Autor | |
Gatunek | sensacja / kryminał |
Forma | proza |
Data dodania | 2011-06-28 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 2798 |
Malicki odstawił garnek z wodą. Monika Kawa siedziała na krześle, drżąc, prawdopodobnie z zimna. Kaloryfery w mieszkaniu były skręcone i temperatura wewnątrz nie przekraczała osiemnastu stopni Celsjusza. Agent siedzący obok Kawy wyłączył nagrywanie w cyfrowym dyktafonie.
Przesłuchanie dało nadspodziewane rezultaty. Wszyscy agenci czuli, że o siódmej rano, na spotkaniu u Maluty, z dumą zaprezentują wyniki tego krótkiego śledztwa. W ciągu paru godzin zdołali uzyskać więcej niż warszawska policja przez kilka dni.
Przez pierwsze przedpołudniowe godziny następnego dnia prawdopodobnie będą w stanie namierzyć sprawcę. Wiedzieli, że mężczyzna o nazwisku Karaś zauważony przez Kawę na miejscu morderstwa, pracował przez dwa ostatnie miesiące dla Eon Ideas, firmy produkującej „Styl i Grację” jako oświetleniowiec. Jedyne, co pozostało im tej nocy do zrobienia to odstawienie Moniki Kawy do jej mieszkania na Białołęce.
– Dziękuję za pomoc – powiedział Malicki w kierunku worka zasłaniającego twarz kobiety. – Teraz proszę dać mi klucze od swojego mieszkania. Zawieziemy panią do domu.
Kawa obróciła głowę w kierunku Malickiego, przez chwilę w żaden sposób nie reagując, jakby nie dowierzała swojemu szczęściu. Wreszcie sięgnęła ręką do kieszeni spodni i po chwili niewielki pęk krótkich kluczy wylądował w garści Malickiego.
Porucznik skinieniem głowy dał znak agentowi stojącemu za Kawą. Ten wypracowanym ruchem wbił w ramię kobiety igłę i wycisnął zawartość niewielkiej strzykawki do mięśnia ramiennego przesłuchiwanej. Asystentka Rosołowskiej zaczęła drżeć na całym ciele, po czym zwiotczała i nieomal zsunęła się z krzesła. Malicki zdjął worek z głowy kobiety i znalazł się twarzą w twarz z nieładnym obliczem Moniki Kawy. Z otwartych ust kobiety kapała strużka śliny, gałki oczne odwróciły się nienaturalnie, ukazując nagie białka.
Malicki dał znak agentom, sam chwycił nieprzytomną kobietę za nogi i razem z dwoma współpracownikami przeniósł bezwładne ciało na wersalkę. Inny mężczyzna przyprowadził z drugiego pokoju aparat medyczny na metalowym wózku.
Sprzęt zaopatrzony był w kilka ekranów, zakończenia urządzeń pomiarowych i dwie elektrody na skórzanej uprzęży, którą agent fachowym ruchem przytroczył specjalnymi paskami na głowie kobiety.
Malicki ścisnął policzki Kawy i między rozwarte szczęki włożył kawałek materiału. Agent, który obsługiwał urządzenie do elektrowstrząsów podłączył aparat do gniazdka elektrycznego w ścianie i przekręcił przełącznik, wprawiając maszynę w stan czuwania. Urządzenie ożyło: lampki na konsoli zaświeciły się, wskazówki pomiarowe odchyliły się ze swojej pozycji po czym wróciły na miejsce, ciszę przerwał jednostajny pisk.
Malicki spojrzał na kolegów i kiedy uzyskał od nich potwierdzenie, że wszystkie parametry zostały odpowiednio ustawione przekręcił gałkę. Ciałem Moniki Kawy wstrząsnął potężny dreszcz, który trwał dokładnie tyle czasu, ile porucznik trzymał przekręconą gałkę. Kiedy zmniejszył natężenie prądu kobieta zwiotczała. Następnie agenci rozmontowali oprzyrządowanie i podnieśli bezwładne ciało, trzymając je za ramiona. Opuścili mieszkanie na Okęciu.
Zanim Marysia znalazła Cynę przy barze minęła godzina. Dziewczyna, ubrana w białą bluzkę, która uwydatniała obfite kształty jej jędrnego biustu, nie ukrywała skrępowania przemieszanego z wdzięcznością, a Cynie zdawało się, że wyczuła zapach świadczący o podnieceniu erotycznym. Spragniona kontaktu z drugim ciałem, Cyna chwyciła rękę dziewczyny i poprowadziła partnerkę na parkiet. Tańczyły blisko. Cyna wiła się wokół Marysi niczym wąż dusiciel przymierzający się do konsumpcji ofiary. Partnerka odpowiadała kręcąc biodrami zgodnie z lecącym w tle rytmem klubowej muzyki.
Agnieszka łapała w nozdrza zapach potu dziewczyny, feromony partnerki razem z wypitym alkoholem uderzały Cynie do głowy. Gdyby dysponowała penisem ten stałby teraz niczym gwardzista królowej angielskiej pod pałacem Buckingham. Przyciągnęła partnerkę za pasek od spodni i złożyła na jej ustach gorący pocałunek. Na swojej wardze poczuła język Marysi. W tym momencie na parkiecie zapadła cisza. Dziewczyny żegnane gwizdami i oklaskami wróciły do baru. Cyna postawiła nowej znajomej long drinka i poszła się odlać.
W toalecie opłukała zimną wodą spoconą twarz i w zbitym łazienkowym lustrze spojrzała sobie w zaczerwienione oczy. Naprawdę miała zamiar zdradzić Ankę? I to tylko dlatego, że ta nie zdołała wyrwać się z pracy a Cyna miała akurat gorszy dzień? Agnieszka zazwyczaj daleka była od wykorzystywania sytuacji. Zdawała sobie sprawę, że Marysia miała wobec niej dług wdzięczności. Ale także najwyraźniej na nią leciała. I trzeba to było przyznać, że ze swą wąską kibicią i włosami o kolorze lnu daleko bardziej przypominała Claudię Schiffer niż Anka.
Wróciła na salę, którą znów opanowała Gorączka Sobotniej Nocy. Idąc miała cichą nadzieję, że Marysia pójdzie po rozum do głowy, skorzysta z okazji i ulotni się w ciemny kąt sali, pozostawiając Cynę samą na pastwę uśmieszków obserwujących ją ludzi. Ale Marysia czekała, upiwszy pół drinka, ze spojrzeniem pałającym pożądaniem. Na kontuarze czekał na Cynę zamówiony dla niej identyczny drink.
Dziewczyny znalazły wolny stolik i zasiadły tam gapiąc się na salę. Sączyły przyniesione napoje i pozwalały wędrować dłoniom partnerki wzdłuż swoich bioder. Cynę ogarniało coraz większe upojenie. Do otaczającego je falującego w rytm muzyki tłumu doszło drganie gęstego powietrza. Po chwili głowa zrobiła jej się ciężka a oczy zasnuła mgła. Jej ostatnią myślą, była ta, w której rozpoznała, co podziałało na nią w ten sposób. Znała to uczucie, kiedy za chwilę straci przytomność. Rohypnol.