Autor | |
Gatunek | romans |
Forma | proza |
Data dodania | 2014-01-20 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 3055 |
ROZDZIAŁ 1
- Jesteś pewna, że to tu? – usłyszała Kate.
Przewróciła oczami i zniecierpliwiona zgasiła samochód. Obejrzała się za siebie. Pytanie padło z ust jednej z jej przyjaciółek. Anna zawsze miała jakieś wątpliwości. Nigdy nie była pewna w żadnej sprawie. Nic dziwnego. Miała za sobą dziwny związek, który tak naprawdę trudno było nazwać związkiem. Jej były chłopak miał w zwyczaju polegać na swoich pięściach. Co prawda nigdy nie uderzył Anny, ale względem innych nie był aż tak wyrozumiały. Przez liczne bójki wdał się w problemy z prawem. Zawsze jednak udawało mu się uciec przed policją. Niestety ostatnim razem nie miał tyle szczęścia i sprawiedliwość wreszcie go dosięgnęła. I dobrze. Kate cieszyła się z takiego obrotu sprawy. Oczywiście współczuła przyjaciółce, ale dobrze wiedziała, że gdyby dalej tkwiła w tym dość toksycznym związku, cierpiałaby jeszcze bardziej. Wyszło jej to nawet na dobre. Po kilku miesiącach opłakiwania utraty „wielkiej miłości” Anna w końcu zwróciła uwagę na zaloty Jacka, który od pierwszej klasy wpatrywał się w nią, jak w święty obrazek. Co prawda Kate wie, że Anna nadal czasami myśli o swoim pierwszym chłopaku, ale wierzy, że wreszcie się otrząśnie po miłosnym zawodzie.
Kate długo przyglądała się przyjaciółce. Była naprawdę ładną dziewczyną. Mimo że nie nosiła markowych ubrań i nie miała ani grama tapety, to zawsze wyglądała świetnie. Jej kruczoczarne włosy okalały jasną twarz. Błękitne, jak woda w basenie oczy pasowały do małego piegowatego nosa ozdobionego modnymi okularami optycznymi. Całości dopełniały duże usta. Nie należała do najszczuplejszych, ale nigdy nie przejmowała się swoją wagą. A raczej jej nadwagą. Jak dla każdego w jej sytuacji liczył się nie wygląd zewnętrzny, ale to, co miała w sercu. Za to Kate kochała ją najbardziej. Znały się praktycznie od kołyski. No może niezupełnie. Ale od zawsze mogły na siebie liczyć. Obie doskonale wiedziały, że muszą sobie pomagać, wspierać się, skoro ich najbliżsi postanowili wcześniej zejść z tego świata albo po prostu zatopić swoje żale w butelce wódki, przez co trafiły do sierocińca. Na pierwszy rzut oka nikomu, kto wylądował tu na początku swojego życia, nie brakowało niczego. Opiekunki były troskliwe i dobre. Praca w sierocińcu była dla nich prawdziwym powołaniem, któremu oddawały całe swoje serce. Dlatego nikt nie odczuwał braku zainteresowania, a co najważniejsze miłości. Niestety były to tylko pozory. Tak naprawdę wszyscy potrzebowali chociaż jednego ciepłego słowa od któregoś z rodziców. Mimo to każdy mógł się czuć w bidulu, jak w domu.
Margaret, druga najlepsza przyjaciółka Kate dołączyła do nich nieco później. Miała jedenaście lat, gdy jej rodzice zginęli w wypadku. Nikt z jej rodziny nie chciał jej adoptować, więc decyzją sądu trafiła do domu dziecka. Mimo tak młodego wieku, wiedziała, co znaczy walczyć o swoje. Już na początku wdała się w konflikt z największą arogantką w bidulu. Sara od małej dziewczynki uważała się za księżniczkę i wymagała takiego traktowania od innych. Jej zarozumiałość brała się z tego, że była jedyną spadkobierczynią ogromnego majątku jej dziadka, który się nią zajmował i który zmarł, gdy miała osiem lat. Spadek miała objąć w dniu ukończenia pełnoletności, do której został już tylko rok, dlatego jej pewność siebie wzrastała coraz bardziej. Wszyscy się jej bali i „szanowali”. A tak naprawdę wszystkie dziewczyny. Wszystkie prócz Kate, Anny i Margaret. Sara irytowała się, że nie w każdym wzbudza strach. Nic dziwnego, że nie darzyła ich sympatią.
Margaret była bardzo podobna do Anny. Prawie, jak bliźniaczki. Różnicą były tylko włosy, a właściwie ich kolor i długość. Po skończeniu piętnastu lat Margaret wbrew zakazowi opiekunkom obcięła włosy i przefarbowała je na soczystą czerwień. Od wielu lat spotykała się również ze starszym o dwa lata chłopakiem. Ona oczywiście miała więcej szczęścia, niż Anna. Josh był bardzo sympatyczny i od razu zdobył sympatię Kate. Pochodził z bogatej rodziny, ale nie przeszkadzało mu, że jego dziewczyna mieszka w sierocińcu.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł, żebyś tu pracowała. Ten dom wygląda, jakby był nawiedzony. – powiedziała Margaret.
- Wielkie dzięki. Zamiast dodawać mi otuchy, wy jeszcze bardziej mnie denerwujecie. Jedynym złym pomysłem było zgodzić się na to, żebyście jechały ze mną. – odgryzła się Kate.
- Nie złość się. Po prostu nie chcemy, żeby coś ci się stało. – odparła Anna.
- A co może mi się stać? Przecież to normalny dom. Nic się nie dzieje.
- Wydaje mi się, że ten dom jest zbyt daleko od cywilizacji. A jeśli mieszkają tu psychopaci?
- A nocą straszą demony. – zakpiła Kate.
- Możesz się śmiać, ale ja wierzę w takie rzeczy. I wcale nie pomyślałam o demonach. – powiedziała urażona Anna.
- A o kim? O wampirach i wilkołakach? Kochanie, to nie „Zmierzch” czy „Pamiętniki wampirów”, tylko prawdziwe życie, gdzie jako normalna dziewczyna muszę zadbać o to, żeby pani Smith zgodziła się na naszą wyprowadzkę. Byłoby łatwiej, gdybyście i wy się do tego przyczyniły.
- Nie rozumiem. Przecież już dostałyśmy zgodę na zamieszkanie w innym domu.
- Tylko pani Mercedes się zgodziła. Jeżeli komisja nie przekona się, czy mamy odpowiednie środki, żeby żyć samodzielnie, nici z własnego mieszkania przynajmniej do osiemnastki. Mercedes nie bez powodu dała mi namiary na ten dom. Na pewno dobrze zna tych ludzi i wie, że nic złego mnie tu nie spotka. A poza tym chce nam pomóc i zgodziła się na mój pomysł.
- Jaki znowu pomysł? – zapytała zdziwiona Margaret.
Kate uśmiechnęła się przebiegle. Tak bardzo chciała zobaczyć minę przyjaciółek, gdy powie im, o co chodzi. Będą wściekłe. Ale nie robiła nic złego. Nie mogła przecież sama pracować na ich samodzielność. Ponadto pani Mercedes by się na to nie zgodziła. Uznałaby, że zarobione przez nią pieniądze są tylko jej i tylko ona dostałaby pozwolenie na przeprowadzkę. No cóż. Chyba najwyższy czas wyjawić im prawdę, pomyślała Kate z uśmiechem.
ROZDZIAŁ 2
- Co za dziewczyna. Aż się zgrzałam czując jej ciepło. – powiedziała Sharon z szerokim, ale zimnym uśmiechem. – Ciekawe, jak długo u nas wytrzyma, jak długo one wytrzymają. – dodała.
Drake doskonale wiedział, o co jej chodziło. Tak naprawdę miała na myśli to, jak długo ona wytrzyma. Zbyt długo była na głodzie. Tylko głupiec chciałby pracować dla kogoś takiego, jak ona. Chyba że nie wiedział, kim jest jego pracodawca. Jego matka była prawdziwą żmiją. Potrafiła zabić wzrokiem. Jak bazyliszek. Ale ona nie upajała się samym zabijaniem. Prawdziwą przyjemność sprawiała jej krew. Marzyła tylko o tym, by wbić swoje kły w ciepłe, tętniące życiem ciało. Niestety tą samą chęć odziedziczył po niej on. Choć tak naprawdę nie byli spokrewnieni, łączyło ich bardzo wiele. Jedną z tych cech było pragnienie krwi. Żył na tym świecie wystarczająco długo, by wiedzieć, że większość uważała go za śmiecia. Tą opinię podzielały szczególnie kobiety. Nic dziwnego. Traktował je, jak zabawki. „Kochał” je tylko do czasu, aż rozchyliły przed nim nogi. Potem odstawiał je, by zwieść inną naiwną. Żadna z nich nie była święta ani tym bardziej niewinna. Wszystkie, z którymi był do tej pory, dawno miały za sobą swój pierwszy raz. Znały się na „rzeczy”. Dzięki temu nie musiał martwić się o to, że seks będzie go do czegoś zobowiązywał. Większości kobietom zależało jedynie na przelotnej przygodzie. Owszem, zdarzały się takie, które oczekiwały czegoś więcej, ale niestety musiały pożegnać się z perspektywą założenia z nim szczęśliwej rodziny. To nie było dla niego. Liczyły się tylko korzyści. Zawsze taki był. Dlatego ludzie, a także wampiry i inne stworzenia nie wdawali się z nim w bliższe relacje. Wiedzieli, że jeśli mu zaufają, będą cierpieć. Cieszyło go to. Zawsze trzymał innych na dystans, nawet kobietę, którą nazywał swoją matką. Choć była jedyną kobietą, którą od wieków darzył jakimkolwiek uczuciem, nie traktował jej w szczególny sposób. Według niego była taka sama, jak inne. Pragnęła tylko zaspokojenia swoich pragnień, we wszystkich znaczeniach tego słowa.
- Jednak wydaje mi się, że jest inna. Płynie z niej dziwnie przyjemna energia. Jakaś niezwykła czystość. – mówiła dalej Sharon.
- Nie rozumiem, w czym urzekła cię jej niezwykłość. Pewnie jest taka, jak każda inna. – odparł gorzko Drake.
- Ale za to jaka piękna. – powiedziała matka.
- Miałem takich wiele. – odrzekł wampir z ironicznym uśmiechem.
Jednak, gdy wyjrzał przez okno, zobaczył coś, co przyprawiłoby go o zawał serca, gdyby żył. Ukazał mu się wspaniały widok. Mimo że na zewnątrz stały trzy dziewczyny, jego uwagę przykuła tylko jedna z nich. Przepiękna blondynka o smukłej sylwetce wywoływała u niego emocje, których do tej pory nie znał, a których jednocześnie bardzo się bał. To nie było do niego podobne. Nigdy na widok żadnej dziewczyny ręce nie drżały mu tak, jak teraz. Gwałtownie odwrócił się od okna i spostrzegł przenikliwe spojrzenie matki. Pewnie zauważyła jego reakcję. Jeszcze tego brakowało, żeby zaczęła kpić z jego słabości.
- Ta chyba przypadła ci do gustu bardziej niż inne. – powiedziała z szyderczym uśmiechem.
- Nie wiem, o czym mówisz. – odparł zirytowany. – Owszem, jest ładna, ale podobnie, jak wiele innych. Nie wyróżnia się niczym szczególnym.
- Jak chcesz.
Drake poczuł ulgę wiedząc, że Sharon skończyła się z niego nabijać. Mimo że nie chciał tego przyznać, wampirzyca miała rację. Nieznajoma dziewczyna spodobała mu się o wiele bardziej, niż inne. Co go w niej tak urzekło? Dopiero gdy razem z przyjaciółkami przekroczyła próg jego domu, zrozumiał.
Od razu poczuł jej wspaniały zapach, który jednocześnie był dla niego ogromną torturą. Nie mógł znieść tej podniecającej woni. W tej samej chwili do salonu wszedł Peter. Mały, łysiejący kamerdyner przyprowadził trzy młode kobiety.
- Panie w sprawie pracy. – oznajmił i ukłoniwszy się wyszedł z pokoju.
- Dzień dobry. – powiedziała nieśmiało blondynka.
W tym momencie Drake oniemiał. Z bliska jej uroda olśniewała jeszcze bardziej. Jej towarzyszki też były ładne, ale nie dorównywały swojej koleżance w niczym. Wampir w ukryciu podziwiał jej piękne brązowe oczy i duże pełne usta, które natychmiast zapragnął pocałować. Cienki biały t-shirt ukrywał idealny biust, a obcisłe dżinsy opinały zgrabne pośladki. Drake miał wrażenie, że eksploduje. Wyglądała tak smakowicie. Wystarczyłoby, że podszedłby do niej i zanurzył kły w jej idealnie opalonej, długiej szyi i jego tortura dobiegłaby końca. Nie. Ją zostawiłby na deser. Najpierw skosztowałby jej apetycznie wyglądających przyjaciółek, a potem podziwiając jej piękno wypiłby z jej lśniącego ciała gorącą krew. Sharon nie miałaby mu tego za złe. Sama by mu pomogła. Coś jednak go powstrzymywało od odebrania życia tym trzem kobietom. A głównie jednej.
ROZDZIAŁ 3
- Witajcie. – powiedziała kobieta siedząca przy wielkim stole.
W pierwszej chwili Kate poczuła nieprzyjemny dreszcz, który ustąpił miejsca podziwowi. Kobieta, która do niej mówiła nie była zwykłą kobietą. Była zaskakująco piękna. Choć wyglądała na młodą, miała siwe włosy. Mimo uśmiechu i ciepłego głosu, było w niej coś zimnego i mrocznego. Może Anna miała rację i w tym domu rzeczywiście straszy, pomyślała Kate. Rozbawiona własną naiwnością uśmiechnęła się do siebie.
- Jestem Sharon. – dodała kobieta. – A to mój syn, Drake.
Dopiero teraz Kate zwróciła uwagę na nieziemsko przystojnego chłopaka. Co za oczy, pomyślała. Wpatrywała się w tego złotookiego boga nie mogąc odwrócić wzroku. Wydawało jej się, że celowo ją hipnotyzuje, żeby ją uwieść. Był taki niesamowity, że nie mogła w niego uwierzyć. Do tej pory spotykała przystojnych chłopaków, ale w porównaniu z nim tamci mogli się schować. Czarne włosy podkreślały jego nienaturalnie jasną cerę. Pod ciemną koszulą można było dostrzec idealnie zarysowane mięśnie. Na szczęście nie wyglądał, jak przesadnie umięśniony facet, który osiągnął takie efekty głównie dzięki sterydom. On był prawdziwy, naturalnie piękny.
Ich oczy się spotkały i dopiero teraz Kate zdała sobie sprawę z tego, że wpatruje się w niego, jak idiotka. Speszona spojrzała na przyjaciółki, by zobaczyć ich reakcję. Nie zdziwiła się widząc pożądanie w oczach Anny i grymas zadowolenia układający się na ustach Margaret. Jednocześnie poczuła ukłucie zazdrości. Wydawało się jej, że tylko ona może tak na niego patrzeć i nikt inny nie ma do tego prawa.
Próbując zapomnieć o żywym bogu, który stoi naprzeciwko niej Kate spojrzała wreszcie na Sharon. W końcu to jej powinna poświęcić więcej uwagi, a nie jej synowi. No właśnie. Skoro jej syn był już dorosły, to czy ona nie powinna być starsza? Nieważne. Co ją to obchodziło? Najważniejsze, żeby oboje stali się za chwilę jej pracodawcami. No i musiała ich jakoś przekonać do jej pomysłu.
- Miło mi. – powiedziała w końcu. – Mam na imię Kate, a to Anna i Margaret. – dodała wskazując na przyjaciółki.
Sharon uśmiechnęła się szeroko.
- Tak, pamiętam. Mercedes wspominała mi o twoim planie. – powiedziała. – Wszystko załatwione. Twoje przyjaciółki mogą tu zostać.
- Czy to znaczy, że zatrudni nas pani? – zapytała zdumiona.
Nie zamierzała jednak cieszyć się zbyt wcześnie. Czekała na jakiś haczyk. To wszystko poszło zbyt gładko. I jakby na dowód tego, odezwał się jej syn. Dokładnie w tej chwili całe uznanie, jakim go obdarzyła przed momentem zniknęło na rzecz przepełniającej całe jej ciało złości.
- Chcesz ją zatrudnić tak po prostu? Nawet jej nie sprawdziłaś. Może powinnaś to jeszcze przemyśleć?
- Już to zrobiłam. Ale chyba masz rację. Powinnam zobaczyć, czy nadają się do pracy tutaj. Na razie zatrudnię was na okres próbny. – powiedziała łagodnie Sharon.
Kate uśmiechnęła się próbując nie okazywać negatywnych uczuć, jakie wzbudził w niej jej syn.
- Dziękuję. Czy zanim tu zamieszkamy, możemy pojechać po nasze rzeczy? – zapytała nieśmiało.
- Nie ma takiej potrzeby. W waszych pokojach czekają potrzebne wam ubrania i kosmetyki. Do końca dzisiejszego dnia macie czas wolny, ale poświęćcie go na zapoznanie się z domem i przede wszystkim z planem waszych obowiązków.
- Oczywiście. Jeszcze raz dziękujemy. – odparła Kate.
- Peter! – zawołała Sharon.
Do salonu ponownie wszedł uroczy podstarzały lokaj, którego Kate polubiła w pierwszej chwili. Był bardzo miły. I wyglądał bardzo śmiesznie.
- Tak Pani? – powiedział z powagą, co jeszcze bardziej rozbawiło Kate.
- Zaprowadź panie do ich pokojów. Niech się odświeżą, a potem pokaż im, co będą jutro robić.
- Tak pani. – odpowiedział i ruszył w kierunku drzwi dając tym samym znak, że dziewczyny powinny pójść za nim.
- Do zobaczenia Kate.
- Do widzenia. – odpowiedziała i wyszła za kamerdynerem.
Na chwilę zatrzymała się widząc złowrogi wzrok, od którego przeszły ją ciarki. W jego wzroku dostrzegła ten sam chłód, jaki widziała u jego matki. Zdenerwowana wyszła i dopiero na korytarzu przypomniała sobie, że ma teraz na głowie dużo ważniejszą sprawę. Zdążywszy wyjść prawie zderzyła się z Anną i Margaret, które utworzyły niebezpieczny mur, przez który nie miała szans się przedostać, żeby jak najszybciej uciec od ich gniewnego spojrzenia.
- Co ty sobie wyobrażasz? – zapytała Anna.
- Myślisz, że tu zostanę? Nie ma mowy. W mieście czeka na mnie Josh. – powiedziała stanowczo Margaret.
- A na mnie Jack. – wtrąciła Anna.
- Nie musicie tu zostawać, ale tak będzie dla was trudniej. Jak będziecie przyjeżdżać do pracy?
- Nie zamierzamy tu pracować. – oświadczyła Margaret.
- Nie? To gdzie chcecie zarobić pieniądze na czynsz za nasze mieszkanie? – zapytała wściekle Kate. – Bo chyba nie myślicie, że za wszystko będę płacić ja?
- Masz rację, ale dlaczego akurat tutaj? – zapytała przerażona Anna. – Ten dom naprawdę jest dziwny, a jeszcze gorsi są ci ludzie. Widziałaś tego kamerdynera?
- Petera? Owszem. Wygląda na miłego. – odparła Kate.
- Właśnie. Wygląda. Zawsze ci, którzy wyglądają na miłych okazują się bardzo niemili. Wiem o tym. Ty z resztą też. Myślałaś, że Mike jest twoim przyjacielem, a zrobił ci takie świństwo…
- Annie! – skarciła ją Margaret.
Kate zbladła. Przyjaciółka nieświadomie przypomniała jej coś, co chciała zapomnieć już na zawsze. Niestety to, co zrobił Mike odcisnęło piętno na całe życie. Na wspomnienie tego okropnego dnia, w którym jej kumpel (a przynajmniej sądziła, że jest jej przyjacielem) zgwałcił ją, robiło jej się niedobrze. Poczuła, że nogi uginają się pod nią. Zemdlała, ale zamiast upaść na ziemię poczuła silne ramiona, które ją złapały. Spojrzała w oczy swojego wybawcy i znieruchomiała, gdyż zobaczyła, że to Drake. Był taki przystojny. Zdecydowanie zbyt przystojny. Miała wrażenie, że tonie w jego oczach, które wpatrywały się w nią tak intensywnie.
Nagle się ocknęła i przed jej oczami stanął obraz Mike’a, który zdziera z niej ubrania. Zaczęła krzyczeć i bić nowo poznanego chłopaka.
- Puść mnie! – zawołała waląc pięściami w jego twardą, jak żelazo klatkę piersiową. – Puść…
ROZDZIAŁ 4
- Słyszysz? Puść mnie! – krzyczała dalej na tyle głośno, że u zwykłego śmiertelnika wywołałaby ból głowy.
- Puszczę cię, ale dopiero wtedy, gdy przestaniesz się szarpać i mnie bić. – powiedział Drake.
- Puszczaj! – zawołała w odpowiedzi dalej się szamotając.
Co w nią wstąpiło? Zachowywała się, jak wariatka. Nie zamierzał jej tak łatwo ustąpić. Nie znosił, gdy ktoś mu rozkazywał.
- Myślę, że lepiej by było, gdybyś jednak ją puścił. – odezwała się jedna z dziewczyn stojących na środku korytarza i przyglądająca się całemu zdarzeniu.
- Dlaczego? – spytał z ciekawości Drake.
- To skomplikowane, ale ona zawsze tak reaguje, gdy dotyka ją jakiś facet. – wytłumaczyła druga z dziewczyn.
Na twarzy Drake’a pojawił się ironiczny uśmiech, aż w końcu zaczął się śmiać w niebogłosy. Dopiero gdy dostrzegł łzy w oczach Kate i jedna po drugiej spływające po jej zarumienionych policzkach spoważniał. Na Boga! Ta dziewczyna naprawdę się go bała. Dlaczego? Czyżby wiedziała, kim jest? Nie, to niemożliwe. To musiało być coś innego. Tylko co? Nie czekając dłużej wypuścił dziewczynę z objęć. Jakież było jego zdziwienie, gdy Kate szybko wstała z podłogi i szybko przywarła do przyjaciółek zakrywając twarz dłońmi. Ten widok przestraszył go nie na żarty, a jednocześnie wywołał u niego przejmujący ból, którego nie potrafił wytłumaczyć. Widząc jej łzy czuł, że jego serce znowu zaczyna bić, by za chwilę ponownie się zatrzymać.
Nagle poczuł ogarniającą go wściekłość. Co go obchodziło, co jej jest? Nigdy nie przejmował się tym, co czują inni. On sam nie miał uczuć. W takim razie dlaczego łzy tej dziewczyny zrobiły na nim tak wielkie wrażenie?
„Może wcale nie jest ci obojętna?”. Podpowiedział mu zewnętrzny głos.
Bzdura. Nigdy na nikim mu nie zależało. Dlaczego miałby się przejmować losem jakiejś dziewuchy?
„Bo może wcale nie jest taką zwykłą dziewczyną?”.
Jeszcze większa głupota. Niby czym miałaby się różnić o d innych? Nie było w niej nic nadzwyczajnego. Tak bardzo chciał w to uwierzyć. Odejść bez jakiegokolwiek poczucia obowiązku, by z nią porozmawiać i zapytać, jak się czuje. Przestraszyła się? I dobrze. Tak właśnie powinno być. Te dziewczyny nie wiedziały, z kim mają do czynienia. Najbardziej martwił się o Kate. Ale dlaczego? Co to wszystko miało znaczyć?
Co miał z nią zrobić? Najłatwiej byłoby ją zabić i posmakować jej świeżej i czystej krwi. Ale może najpierw sprawdzę, jaka jest w łóżku? Na tą myśl uśmiechnął się chytrze. To byłoby całkiem ciekawe doświadczenie. Pierwszy raz miałby w swoich ramionach dziewicę. Niestety przypomniawszy sobie o jej reakcji na jego dotyk Drake mógł zapomnieć o upojnej nocy z tą pięknością. Jest zbyt nieprzystępna. Poza tym nie miał ochoty się nią bawić. W tej chwili dopadła go myśl, że chciałby o nią dbać i pilnować, żeby nic jej się nie stało. Do diabła! Co się z nim działo? Nigdy się tak nie zachowywał.
Nie racząc spojrzeć na Kate i jej koleżanki odwrócił się na pięcie i chciał odejść.
- Nie tak szybko. – usłyszał.
Zatrzymał się i podszedł do dziewczyn.
ROZDZIAŁ 5
- Mogę w czymś pomóc? – zapytał arogancko.
Kate poczuła mdłości. Była zła. Jak mogła się tak zachować? I to na dodatek wobec swojego szefa. Chyba naprawdę jej odbiło. Przeklęta Anna. Dlaczego właśnie teraz musiała jej przypomnieć o tamtym piekielnym dniu? Kate bardzo chciała przekonać samą siebie, że jej wybuch był spowodowany słowami przyjaciółki. Niestety dobrze wiedziała, że to ona sama ma problem. Śmiertelnie bała się mężczyzn. Ale nikt, prócz Margaret i Anny nie miał pojęcia, co doprowadziło ją do takiego stanu. No ładnie. Drake pewnie uznał ją za wariatkę. Chciał jej tylko pomóc, a ona tak go potraktowała. Nie czekając dłużej odpowiedziała na pytanie:
- Nie. To znaczy…Chciałabym cię przeprosić i podziękować.
- Podziękować? Za co? – zdziwił się.
- Za to, że nie pozwoliłeś mi upaść.
- Nie ma problemu. Nie chciałbym, żebyś pierwszego dnia w tym domu trafiła do szpitala albo żebyś straciła pracę.
- Więc dlaczego nie chciałeś, żeby twoja mama mnie zatrudniła? – zapytała przekornie.
Przez moment napawała się widokiem Drake’a zastanawiającego się nad odpowiedzią. W końcu zniecierpliwiony odparł:
- Po prostu nie wiedziałem, czy dasz sobie radę.
- Myślisz, że nie poradzę sobie ze sprzątaniem? Może nie wyglądam na bystrą, ale nie jestem na tyle głupia. – powiedziała ze złością.
Co on sobie myślał? Myśli, że jak jest przystojny i bogaty, to może wszystko? O nie! Po moim trupie, pomyślała Kate i odwracając się na pięcie zwróciła się do Petera.
- Możemy iść.
- Stój! – usłyszała.
Na dźwięk tego słowa znieruchomiała. Ten człowiek naprawdę był przerażający. Na tyle, że nie umiała odwrócić się i spojrzeć mu prosto w oczy. Jak na złość Drake wydał kolejne polecenie:
- Patrz mi prosto w oczy.
Zrobiła, co kazał. Nie potrafiła się mu sprzeciwić. Dlaczego? Ponieważ bardzo się go bała. Miał w sobie coś fascynującego, ale przerażającego zarazem.
- Wy możecie odejść. – powiedział zwracając się do dziewczyn stojących za jej plecami. – A ty pójdziesz ze mną.
- Dokąd? – zapytała przerażona.
- Nauczę cię, jak powinnaś traktować swojego pracodawcę. – powiedział z gniewnym błyskiem w oczach.
No pięknie. Co jej zamierzał zrobić? Pobić ją? Albo co gorsza wykorzystać? O nie! Nie zniosłaby tego drugi raz. Szybko przegoniła dręczące ją myśli i posłusznie poszła za chłopakiem.
ROZDZIAŁ 6
Co za dziewucha. Nie dość, że była piękna, to jeszcze miała temperament. Zaprowadził ją do ogrodu. Słońce już dawno schowało się za horyzont. Tym lepiej dla niego. Mimo że miał na palcu pierścień, który chronił go przed usmażeniem, wolał nie pokazywać się swoim wścibskim sąsiadom. Poza tym nie chciał, żeby przyjaciółki Kate ich podglądały.
- Posłuchaj mnie, kotku. Po pierwsze jestem twoim szefem i masz się do mnie zwracać per pan. Po drugie masz mnie szanować. A po trzecie uważaj na to, co mówisz i robisz, bo szybko możesz stracić tę swoją śliczną główkę.
- Teraz ty mnie posłuchaj cwaniaczku. Po pierwsze moim szefem jest pani Sharon i to do niej nie będę zwracać się na ty. Po drugie nie będę szanować kogoś, kto nie szanuje mnie. A po trzecie uważaj z tymi groźbami, bo szybko możesz stracić te swoje cenne klejnoty. Takich, jak ty znam zbyt dobrze, żeby się bać. Nie byłbyś pierwszą osobą, która by mnie skrzywdziła, więc o jedna rana więcej nie zrobi mi różnicy. – powiedziała nieświadoma tego, że trochę się zagalopowała.
Drake patrzył na nią tak, jakby miał przed sobą coś bardzo oczywistego, a czego nie umiał odczytać. Ta dziewczyna cierpiała. I to bardzo. Zdecydowania za bardzo, jak na tak młody wiek. Tylko dlaczego? Kto skrzywdził ją tak bardzo, że nie widziała już żadnego sensu w swoim życiu? Zrobiło mu się żal. Nie jej. Zabolało go, gdy zobaczył, że Kate się go boli. Tak naprawdę bardzo chciał ją przytulić i pocieszyć. Sprawić, by wszystkie złe rzeczy, jakie ją spotkały poszły w zapomnienie. Nie mógł patrzeć na jej smutek i rozgoryczenie. Było w niej coś tak czystego i niewinnego, że nie umiał tego objąć myślami. Nie wahając się zbliżył się do niej i złożył na jej ustach namiętny pocałunek. Zdziwiona odsunęła się od niego, ale tylko ona chwilę. Nieśmiało go pocałowała. O tak. Ta dziewczyna rzeczywiście była inna od wszystkich kobiet, które poznał do tej pory. Jak mogła być tak mało pewna siebie? Była na to zbyt piękna.
Napawając się cudowną chwilą Drake nie zwrócił uwagi na przyglądającą się całej sytuacji matce. Dopiero gdy Kate odsunęła się od niego i wymierzyła mu poniżający policzek, otrzeźwiał i widząc Sharon spoważniał.
- Co ty sobie myślisz? – zapytała z wściekłością Kate.
- Przepraszam. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. – wytłumaczył Drake, choć doskonale wiedział.
Chciał tego pocałunku bardziej niż czegokolwiek.
- Najwyraźniej coś głupiego skoro postanowiłeś mnie pocałować.
- Przypominam, że do niczego cię nie zmusiłem. Oddałaś pocałunek. Przyznaj, że ci się spodobało. Nigdy nikt cię tak nie całował, prawda?
- Żartowniś. Jesteś zbyt pewny siebie. A jeśli chodzi o pocałunek nie byłeś najgorszy, ale jak to mówią, szału nie ma…
- Zamknij się! – warknął i mocno chwycił jej rękę przyciągając ją do siebie. – Może pokażę ci, co jeszcze potrafię, co? – powiedział ze złością.
Wpadł w furię. Nie podobało mu się, że ktoś kwestionuje jego zdolności, nawet w tak błahej sprawie, jak całowanie. Dziewczyna wyrwała się i chciała uciec, ale przyciągnął ją do siebie i zmusił ją do pocałunku nie zwracając uwagi na jej próby ucieczki.
- Co robisz? Przestań! – zawołała w panice.
- Pragnę cię. – odpowiedział i ponownie ją pocałował.
Tym razem z większą żarliwością. Czuł jej oddech na sobie.
- Pragnę twojej krwi. Nie mogę się opanować. Musisz mi się oddać. Będziesz moja. – mówił dalej.
Nagle cała wściekłość i furia ustąpiły. Z przerażeniem zdał sobie sprawę z tego, co chciał zrobić.
- Błagam cię. Puść mnie. Nie chcę tego. Nie przeżyję tego, nie po raz kolejny. – usłyszał nagle.
Słowa, które wydobywała z siebie były dla niego niemożliwym do wytrzymania bólem.
- Kate, przepraszam. Nie chciałem… Nie wiedziałem. – powiedział próbując ją uspokoić.
Patrzył w jej zapłakane oczy. Do diabła. Znowu doprowadził ją de łez. Puścił ją, ale kiedy zamierzała odejść, wziął ją za rękę i ostrożnie się do niej zbliżył.
- Przepraszam. – powiedział cicho i delikatnie ją pocałował.
Ku jego zdziwieniu Kate nie odepchnęła go. „Nie chwal dnia przed zachodem słońca”, pomyślał spodziewając się nieprzyjemnego ciosu. Nic takiego jednak się nie wydarzyło. Dziewczyna oddawała pocałunki z taką żarliwością, że myślał, że za chwilę spłonie. Po chwili nastąpiło coś jeszcze bardziej niespodziewanego. Dziewczyna położyła głowę na jego ramieniu i wybuchła płaczem.
ROZDZIAŁ 7
Stali tak w bezruchu czekając na coś, co przerwie tą błogą ciszę. Kate czuła przynoszące ulgę otępienie. Mimo tego, co zaszło przed chwilą było jej tak dobrze. Tak wspaniale. Nagle jednak zdała sobie sprawę z tego, co robi. Uniosła głowę i patrząc Drake’owi prosto w oczy powiedziała:
- Przepraszam. To już drugi raz, gdy okazuję ci brak szacunku. Wybacz.
Bała się jego reakcji. Co, jeśli znowu wybuchnie niekontrolowanym atakiem? Jednak jedyne, co zobaczyła w jego oczach, to zdziwienie. Ogromne zaskoczenie, którego się nie spodziewała.
- To ja przepraszam. Wystraszyłem cię? Nic dziwnego, że tak zareagowałaś. Nie chciałem tego. Nie wiem, dlaczego się tak zachowałem. – odparł.
Tym razem to Kate była zdziwiona. Nie mogła uwierzyć w to, co słyszy. Ale mimo zaskoczenia powiedziała:
- Nie. Przepraszam cię za to, że cię pocałowałam. Nie powinnam była tego robić. To niestosowne.
I kolejne zaskoczenie. Na jego twarzy pojawił się figlarny uśmiech, od którego serce podeszło jej do gardła.
- To akurat mi się podobało. – powiedział dotykając jej policzka.
Kate odsunęła się, ale tylko po to, by zobaczyć, czy chłopak mówi poważnie. Gdy upewniła się, że to nie żart, przysunęła się do niego i pozwoliła się pocałować. Tym razem jego pocałunki były inne. Delikatniejsze. Dotykał ją tak czule i ostrożnie, jakby bał się, że za chwilę się rozpadnie.
Mimo przyjemności, jaką jej sprawiał Kate nadal nie mogła zapomnieć o tym, co wydarzyło się jakiś czas temu, gdy zaufała chłopakowi, którego uważała za przyjaciela, a także o tym, że chłopak, który obecnie jest przy niej, a na dodatek ją całuje, jest synem jej szefowej. Poza tym następnego dnia musiała wstać bardzo wcześnie. Jeżeli chciała zachować pracę, musiała zachowywać się stosownie. Gwałtownie odsunęła się od Drake’a i bez słowa uciekła do domu. Chciała pobiec do pokoju, który wcześniej pokazał jej Peter, ale zamiast tego skierowała się w odwrotną stronę. Tam, gdzie były pokoje jej przyjaciółek. Zapukała do jednych drzwi, ale nikt nie odpowiedział. Przestraszyła się, gdy w progu drugiego pokoju zobaczyła Margaret.
- Gdzie ty do cholery się podziewałaś? – zapytała Anna stojąca z tyłu.
Kate nie miała ochoty zwracać uwagi przyjaciółce, że właśnie przeklęła, co kłóciło się z jej wewnętrznym kodeksem. Jedyne, czego pragnęła, to…
- Dziewczyny, muszę wam opowiedzieć bardzo dziwną i jednocześnie przyjemną sytuację. – powiedziała zamykając za sobą drzwi.
ROZDZIAŁ 8
A niech to. To niemożliwe. Jak mógł pozwolić sobie na taką słabość? Jak mógł jej na to pozwolić? Jak zwykła dziewczyna mogła tak opanować jego umysł i serce? Nie. Ona nie była zwykła. Tak, jak powiedziała to Sharon. Kate miała w sobie coś, co przyciągało Drake’a tak bardzo, że nie potrafił się jej oprzeć. Co za dziewczyna.
Nagle usłyszał szum dochodzący z pokoju zza ściany. Jednak to nie odgłos płynącej wody sprawił, że Drake wyszedł z pokoju i udał się do sypialni Kate. To jej piękny, ciepły zapach. Czuł nagość jej ciała. Chciał jej dotknąć. Poczuć jej skórę, jak drży pod wpływem jego dotyku. Tak, jak wtedy, gdy ją całował. Bała się. Czuł to. Okropnie się bała. Jednak to nie powstrzymało jej przed pocałowaniem go. Czyżby ona czuła to samo? Tylko co to było? Sam nie wiedział, jak to nazwać? Pożądanie, zauroczenie czy miłość? Miłość, zaśmiał się gorzko. A może wszystko razem?
To niemożliwe. Nie mógł tak po prostu się zakochać. I to w jeden dzień. Zupełnie, jakby rzuciła na niego urok. Nie zdziwiłby się, gdyby było tak naprawdę. Kate wyglądała, jak anioł, który zstąpił z nieba, żeby go uratować.
Jednak dopiero gdy Drake zobaczył Kate w dużej wannie i zdał sobie sprawę z tego, jak blisko niej jest i jak piękne jest jej ciało, uwierzył w to, w co do tej pory nie chciał uwierzyć. Ta kobieta była stworzona dla niego i wydawało mu się, że on jest stworzony dla niej.
Wyszła z wanny i okryta ręcznikiem ruszyła w stronę drzwi. Zdziwiona jego widokiem zapytała:
- Nikt nie nauczył cię, że nie wolno wchodzić do czyjejś łazienki bez pytania?
- Przypominam, że to moja łazienka. – odparł z lekkością.
- W takim razie ja wychodzę.
- A jeśli ci nie pozwolę?
- A co? Zaatakujesz mnie tak, jak w ogrodzie? Spoko, już się przyzwyczaiłam do tego, że wszyscy robią coś wbrew mojej woli. – powiedziała z goryczą.
- Przykro mi.
Na te słowa Kate zaśmiała się histerycznie. Zdziwiony patrzył na nią, jakby była wariatką. Kiedy zapytał, o co chodzi, odwróciła się od niego i powiedziała:
- Tobie jest przykro? Przestań. Tylko czekasz, żeby dorwać się do moich pośladków. Dlatego tak mnie potraktowałeś w ogrodzie. Tacy, jak wy zawsze się tak zachowują.
- Tacy, jak my?
- Przystojni, bogaci. Udajecie miłych, zwodzicie, a kiedy wam zaufamy, wykorzystujecie nas nie zwracając uwagi na to, że ktoś będzie przez was cierpiał. – odparła przez łzy.
Gdyby Drake żył, znowu umarłby z rozpaczy, że musi patrzeć na jej cierpienie. Chciał swoimi pocałunkami zebrać ból z jej oczu, policzków i ust. Była taka bezbronna. Pragnął jej chronić. Jeszcze nigdy tak bardzo nie zależało mu na czyimś życiu. Zdawało mu się, że jego przeznaczeniem jest bronić jej za wszelką cenę. Nie może dopuścić, żeby stała się jej krzywda. Chciał zamknąć ją w swoich ramionach i schronić w nich tą małą słodką istotę, która stała przed nim pogrążona w smutku. Nawet nie zareagowała, gdy Drake dotknął jej nagie ramiona. Przytulił ją. I dopiero w tym momencie Kate odsunęła się i nie odzywając się wyszła z łazienki.
Chciał pójść za nią. Upewnić się, że bezpiecznie dotarła do pokoju. Ale gdy wyszedł z łazienki, usłyszał wołanie. Dokładnie w tym momencie przypomniał sobie, że czeka go jeszcze rozmowa z matką. Nie bał się. Interesowało go jedynie, co na ten temat sądzi Sharon. Czy będzie zła? A jaka miałaby być? Przecież Kate jest człowiekiem. Śmiertelniczką. Przeznaczeniem wampirów jest zabijać ludzi, a nie się w nich zakochiwać.
Zdenerwowany podążył za wzywającym go głosem. Otworzył drzwi do wielkiej sypialni, gdzie na ogromnym łożu leżała jego matka.
- Wzywałaś mnie. – powiedział i podszedł do niej.
Ująwszy jej dłoń usiadł obok niej.
- Chciałam porozmawiać o tej dziewczynie. – odparła sucho.
- Domyśliłem się. – powiedział z niekrytym niesmakiem.
- Wiesz, że to, co robisz jest niebezpieczne?
- Ona nie skrzywdziłaby nawet muchy. – dopiero gdy wypowiedział te słowa, uwierzył w ich prawdziwość.
- Nie martwię się o ciebie, tylko o nią. To dobra dziewczyna. Obudziła w tobie uczucia, których nigdy bym się po tobie nie spodziewała. Zawsze chciałam to u ciebie zobaczyć. Jak się zmieniasz. Z potwora w łagodnego, dobrego człowieka. Już myślałam, że nigdy to nie nastąpi. I wystarczyła jedna dziewczyna. Czuję jej dobro i dlatego nie chcę, żeby stało jej się coś złego. Poza tym Mercedes to moja przyjaciółka. Gdyby coś stało się jej podopiecznej, mielibyśmy poważne kłopoty.
- To nie jest zwykła dziewczyna. – zaprotestował. - Jest w niej coś, czego nie miały kobiety, z którymi byłem. Jest taka…
- Czysta? – dokończyła wampirzyca.
- Dokładnie. Nie wiem, jak to opisać. Dziwnie się przy niej czuję. Tak, jakby moje serce znowu zabiło.
- Zakochałeś się. – powiedziała bez wahania Sharon.
Drake spojrzał na nią zaskoczony. Dopiero słysząc to w słowach matki, która rozumiała te uczucia bardziej, niż ktokolwiek inny, wiedział, że to prawda.
- Niestety ona trzyma mnie na dystans. Zupełnie, jakby wiedziała, czym jestem. – Drake roześmiał się gorzko.
- A czego się spodziewałeś? Że rzuci ci się na szyję pierwszego dnia? Ona nic o tobie nie wie. Poza tym chyba nie myślałeś, że uda ci się zaciągnąć ją do łóżka. Nic z tego. Ona nie należy do tego typu dziewczyn.
- Wiem, że jest dziewicą i dlatego nie chcę robić niczego wbrew jej woli. Chcę jej pomóc, ale ona dziwnie się zachowuje. Jej przyjaciółki mówiły, że zawsze reaguje paniką, gdy ma styczność z mężczyzną.
- I nie domyśliłeś się, o co może chodzić? Wy, faceci widzicie tylko czubek własnego nosa.
- A ty? Ty wiesz, co ją spotkało? – zapytał Drake ignorując nieprzyjemne komentarze Sharon.
Kobieta kiwnęła potwierdzając.
- Wiem, co dzieje się w jej głowie. – powiedział. – Ona cierpi. I to bardzo. Spotkało ją coś tak strasznego, że nie może o tym zapomnieć. Ciągle o tym myśli i choć wie, że to sprawia jej jeszcze większy ból, na nowo odtwarza ten okropny obraz.
- Możesz mi to pokazać? – zapytał Drake.
- Jesteś pewien, że tego chcesz?
- Tylko w ten sposób dowiem się, co tak bardzo zniszczyło jej życie.
- Nie sądzisz, że powinieneś teraz zajmować się czymś innym? – zapytała nagle Sharon.
Drake doskonale wiedział, co miała na myśli. W tej chwili wszystkie wampiry przygotowywały się do wielkiej wojny z Mrocznym Panem.
Mroczny Pan był najpotężniejszym wrogiem wampirów. Jego sprzymierzeńcami były wilkołaki. Walczyli razem od zawsze. Stoczyli wiele bitew, krwawych i bezwzględnych. Mroczny Pan nie miał żadnej postaci. Kiedyś był człowiekiem, dobrym i kochającym życie. Lubił wesołe życie. Jego krótki żywot zakończył Wielki Czarodziej. Mroczny Pan opuścił swoje ciało i zaczął wędrować w poszukiwaniu tego, który go zabił. Po wielu latach błąkania się postanowił się zemścić. Swój gniew na wampirów skierował tylko dlatego, że przyjaźnili się z czarodziejami. Kiedyś przybrał postać wampira i zakochał się w Sharon, ale ta wiedząc o jego planach nie chciała z nim odejść. Jego nienawiść do wampirów wzrosła. Od tamtej pory wampiry i wilkołaki walczą ze sobą nie oszczędzając nikogo. Do tej pory to wampiry miały przewagę. Jednak Mroczny Pan obmyślił plan, dzięki któremu mógł odnieść ostateczne zwycięstwo.
To prawda, że Drake powinien zajmować się właśnie tym, ale w tej chwili najważniejsze było poznać powód smutku Kate. Choć tak naprawdę domyślał się, o co chodzi, chciał się upewnić.
Przekonawszy Sharon poszedł za nią. Gdy weszli do pokoju Kate, Drake upewnił się, że dziewczyna śpi. Nie chciałby, żeby wystraszyła się widząc jego i jego matkę w środku nocy pochylających się nad nią, jak demony, które chcą wyssać z niej duszę.
Przez chwilę Drake podziwiał jej piękną twarz. Potem usiadł na skraju łóżka i dał znak Sharon, by zaczęła.
To, co zobaczył wywołało u niego ból większy, niż wtedy, gdy się przemieniał. Ogarnęła go też fala wielkiego gniewu. Chciał zabić tego, który skrzywdził Kate. Nagle usłyszał, że dziewczyna coś mówi. A raczej krzyczy. Wyglądała tak, jak wtedy, gdy stracił nad sobą kontrolę i chciał ją zmusić, żeby przy nim została. Błagała o litość. W śnie łzy leciały jej z oczu. Nie mogąc tego znieść Drake dotknął jej policzka i powtarzał słowa pocieszenia. Gniew, który czuł na początku zamienił się we wściekłość, która przerażała jego samego. Kate w końcu się uspokoiła i zasnęła.
Nagle drzwi do pokoju otworzyły się i pojawiły się w nich Margaret i Anna. Nie wyglądały na zdziwione krzykiem przyjaciółki. Bardziej zaskoczył je widok jego i Sharon w jej pokoju.
- Przepraszam. Usłyszałyśmy krzyk Kate i domyśliłyśmy się, że musi mieć jeden z jej koszmarów.
- Anna! – skarciła ją Margaret prawie krzycząc.
No tak. To, co wiedziały było tajemnicą.
- No co? W końcu ktoś musi pomóc jej to przezwyciężyć. Ona jest już na skraju załamania. Jeszcze trochę i będzie siedziała w pokoju bez klamki i z gąbkami zamiast ścian. A jej jedynym ubraniem będzie kaftan bezpieczeństwa. – skomentowała Anna.
- Przestań! Nie powinnaś tak mówić. – powiedziała Margaret.
- O co chodzi? Dlaczego uważasz, że Kate niedługo oszaleje? – zapytał Drake.
- Bo niedługo będzie z niej wrak, a nie człowiek. W swoim życiu przeżyła więcej, niż powinna…
- Anna! – naciskała Margaret.
- No co? Nie słyszałaś słów Kate? Że chciałaby się wreszcie przed kimś otworzyć? Teraz pojawił się ktoś, kto mógłby pomóc jej zapomnieć o piekle, jakie przeszła. A Mike’a powinna spotkać największą z możliwych kar za to, co zrobił Kate. To potwór, nie człowiek. Nawet Ron okazał się na tyle przyzwoity, żeby mnie nie bić.
- Ron? – zapytał z ciekawości Drake.
- Mój były. – odpowiedziała Anna.
O tak! Anna miała rację. Ten cały Mike musiał zapłacić za to, co zrobił. Już niedługo Kate zazna wreszcie spokoju. Moja biedna mała Kate, pomyślał Drake. Pochylił się, żeby ją pocałować. Była cała rozpalona. Nie wiedząc, co się dzieje, zapalił lampkę i przerażony obudził ją. Kiedy otworzyła oczy, musiał odwrócić wzrok nie mogąc uwierzyć w to, co widzi.