Autor | |
Gatunek | fantasy / SF |
Forma | proza |
Data dodania | 2016-03-09 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 2300 |
A inni ? Inni przestali się dla niego liczyć już dosyć dawno, nie musiał się także o innych zamartwiać. Wszyscy inni przestali nagle być ważni i pozostali równie nagle poza stadium jego trwania. Gdzieś w czasie, zawieszone w jaźni niemal już zupełnie próżnej, pozostało jedynie pojmowanie okrutnej rzeczywistości, jej zrozumienie, coraz mniejsze chęci do działania i wyciągania dalekosiężnych wniosków. Zaczął się liczyć jedynie istniejący coraz silniej ból, spazmy wnętrza, wykrzywiana grymasami i nękana skurczami twarz, która nie potrafiła zapanować już nad normalną mimiką. Nerwowe drżenie i skoki mięśni wykrzywiały ją coraz bardziej niczym gumową maskę. W tej chwili najważniejszym wydawał się fakt, aby przeczekać jakoś te pół godziny, które oddzielały jego trzewia od pełnego działania zbawczego narkotyku. Czekał po prostu na to, aby mięśnie i ścięgna pozwoliły wreszcie opanować się przez rozkazy z głębi czaszki. Chciał powstać, a cała reszta wydawała się czymś zupełnie nieistotnym i niegodnym uwagi, czymś, co przekreślało w jakiś sposób pojmowanie rzeczywistości przez te „zaklęte” pół godziny, oczywiście, zanim środek zaaplikowany do głównej tętnicy szyjnej nie rozleje się po całym organizmie paraliżując ból i pozwalając mu na w miarę normalne funkcjonowanie.
Zdołał jakoś przemóc się i otworzył oczy. Powieki podnosiły się z trudem z szybkością filmu poklatkowego. Wokół człowieka, porozrzucane w naturalnym nieładzie, walały się stare fotografie, toczone historią i wypłukane w srebrze obrazy, które teraz, już po wszystkim, były jedynie kruchą pamiątką po wspaniałym rozkwicie ludzkiej cywilizacji i kultury. Jednakże i one, swoiste mgnienia zapisanych chwil, były niczym pocztówki, oglądane przez moment w kiosku z gazetami przez zapomniane przez Boga i ludzi miejsca na Ziemi. Nie potrafił sobie także uzmysłowić ile właściwie minęło czasu od tamtej pory, kiedy spoglądał na nie po raz ostatni zdając sobie sprawę, że są obrazami miejsc już niemal zupełnie nierealnych. Nie potrafił odbudować w sobie konstrukcji, architektury, ulic czy twarzy i to tym był w sumie najbardziej przerażony.
- Obrazy niepamięci... – szepnął. – Stare, dwuwymiarowe obrazy...
Jego schorowany, niszczony przez zupełnie nieznaną, genetyczną mutację kościec nie pozwolił mu nawet poruszyć w tej chwili palcami u rąk. Dłonie tkwiły na oparciach fotela, niezdolne do wykonania jakiegokolwiek ruchu. I tylko ta wszechogarniająca świadomość, że to w ten sposób dobiega kresu jego krucha egzystencja. A przecież był prawdopodobnie ostatnim żyjącym świadkiem, nie było zatem komu przekazać wielkiej tajemnicy, a stan zdrowia uniemożliwiał odszukanie choćby jednego z „powołanych”. I to schorowane ciało stało się niezależnie od niego samego ostatnim strażnikiem, a jednocześnie wyrocznią, która nie pytała wcale czy ma ochotę czuwać nad spełnieniem nadanej mu godności. Na tę drogę skierował go największy prestidigitator – ślepy los, choć jego życie zdawało się li tylko egzystencją, żartem z ducha człowieczeństwa, któremu nie mógł postawić powagi swoim nikłym majątkiem ciała. Wir czasu, nieznanego czasu, rzucił nim i pochłonął go gdzieś w trzewia ponadczasowości, niczym drobinę kwarcu na ogromnej plaży.
Pomysł przyszedł nagle, tak nagle, że sam zdawał się być nim zupełnie zaskoczony. Szalony wręcz pomysł, jak zwykł go później nazywać. Niezwykle ostro pojmując panującą wokół jego osoby rzeczywistość poczuł się pobudzony do działania. Miał przecież tak wiele pustych kul czytniczych, a te mogą w jakiś sposób dotrzeć do innych ludzi. Zaraz jednak potem pojawiły się pierwsze wątpliwości : A jeżeli przejmie je ktoś niepowołany ? Na Olcoppe, a zwłaszcza w Ran Reggro, nie było już jednak ani powołanych ani nie – Olcoppe była, poza nim, martwym światem ! A może przekazać wszystko transportowcem żywnościowym do jednej z większych bibliotek? Może właśnie tam, w zaciszu właściwemu takim miejscom, trafi na nie właśnie ta odpowiednia osoba?
- Wstyd się przyznać, ale jestem wybranym ! – wykrzyknął, ale jego głos pozostał słaby, matowy, pełen wewnętrznej rezygnacji. – Oszukałeś mnie, stary Moque znad jeziora. Oszukałeś mnie i oszukałeś innych. – rzekł już spokojniej, kryjąc głowę w podciągniętych ramionach
Ból odezwał się ponownie, ale nie był już tak silny jak poprzednio.
- „Powołanych” nie ma. Nakarmiłeś mnie złudzeniami. Całe swoje życie przeżyłem karmiony twoimi złudzeniami i to one doprowadziły mnie do takiego stanu. Umieram tak samo, jak umiera pamięć o Nakosie, tym wybawieniu wszystkich śmiertelnych. Miał być antidotum na śmierć, a gdziekolwiek się pojawił siał jedynie śmierć i zniszczenie. A teraz, kiedy właściwie jest moją własnością, właśnie mnie pozbawia życia – powoli wprawdzie, ale bezustannie. Kolejnemu z „powołanych” da na chwilę władzę absolutną, a kiedy przyjdzie i jego czas także jego zabije. Przeklinam dzień, w którym przybyłem na pokładzie małego mobila na planetę nazwaną Olcoppe, przeklinam moich rodziców, że ośmielili się dać mi życie i po tysiąckroć przeklinam również ciebie, stary Moque za to, że dałeś mi złudną wiarę w istnienie cudów ! Bądź zatem przeklęta, stara raso skarlałych mędrców, którzy rządzicie duszami wybranych jedynie według swoich własnych regół i upodobań! Kim jednak, tak naprawdę, są „powołani” ? Jeżeli są to ludzie ich wiedza może być nie tylko dla nich wielkim dobrodziejstwem i on musi to zrobić – przekazać Nakos poprzez wieki, wiedzę i uczucia dla tych, którzy będą potrafili zrozumieć! Może właśnie tam, w zaciszu czytniczych bibliotek istnieją ci, którzy czekają na jego ostatnią spowiedź. Lecz jaki właściwie sens ma teraz to wszystko? Wszak za kilka dni nie będzie miał już sił nawet na to, aby poruszać choćby wargami...
Targany sprzecznościami zapadł głęboko w oparcie, ponownie rozważając wszystkie za i przeciw swej niedawnej decyzji. Olcoppe jest martwą planetą, przy życiu mogła pozostać jakaś garstka, potrafiąca szybko się przystosować do jeszcze szybciej zmieniających się warunków klimatycznych. Wieczna pustynia zabrała wszystko, pozostawiając jedynie takich jak on, schowanych głęboko pod powierzchnią globu. Gwiazda CX-27 zbliża się do nas z szybkością kilometra dziennie i za kilkanaście tygodni spali wszystko doszczętnie, nawet tę garść wybranych. Pozostało niewiele czasu Trzeba się spieszyć. Za parę dni odlecą ostatnie tarcze ratunkowe.
Nagłym ruchem otworzył schowek z kulami, zbyt jednak gwałtownie, gdyż te bezwładnie rozsypały się po podłodze. Sprawdził opisy na grzbietach pudeł ochronnych i wybrał kilka zupełnie czystych, na których nie dokonywano uprzednio żadnego zapisu, poczym niezwykle starannie ułożył je na pulpicie przed sobą. Nie mógł odnaleźć ochrony zapisu, ale przecież w tym momencie nie był to najważniejszy problem. Pleksiglasowe czytniki kul miękko układały się pod dotykiem palców, kiedy wkładał je w ramę odgałęźnika mowy. Włączył przycisk nagrywania i wyostrzył obraz. Nikły cień uśmiechu przez chwilę pobłądził po wyniszczonej twarzy. Poprawiając się na fotelu przygładził włosy i głośno acz dobitnie powiedział :
- Kula pierwsza, zapis 1/1. Tylko dla „powołanych”...
cdn...
oceny: bardzo dobre / znakomite
Piotrku, przykro mi, ale wdarło się trochę błędów, ale na szczęście wiele z nich ma charakter techniczny. Mam na uwadze aż osiem zbędnych spacji przed wykrzyknikami i pytajnikami. Ale pojawił się też jeden błąd ortograficzny; "poczym" należy pisać rozdzielnie. Brakuje przecinków przed: paraliżując, ile, zdając, nie pozwolił, czy mu, poczuł, siał, także, przygładził. Zbędne przecinki przed: oglądane, potrafiące. Brakuje kropki przed: Trzeba (początek zdania). No i nie podoba mi się, że na początku tekstu w dwóch wersach aż czterokrotnie u żyto słowa "inny".
c, ile,