Go to commentsNo2
Text 2 of 8 from volume: No1
Author
Genrehumor / grotesque
Formprose
Date added2013-01-03
Linguistic correctness
Text quality
Views2271

Wspinam się na tę pieprzoną górę. To śmieszne, bo namalowalem ją sobie sam, a potem zaznaczyłem kontury tak, by szczyt był jeszcze lepiej widzialny. Dodatkowo kazałem przyprowadzić publiczność, która marznie, odgraża się, a niektórzy z nudów w kółko wypuszczają parę z ust i cieszą się do siebie jak banda zacofanych pawianów. Ale ja im jeszcze pokażę! 



*** 


Szczyt zdaje się być odwrócony do góry nogami. Kręci się po obręczy okręgu, przez co bohater nie jest w stanie powiedzieć, gdzie jest. Czy to już dno? Czy może osiągnął swój cel? 

Ktoś z publiczności zwymiotował, ale większość trzyma się jeszcze calkiem nieźle. Tylko jakiś mały dzieciak płacze, bo z mozołem stawiany przez niego bałwan rozleciał się w drobny mak. 



*** 


- Niebo to naturalne środowisko dla orłów – powiedział przypadkiem przechodzący tędy starzec. – To właśnie tutaj zaczynają robić to, co potrafią najlepiej – dodał, po czym zastukał drewnianą laską, która wyglądała jakby ktoś wystrugał z olbrzymiego pnia serpentynę. Uśmiechnął się szyderczo. 


Nie byłem chyba orłem, pomyślałem. Spojrzałem na swoje ramiona, na których nie było ani śladu piór. Nie potrafiłem też spojrzeć tak wyniośle, jak ten drapieżny ptak. Jeśli istniały moje wcześniejsze wcielenia, nie mogłem być orłem. Nie mógłbym całkowicie o tym zapomnieć. 


Niebo wyglądało jak hol poczekalni do wszechświata. Zapraszało mnie, bym wziął coś dla siebie. Coś mówiło mi, że chciałbym tu żyć. 


Starzec, który miał tylko przejść, zatrzymał się na dłużej. Uderzył drewnianą serpentyną o powierzchnię skały tak mocno, że krawędź, przy której stałem, wygięła się na kształ sinusoidy. 


Runąłem w dół, a jego szyderczy śmiech spadał zaraz obok mnie. 



*** 


W ustach czułem smak piasku. Splunąłem i zorientowałem się, że leżę w kałuży krwi. Wstałem, chwiejąc się. To wszystko przez multum połamanych kości. A przecież zamiast spadać z takiej wysokości, mogłem schodzić powoli, stopniowo. I wtedy moje kości zachowałyby ciągłość swojej formy. 


Jebana ambicja. Ale nie wytłumaczę swoim kościom, czym ona jest. Teraz mogą wydobywać z siebie żałosny chrzęst i wysyłać do mózgu informacje o przeraźliwym bólu. Dobrze, że nic sobie z tego nie robię. 


Poruszam się po drodze, którą sobie wyznaczam na tym pustkowiu. Niebo zdaje się być inną płaszczyzną, którą mogę tylko podziwiać. To zastanawiające, że nie chciałem nigdy żyć na dnie oceanu. Czy to faktycznie niżej?

  Contents of volume
Comments (4)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Opowieść zakwalifikowana przez autora jako satyra/groteska. Ja nie widzę tu nic do śmiechu. Mam tylko pytanie : O co chodzi? A może to materiał na wiersz? Nie wiem, o co chodzi z tą górą, która jest dnem. Nie wiem, jak on wstał, skoro miał połamane " multum" kości. Świat stworzony przez autora jest trudny do wyobrażenia, tym samym do zagłębienia się w środku. Przynajmniej dla mnie. Poprawność językowa dobra.
avatar
Jeśli chodzi o kategorię, ciężko mi było znaleźć jakąkolwiek kategorię dla tego tworu. Satyra/groteska była chyba najbliżej tego, gdzie można umieścić to opowiadanie.

Nie jest wcale taki trudny. Wystarczy nad tym chwilę pomyśleć ;)
avatar
Proza wizyjna z symboliką opartą na archetypach takich jak

góra
odwrócona góra
starzec z laską
laska-serpentyna
wyniosły orzeł
pustkowie
dno oceanu

Brak odniesień do jakiejkolwiek geograficznie określonej przestrzeni czy do wyznaczonego przedziału czasu uniwersalizują przekaz. Znane dzisiaj kolokwializmy, wplecione w narrację, "uwspółcześniają" treść, dlatego mamy wrażenie, że rzecz się dzieje TERAZ i TUTAJ.

Nic bardziej mylnego
avatar
Groteskowość i/czy absurdalność świata przedstawionego w tym utworze nie podlega dyskusji.

Dlaczego?

Bo rodzimy się, by... umrzeć?

Ale to tylko pozorna klęska. Per saldo CZŁOWIEK GÓRY PRZENOSI!
© 2010-2016 by Creative Media