, wyglaądał jak lord Hali­fax z jakie­goś pro­gramu Woło­szań­skiego. Ostrość kan­tów jego spodni dawała pewne sko­ja­rze­nia. Z tym, że można nimi ogo­lić czte­rech leśnych par­ty­zan­tów. Albo poszat­ko­wać pięt­na­ście kapust. Dla­czego czte­rech i pięt­na­ście? Nie wiem, sza­tan mi to pod­po­wiada. W końcu jestem Dark Side, z forum wyle­cia­łem. Zawsze mam w gło­wie pod­szepty, mózg zasrany pra­cuje, miast dać spo­kój mi, a ludu nie truć jadem swym.  

Ale on truje i nie daje spo­koju. Tak jak ktoś nie dawał spo­koju mece­na­sowi, dzwo­niąc nie­ustan­nie. Dzwo­nek miał banalny, bo „Kani­kuły”. Wresz­cie ode­brał.  

-Janku, klau­zule, jak i cała umowa, sa kom­plet­nie bez­pod­staw­nie zawarte-mece­nas wpa­trzył sie w dal, wykła­da­jąc na taśmę kawę Rodzinną, trzy mar­ce­pany firmy Soli­dar­ność i musz­tardę Chrza­nową. Nie wiem jakiej firmy. Zer­k­ną­łem w kie­runku wej­ścia, bo tam dwóch żuli­ków bacz­nie przy­glą­dało się mece­na­sowi. Instynkt naka­zał mi trzy­mać się bli­sko. Wysze­dłem sobie pod pre­tek­stem wyrzu­ce­nia śmieci do kubła przy ścia­nie. Zawsze mam ich pełno po kie­sze­niach, więc jakieś wyrzu­ci­łem.  

-Dzień dobry, mamy pyta­nie do sza­now­nego pana- jeden z żuli­ków zro­bił fał­szy­wie przy­milną mine- Wes­prze pan nas jakąś pią­teczką? 

-Albo fajkę czy pan ma- dołą­czył się drugi.  

-Pano­wie, nie mam dla Was czasu. Pozwól­cie, że opusz­czę ten roz­en­tu­zja­zmo­wany tłum…– mece­nas,nie zaszczy­ciw­szy ich nawet zer­k­nię­ciem,usi­ło­wał iść do góry.Pierw­szy żulik zastąpił mu drogę.Ja-sta­ną­łem mu na stopę i lekko pac­ną­łem pię­ścią w wysu­szony brzuch. 

-Do widze­nia- powie­dzia­łem grzecz­nie- Nie depcz mnie wię­cej. 

-Ochrona,kurwa...ochrona wielka kurwa mać!!!– drugi żulik zła­pał go za ramię i odcią­gnął– Idziemy Janek,kon­fi­den­tem tu śmier­dzi, tfu! 

Prze­szli na drugą stronę ulicy.Mece­nas stał obok mnie i przy­glą­dał im się cie­ka­wie.Nagle zapy­tał:  

-Dys­po­nuje pan bro­nią? 

-Być może nie- odpowie­dzia­łem. 

– Szkoda.Wie pan,jak byłem na wykła­dach w Con­ne­ti­cut,to widzia­łem na wła­sne oczy,jak skle­pi­karz postrze­lił trzech Murzy­nów,któ­rzy uda­wali dla zabawy,że napa­dają jego sklep.Potem był cie­kawy pro­ces,w któ­rym mój kolega jesz­cze wywal­czył dla niego odszko­do­wa­nie. 

-Poca­łuj mnie w chuja aż Ci się łeb zabuja!!!– ryk­nął na odchodne jeden z żuli­ków w moim kie­runku.Zeszli w dół, po chwili wessała ich ulica Woj­ska Pol­skiego.Zimno i mgli­ście,pod akom­pa­nia­ment jesien­nej mżawki. 

-Nie­wdzięczna ta pań­ska praca.Do widze­nia. 

Odszedł w góre wol­nym kro­kiem.Jak lord Hali­fax z jakie­goś pro­gramu Woło­szań­skiego.

 
  Contents of volume
Comments (3)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Literówki, brak ogonków i diakrytycznych znaków, otarta - jak pięta - interpunkcja, ale... co tam! Rękopisy śp. Marka Nowakowskiego też niejednego purystę przyprawiłyby o jakiś atak układu krążenia :-)))

Treść? Zob. ocenę :-)

Przyjaźnie :-D
avatar
Zanim przystąpiłem do lektury tego tekstu, wcześniej przeczytałem: "Na interpunkcji się nie znam od dziecka. Gubię też ogonki".
Informuję więc, że z interpunkcją nie jest źle, ze znakami diakrytycznymi również. Brakuje tylko przecinków przed: bo przytulniej, jakiej, aż; zbyteczny jest tylko przecinek przed: lub. Dostrzegłem tylko jeden brak znaku diakrytycznego (sie). Natomiast jest sporo błędów o charakterze technicznym: wielokropek ma aż pięć kropek, a powinien mieć tylko trzy; w dwudziestu miejscach po myślniku, w dziesięciu po kropce i w dziewięciu po przecinku brakuje spacji.
Ponadto w zwrocie "dla Was" zbędna jest wielka litera, podobnie w "musztardzie Chrzanowej". W zwrocie "Ja-stałem" zbędny jest łącznik, w konsekwencji wyszło z tego dziwaczne słowo. Nawet gdyby to miał być myślnik, to też byłby on tu zbyteczny.
Z tego powodu, że jest to na Publixo debiut, nie stawiam oceny za poprawność językową, a tylko za poziom literacki wystawić się nie da, więc ocen nie wystawiam w ogóle.
Ale przed zamieszczeniem tekstu na portalu warto go powoli i dokładnie przeczytać.
avatar
Ciekawa wartka akcja z żulikami, barwnym językiem i podszytą humorem ciętą inteligentną narracją. Chce się to czytać dalej.
© 2010-2016 by Creative Media