Author | |
Genre | prose poetry |
Form | prose |
Date added | 2017-02-28 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 2189 |
Sarny
Przecież nie ich szukałem, codziennie idąc w las.
Po prostu każdego dnia, około południa idę,
najprościej, jak można.Miastem, lasem, koło szpitala,
za szpitalem, dalej w las.
Bez oczekiwań. Bez założeń.
Idę sobie przed siebie, najkrótszą drogą. Niczego nie
szukam idąc;poza ruchem,czystym powietrzem, a co
znajduję, to czysty przypadek. Przypadek tego
dnia, tej godziny, tej minuty, tej sekundy.
Czasami, Coś zauważam. Czasami Kogoś,
a najczęściej coś, mijam. Ktoś, albo coś mnie
mija. Zwyczajnie.Spokojnie.
Nie myślałem chyba o niczym w tamtej
chwili. Nawet o tym, że jeszcze
tego roku nie spotkałem na trasie saren.
Nagle, jedna przebiegła leśną drogę. Bez rogów,
aha, samiczka, a za nią On, rogaty. Więc Para.
Stanąłem.
Były ode mnie ze dwadzieścia kroków.
Po chwili, jakby chciały się pochwalić swoją urodą,
przebiegły jeszcze raz, w tym samym miejscu i
wróciły tam, skąd się wzięły. I znikły po chwili za
drzewami, tak nagle, jak się pojawiły.
Tak zostaną w moim
notatniku spacerowym, codziennym, prawie.
ratings: perfect / excellent