Autor | |
Gatunek | fantasy / SF |
Forma | proza |
Data dodania | 2016-03-10 |
Poprawność językowa | - brak ocen - |
Poziom literacki | - brak ocen - |
Wyświetleń | 2162 |
- Właściwie już dokładnie nie pamiętam, kiedy odnalazłem wśród starty starych, pleksiglasowych kul czytniczych ten zapomniany zapis. Musiały jednak przeleżeć w bibliotece dzienników akpikiańskich niebywale długo, bowiem znajdowały się w stanie niemal zupełnego zapylenia odczytu. Kurz pokrywał niemal dwucentymetrową warstwą pierwszą, leżącą na wierzchu kulę, a pozostałe okręgi również były zniszczone wskutek braku kart chroniących zapis przed pyłem. Na samym początku nie odnalazłem właściwie niczego istotnego w tym fakcie, ot, zwykłe zapisy z minionej epoki, jakich tutaj pełno. Zresztą byłem prawdopodobnie jedynym historykiem, jaki jeszcze zapuszczał się w to bez wątpienia najstarsze, źle oświetlone i zapomniane przez wszystkich innych miejsce, nazywane „zakątkiem“ nawet przez pracowników biblioteki czytników. Pamiętam jednakże z jakim szczególnym rodzajem napięcia umieszczałem je w odgałęźniku mowy, zresztą ostatniego, jaki jeszcze był sprawny w całym budynku światowej biblioteki historycznej i jak bardzo na początku mnie rozczarował. Wychudła, niemal odlana z wosku twarz, zmieniona trawiącą ją chorobą, mówiąca słabo lecz dziwnie dobitnie matowym, zmęczonym tembrem głosu, który jakoś w przedziwny sposób nigdy mi do niej nie pasował. Nigdy przecież nie dane mi było poznać innych faktów z życia tego dawno zmarłego człowieka lecz sam zapis był moim zdaniem na tyle dokładny, że niejednokrotnie czułem się jak ktoś bliski, pochodzący wręcz z jego najbliższej rodziny. Również, pomimo wielomiesięcznych starań z mojej strony i niemalże rocznego „przekopywania” dokumentacji, znajdującej się w „zakątku”, nie udało mi się zdobyć żadnych innych danych o Olcoppe, którą spaliła mała gwiazda blisko szesnaście wieków temu. Jednak, im bardziej starannie analizowałem teksty, przekazywane przez mężczyznę w średnim wieku z drugiej strony trójwymiarowego, dawno już wypartego przez miksery oczne ekranu, tym bardziej dostrzegałem ogromną wagę tego zapisu, dokonywanego gdzieś w maleńkiej stacji podziemnej czy bunkrze ochronnym, umieszczonym na mobilnym asteroidzie klasy czwartej, zawieszonym na trajekcyjnych antenach w samym środku układu planet w mgławicy Kraba. Umieszczałem kolejne kule w czytniku według chronologii numerycznej słuchając z początku beznamiętnie i zupełnie nie zdając sobie sprawy jak z czasem zafascynuje mnie ta chuda twarz, trawiona nadchodzącą śmiercią – twarz Astera. Już bowiem słuchając zakończenia pierwszej kuli (ze względu na ogromną wręcz ilość kurzu początek zapisu był niemal w całości nieczytelny) dowiedziałem się, że miał na imię Aster i urodził się w Malt–Jarben, na północnym płaskowyżu doliny mgieł na Kroptonoxe. Z pochodzenia był Akspikiem, czternastym dzieckiem Fall-Ara, jednego z mechaników urządzeń mobilnych na Olcoppe, ukochanym dzieckiem matki, bitym czasami aż do nieprzytomności przez ojca, nałogowego alkoholika, zniżającego się często nawet już do sączenia Altamarru. Pomimo burzliwego dzieciństwa, które przechodził bardzo ciężko i niemal bez przerwy chorując, miał w życiu dość dużo szczęścia. Z tym zmiennym szczęściem dotrwał do okresu dojrzewania i wszedł w okres młodzieńczy, do którego bardzo często powracał we wspomnieniach, a od której rozpoczyna się dzisiaj jego pełen dramaturgii zapis.
Dzisiaj chciałbym podzielić się nim z tobą. Nie wiem wprawdzie, czy będzie miał on aż tak wielkie znaczenie jakie ma bez wątpienia w tej chwili dla mojej skromnej osoby, wydaje mi się jednak, ba, jestem o tym wręcz przekonany, że jest na tyle interesujący z punktu historyka kosmologii trzeciego rzutu, którym zostałem 54 lata temu, iż przytoczenie go choćby we fragmentach wniesie nowe światło na pojmowanie przez ciebie takich problemów jak ludzka odwaga, oddanie sprawie czy cierpienie, a które już dawno zostały wyplenione i odeszły w niepamięć nawet w terminach filozofii egoistycznej czy pedagogice ruchów rewolucji masowej. Aster jednak wierzył głęboko w lepszy i bardziej wyrozumiały świat, choć wydaje się, że nie znał mechanizmów, rządzących ludzką naturą i zachowaniami krytycznymi, które, być może, rodziły sie już w jego czasach. Jego wszechświat to wręcz sztampowa imaginacja, jak dla nas zetknięcie pitekantropa z komputerem dwudziestej piątej generacji. Jednak głęboko wierzył w to, iż jego rewelacyjnym przekazom uda się wkrótce zupełnie wykorzenić zło, od zarania dziejów pielęgnowane w wiarach, sercach i umysłach niektórych wczesnych cywilizacji. Pod tym i tylko pod tym względem był niczym pojedyncze zdanie, wyrwane z kontekstu całego opowiadania, jak dziecko bawiące się przedmiotami, których nie potrafi jeszcze wykorzystać logicznie zgodnie z ich przeznaczeniem. Ale wiem, że był tak zwanym „dobrym człowiekiem”...
Ja, historyk rasy fioletowej Arte – Gribbertu z trzysta siedemdziesiątego piątego mrowiska na Jargin Atkor, jako jedyny, być może, potrafię go w ten sposób ocenić.