Autor | |
Gatunek | sensacja / kryminał |
Forma | proza |
Data dodania | 2011-06-28 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 2669 |
Błysk flesza na chwilę ją oślepił. Grupa trzech mężczyzn za stołem prezydialnym przeniosła sześcioro oczu z brodawek sutkowych jednej z kandydatek na pryszczatego młodzieńca w skórze.
– Tu nie wolno teraz wchodzić. Casting trwa. Nie widać? – zawołał siedzący w środku nieogolony grubas, sterujący migawką ustawionego na statywie aparatu fotograficznego. Kandydatka na gwiazdę porwała z podłogi sweter, biustonosz i zakrywając biust schowała się w rogu pomieszczenia. Cyna powoli lustrowała skład komisji.
– No, no! Co my tu mamy? – odezwała się z nutą rozbawienia, tonem nauczyciela, który właśnie przyłapał w ubikacji kilku nastoletnich palaczy recydywistów. Cyna miała fotograficzną pamięć i była na bieżąco z portretami miejskich stręczycieli. Dwóch nie znała, ale grubasa po środku rozpoznała od pierwszego spojrzenia. Był to niejaki Roman „Glista” Glistowski, znany alfons, który dwa lata wcześniej zajmował się naborem dziewczyn na dyskotekach.
Jego strategia była dość prosta: razem z kolegami poił wybranki alkoholem z pigułką gwałtu, następnie zaciągali nieprzytomną ofiarę do mieszkania, robili dziewczynie pornograficzną sesję filmową. Zdobytym w ten sposób materiałem Glista szantażował ofiarę zmuszając ją do świadczenia doraźnych usług erotycznych różnym biznesmenom. Stworzył w ten sposób zgrabną sieć prostytutek na telefon. Za kratkami spędził półtora roku i z tego, co Cyna pamiętała od momentu wyjścia z Białołęki przycichł nie wchodząc w konflikt z prawem. Aż do dzisiaj.
Policjantka podeszła do cyfrówki i kopniakiem strąciła aparat ze statywu. Dwóch przybocznych Glisty podskoczyło w gotowości do bójki. Cyna leniwym ruchem odsłoniła kaburę ze służbowym pistoletem pod skórzaną kurtką.
– No i co, Glista, gruby cwelu, mało ci było dawania dupy przez półtora roku na Białołęce? – spytała spokojnie. Asysta grubasa zamarła w pół kroku, czekając na jakieś instrukcje od swojego szefa. Glista zalał się potem, ale nie stracił rezonu.
– A co, policyjna lesbo? Prowadzę legalny interes, nie wolno? – Cyna ucieszyła się, że rozpoznał w niej swoją nemezis. Podeszła do leżącego na podłodze aparatu fotograficznego, drogiej, zapewne wypożyczonej lustrzanki i wgniotła swoim glanem jej drogocenne body w podłogę. Jeden z asystentów grubasa jęknął w proteście.
– Koniec zabawy, kotki – oświadczyła Cyna. – Wypierdalać, ale już! – wrzasnęła tak, że dziewczyna, która bynajmniej nie była adresatką tego okrzyku wybiegła, aby ostrzec inne kandydatki. Zespół rekrutacyjny powoli, z godnością wstał zza stołu prezydialnego i skierował się do drzwi. Cyna nie pozwoliła im zabrać utworzonej bazy danych, wyjęła też kartę pamięci z pogruchotanego aparatu. Z drzwi i ścian zerwała plakaty i podeszła do kłębiącej się pod drzwiami, zdezorientowanej grupy dziewczyn. Pokazała im swoją legitymację i w krótkich, rzeczowych słowach wyjaśniła jaki był właściwy cel castingu, w którym miały zamiar wziąć udział. Kandydatki w pośpiechu rozproszyły się jak niepyszne.
W korytarzu pozostała jedna, ta, której Cyna obejrzała sobie cycki. Dziewczyna siedziała na krześle pod ścianą w krzywo naciągniętym sweterku i rozmazanym makijażu. Cyna podeszła i zaoferowała jej kawę w bufecie na piętrze.