Przejdź do komentarzyMarchewkowy nos
Tekst 1 z 2 ze zbioru: Wiosenne rozważania bałwana
Autor
Gatunekfilozofia
Formaproza
Data dodania2016-01-15
Poprawność językowa
Poziom literacki
Wyświetleń2837

Jako,że bałwany na wiosnę topnieją, pewien bałwan rozmyślał po co go ulepiono.Wierząc,ze człowiek czegoś się boi,pewnie tego nie luepi jak zwyczajnych pierogów,postanowił zawziąć się sam na siebie i nie topnieć.Jednak na pogodę większego wplywu nie miał,a słońce przyświecało już coraz mocniej i nawet rękawiczki nie były mu potrzebne,dlatego pewnie spadly na ziemię.Bałwan stał samotnie,na coraz to większym kawałku pola,wśród niegdyś posadzonych marchewek,z których to jedna Ewka z klasy podstawowej dolepiła mu nos.Ewka przestała podchodzić do bałwana,ponieważ ztopniał i nie byl taki piękny i okrągły jak kiedyś.Rozbił się brzydki i zniekształcony.A ona podziwiała z daleka,co nawet bałwan zdążył zauważyć takiego chłopaka,który był najsilniejszy w klasie no i w ogóle ładny.Wszystkie dziewczęta się za nim oglądały,ale to Ewka uwzięła się tak jak bałwan na niego.Postanowiła,że podejdzie i porozmawia ze swoim wybrańcem.Tomek uśmiechał się co rusz to jakis kamyk na drodze końcem swojego buta popychając.

Bałwan stał i czekał cierpliwie,aby mu Ewka wytłumaczyła na czym polega miłość do największego chłopaka.

Ewka podeszła do niego i jak do siebie zapytała-Balwanku czego sie boisz?-Roześmiała się prosto w twarz i jemu i Tomkowi.

Bałwan potrafił się uśmiechać tylko ttkim uśmiechem,jaki mu Ewka przykleiła do jego śnieżnej głowy.

Patrzył więc na nią i myślał-ona musi wiedzieć czego się boję.

-Ewka popatrzyła z wyzszoscią na niego,bo sie kurczył i uśmiechajac sie od ucha do ucha powiedziała

-A wiem,ty się boisz światła,słońca i ciepła.Haahahhaaha.Nocy się nie obawiasz,bo śpisz,a i temperaura spada prawie do zera.

Tomek wziął Ewce tornister i śmiejac się razem z nia poszedł do szkoły.Po drodze obserwowali razem z Ewką,która coraz bardziej zawracala mu w głowie swoim przytakiwaniem i szczebiotaniem rosnace kwiatki.Tomek zerwal kilka kaczeńcow i podał je Ewce .

Na wizytację do szkoły miał przyjechać jakiś wazny pan,okazalo się,ze to biskup.

Ewka była podekscytowana bo miała wyrecytować wierszyk z pamieci.Oby tylko się nie zacięła-pomyslal Tomek.Długo się męćzył z nia razem nad zeszytami i książkami.

-Biskup zasiadl wytwornie na krześle,które pni specjalnie udekorowala jakims pięknym materialem,i usmiechając się do calej mlodzieży zapytał-

Lubicie się uczyć?

Pani która prowadziła klase Ewki kiwnęła znacząco głową w stronę młodzieży,żeby wszyscy zgodnie przytaknęli.Wiedziała,że Ewka poprawiła się z matematyki,dzięki Tomkowi,z polskiego też,że Tomek lubi przyrodę i tylko z tego przedmiotu najchętniej by się uczył,a że Antek uczy się pinie,ale mu nauka nie wychodzi tak jak Krzyśkowi,który prawie do książek nie zaglada i jest prawie prymusem.Pani bbyła dla wszystkich wyrozumiała,bo znała swoich podopiecznych od dziecka.Już 4 rok była wychowawczynia klasy VI.Dltego wszyscy jej słuchali prawie z pobożności biskupa i przytaknęli zgodnie rozumiejąc w lot jej dobre intencje.

Biskup zadowolony,że szkola pod ptronatem papieża JPII jest szkoła prawie modelową przytaknął pani i wsłuchał się w to,co rezytowala Ewka,ubrana w białą nowiutką bluzkę z kołnierzykiem i czarną spódnicę do kolan.

Ewka śmiało wyszła na scenę w swoich kozakach ze skóry i z usmiechem na swoich ustach zaczęła.

Po chwili rozległ się dzwonek,ktoś sobie zażartował,no i trochę w ten wspanialy obrazek wdarło się rumoru.

Ewka kiwnęła,dygnęła i próbowala kontynuować recytację,ale nic jej nie wychodziło.Nie wiedziała,na której zwrotce skończyła i próbowala zaczynać od nowa.Klasa zawyła.Biskup poruszył się na swoim krześle,ale nic nie powiedział uśmiechając się pobłażliwie do dzieci.

Pani cała zarumieniona podbiegła do Ewki instruując ją co ma robic dalej.Ewka zaczęła od nowa.

Na drugiej zwrotne się potknęła,trzecia powtórzyła jako pierwszą,a czwartej zapomniała.Klasa wyła bezlitosnie,a Ewka i pani zeszła ze sceny.

Pani wzięła mikrofon i poinformowala wszystkich,że Ewka ma gorszy dzień,a biskup ma do mlodzieży kilka pytań.Ewka ze złości prawie się rozpłakała,ale jakoś łzy jej nie za bardzo chciały płynąć,więc tylko wysiąkała nos w chusteczkę wychawtowana specjalnie przez matkę Tmka i wrzucila ja do kosza.

Biskup był miły z aparycji i nastawiony do młodziezy bardzo przyjaźnie,więc wszyscy rozsiedli się po turecku na podłodze w jiodełkę  w sali gimnastycznej.

Pani podała mu swój mikrofon i biskup zapytał

-Dzieci jesteście zadowolone że chodzicie do tej szkoły?

-Taaaaaak-wszystkie dzieci zgodnie i chóralnie przytknęły.

-Acieszycie się,ze szkole patronuje papież JPII?

-Taaaaaaaak-znowu biskup był zadowolony z odpowiedzi.

-A czy wierzycie w coś poza świętością?

Dzieci poruszyły sie i zapanował na chwilke szum,i harmider.Pani kiwnęla głową w stronę Tomka,aby się wypowiedział,ponieważ to on zajął I miejsce w konkursie polonistycznym.

Tomek wstal z podłogi w jodełkę i zaczął mówic poprawną polszczyzną.

-Jako,że pyta o to nas sam biskup,który jest przedstawicielem kościoła,do którego chodzę co niedziela z moją matką,to odpowiem szczerze-bardzo mnie cieszy świętość JPII,no i wierzę,że chciał coś nam przekazać na drodze nauki,która cenię sobie ze względu na moje powołanie i oceny.

-O jakie powołanie synu chodzi?

Tomek odpowiadał bez skrępowania typowego dla uczniów

-O powołanie do slużenia Bogu.

-Aha-biskup był podwójnie zadowolony.

-Tak, i dlatego nie cieszy mnie miasto,w którym nie czci się tak samo jak na wsi obrazu Matki Boskiej,czy też księży.W ogóle ta szkoła przygotowuje mnie do tego powołania właśnie ze względu na patronat.Biskup usmiechał sie czekając na dalszy ciag przemówienia,a Ewka zrobiła tak wielkie oczy do Tomka ze zdziwienia,że zapomniala w jednej chwili o swoim nieudanym występie.Co tam występ,on ma zostać jakimś ksiedzem?Przeraziła się nie na żarty.To z kim ona ię ożeni?Siedziala jednak cicho,bo pani miała na nią oko.

Tomek kontynuował

-Bo widzi biskup,mnie się wydaje,że JPII chciał zakrzewić w nas pojęcie prawdy,ale aby ten duch mógl zstąpić,jak duch całego narodu,musimy brac odpowiedzialność za  nią,za samcyh siebie.Nie mozemy pobłażać występkom i musimy dążyć jak on do najlepszych ocen i do doskonałości,to on pozostawił nam pewien kierunkowskaz,z którego jeśli nie skorzystamy teraz,to na zawsze zaprzepaścimy nie tylko swój osobisty rozwój,jako jednostki,ale tez ducha narodu którey wie,co jest mądrością.Tutaj mam okazję rozwijac mojego ducha i dlatego wypożyczam książki teologiczne,które zakupila nasza pani bibliotekarka,a mój kolega który interesuje się historią czyta wszystkie książki z tej dziedziny.

-Tak-biskup pryztaknał i poiedział

-Tak,nasz JPII powtarzał,ze mlodzież nie może usiąść na laurach.A laur oznacza,ze nawet największy zwycięzca musi pracować,aby pojawiły się pędy,ktore będą dalszą częścią rozwoju i wkładem wniesionym w takie instytucje jak ta szkoła.

Wszyscy klaskali i zrobiło się wesoło.Nawet Ewka zaklaskała,jednak po chwili szepnęła coś do swojej koleżanki Ulki i wyszły z sali trzymając się za ręce.Postanowiła,że nie będzie klaskała temu ohydnemu Tomkowi,który wystawi ją do wiatru i porozmawia ze swoim przyjacielem  bałwanem.Biskup rozdal calej klasie obrazki z Matka Boską z Częstochowy i odjechał.Tomek z panią wręczył mu bukiet z lilii.

Ewka zmarzła,bo nie załozyła czapki i poprzysięgając sobie zemstę na wszystkich zjadła obiad i wyszła na dwór na marchewkowe pole,o tej porze roku zmarznięte.Warzywnik,który prowadziła jej matka był ciemny,smutny i w ogóle jej nie interesowal poza bałwanem i zimą.Ewka przystanęła przed swoim przyjacielem skurczonym,chudym i topniejacym z wyrazem bólu,który w niej utkwił jak dwa czarne węgielki,wsadzone na siłe w śniegową głowę.

-Bałwanku,wiem,że boisz się czegoś dużego,dlatego sam się topisz.No i boisz się światła,a dzisiaj biskup powiedział,że największe światło to nauka,dlatego ja wyruszam w moich kozaczkach w miasto,bo na wsi to tylko ciemnota jest.Wszyscy zobaczą,jaka jestem mądra i dowiedzą się kim naprawdę jestem!A ten Tomek mnie zapamięta na zawsze!Zrobil mi największe świństwo na świecie!

Balwan pomyślał,żr owszem-wan,to wielki samochód.Tylko,że kto takim samochodem wjedzie na mały przydomowy warzywnik?Dlatego usmiechając się smutno,spoglądal na chmury.Ucieszył się,że było ich coraz wiecej,co prawda był marzec,ale w marcu jak w garncu.Slońce wyjrzało zza nich i smiało roztaczajac nad nim parasol z promieni patrzyło mu prosto w twarz.Bałwanowi pociekły śnieżne łzy po policzkach.Ale Ewka tylko się uśmiechała do słońca,nie przejmując się losem bałwana.A co tam,pomyślała,że bałwan to bałwan.Stopnieje i po nim.A na wiosnę to ona sobie kupi takie wysokie szpilki,jakie nosi jej matka,może na platformie.Jest prawie dorosla i będzie robiła,to,co chce.Odkleiła nos i oczy bałwanowi,bo po co miałyby zatopić się gdzieś w środku i wyrzucila wszystkie węgielki na pole.






  Spis treści zbioru
Komentarze (2)
oceny: poprawność językowa / poziom literacki
avatar
Sporo różnego rodzaju błędów językowych i interpunkcyjnych i literówek, ale tekst jest interesujący. Wymaga jednak sporej korekty językowej.
avatar
Sporo,niestety tak już mam,ze nie znoszę poprawiania błędów,ale dużo ich poprawiam,ze względu na pisanie na klawiaturze-nie tłumaczę się
© 2010-2016 by Creative Media
×