Autor | |
Gatunek | fantasy / SF |
Forma | proza |
Data dodania | 2016-03-07 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 2094 |
- Nigdy nie starałem się specjalnie o was wspominać lub, co gorsza, jeszcze was wymyślać. Ale dobrze. Skoro tak pragniecie mnie posłuchać, opowiadajcie!
- Pole, po którym przechodziłeś, było śliskie od krwi. Ciała twoich najbliższych wypełniały je aż po horyzont i broczyły posoką niczym zarzynane zwierzęta. Wspaniałomyślnie zielona trawa czepiała się twoich brudnych butów. Szedłeś niczym król, przepełniony od śmierci, lecz twój tron chylił się ku upadkowi. Skazałeś swój własny miot na niebyt, chociaż przecież sam go spłodziłeś. Zabijałeś nie widząc w tym potrzeby i twierdziłeś, że niesiesz w te strony kaganek nowej wiary. Dobrze wiedziałeś o potrzebie wydalania i dlatego onanizm umarł w kolorowych polucjach. Miałeś przecież uniform i ciepłe ręce. Bez żadnego wysiłku mogłeś rozebrać miot i ją ocalić. Każda kobieta przygotowywała krocze do pocałunku, przecież byłeś młody. Dlaczego wtedy przeszedłeś przez pole krwi, nawet nie używając przeprosin?
- To nie ja... i to do końca nie było tak ! Przysięgam! – powiedział Aster trzęsącym się głosem. – Nie mogłem jej tak zostawić! Nie wtedy! To była czysta perfidia przypadków! To był on!
- W takim razie dlaczego później wypisywałeś jej imię na ścianach?
- To nie ja! – jak echo powtórzyła Nana.
- To była jedynie niemoc oddalenia i poświęcenie siebie. Egoizm graniczył z cudem. Nie umiałem jej tego wytłumaczyć... Za długo byliśmy razem!
- Ale zabiłeś ją!
- Zabiłem! – ciężko wydusił z siebie mężczyzna i zwiesił ciężką głowę po chwili dodając: - Zadeptałem zieleń jak młodość i jej korzenie obumarły niczym ostatni pocisk, trzymany przez niebyt w ustach.
- Bzdura! Bzdurne gadanie! Kłamstwo! Nie było żadnej wojny! Starzec kłamie jak najęty! – Myśli mówiły to niczym mała dziewczynka, układając poszczególne sylaby w takt dziecięcej wyliczanki.
- 3x27 CP. 20.31.044. – wyszeptała Nana
.- Zamknij się wreszcie! – człowiek uniósł głos aż zawirowało powietrze i poniosło najmniejsze pragnienie o wiele dalej niż ku granicy jakiegokolwiek nieświata. Nic ważnego już się teraz nie liczyło. Pozostało tylko to małe i bezmyślne. Nie było o co walczyć i stary człowiek wiedział, że właśnie dziś został złamany. Koniec jest nieunikniony a niekontrolowana konwersacja nie potrafi podkreślić upływającego czasu. W ten prosty sposób zapomnienie stało się niespłaconym długiem, samemu sobie wyrządzoną krzywdą. Bezpowrotność jest wyalienowana, bezpowrotność jest upływająca.
- Idiotyzmy. – szepnął i zamknął oczy. Pod powiekami poczół piekący, niewypowiadalny krajobraz. Mignęły pod nimi także jakieś przestrzelone portrety. Kolorystyka walczyła z szarzyzną na skraju tęczy. Dzień ustępował wycieńczony z pola walki, wycofywały się na z góry upatrzone pozycje pola zielonkawej krwi. Wyzywająca, naga piękność, pląsała w udziwnionych pozach, wzajemnie przez samą siebie kusząc się wdziękami. Za nią dwa granaty przeciwpancerne obejmowały się głęboko oddając się bez żadnego skrępowania homoseksualnym ekscesom. Kiedy wyczerpała się technologia ostatniego uścisku granaty, rozognione przed momentem przyjemnością orgazmu, rozerwały się bez słowa.
- Idiotyzmy. – rzekła Nana. – Pukasz do drzwi, które na zawsze już przed tobą zatrzaśnięto. Ty się jeszcze nie narodziłeś. I pamiętaj, że przed halą czeka coś, coś już czeka.
Nana czekała na protest, na najmniejszy okrzyk rozpaczy, na gesty lub słowa, na niemoc. Ale Aster nie zareagował w ogóle na zaczepkę. Wiedział, że musi oszczędzać siły. Był przecież chory, był bardzo chory. Zasiadł z powrotem w fotelu i wierzchem dłoni otarł upartą łzę. I tylko świadomość kołatała niespokojnie do małych, zamkniętych drzwi.
- To jeszcze nie dzisiaj... Nie dzisiaj...
cdn...